W wywiadzie dla „Guardiana” wicepremier Syrii Kadri Dżamil wezwał do rozpoczęcia rozmów, które nareszcie zakończyłyby wojnę domową. Jego zdaniem w tej chwili weszła ona w fazę, w której żadna ze stron nie jest w stanie zwyciężyć.

Z kolei jak podaje „Wall Street Journal”, najwięcej działań zbrojnych toczy się nie między siłami reżimu a rebeliantami, lecz w łonie samej rebelii. Fundamentaliści spod znaku Al-Kaidy walczą ze wspieranymi przez Zachód ugrupowaniami. Siły Baszara al-Asada przyjęły pozycje wyczekujące. Jeśli walczą, to w wojnie pośredniej – poprzez szyicki Hezbollah.
Serce konfliktu bije obecnie na przedmieściach największego syryjskiego miasta – Aleppo (ponad 2 mln mieszkańców) – oraz w strefie przygranicznej z Turcją. Właśnie tam najbardziej aktywne są milicje dżihadystów, będące pod silnym wpływem irackiego skrzydła Al-Kaidy (funkcjonuje pod nazwą Islamskiego Państwa w Iraku i Lewancie). Obecnie pogranicze z Turcją – jak wynika z map opublikowanych przez renomowany Institute for the Study of War – jest niemal w całości opanowane przez IPIL.
Pomimo zapewnień Wolnej Armii Syryjskiej (wspieranej przez Zachód i uznawanej za siłę umiarkowaną), jakoby dżihadyści byli bardzo słabo uzbrojeni i w ogóle nieprzygotowani do prowadzenia długofalowych działań zbrojnych, Al-Kaidzie udaje się zdobywać kolejne miasta. Teraz szykują się do bitwy o Aleppo. Jednak nie z siłami Asada, ale właśnie oddziałami Wolnej Armii Syryjskiej.
Oddziały Islamskiego Państwa w Iraku i Lewancie liczą od 7 tys. do 10 tys. żołnierzy. To liczba porównywalna z siłami wpływowego w Libanie i walczącego po stronie Asada w samej Syrii Hezbollahu.