Roman Giertych czuje się zastraszany przez tygodnik "Wprost". Redakcja opublikowała oświadczenie, w którym napisała, że mające kosztować redakcję 30 milionów złotych przeprosiny za publikację o ministrze Nowaku, to zastraszanie mediów.

Reprezentujący ministra mecenas Roman Giertych mówił w radiowej Jedynce, że jest dokładnie odwrotnie. Jego zdaniem, oświadczenie "Wprost", w którym zarzuca się mu między innymi "polityczne pałkarstwo", jest podyktowane emocjami. Podkreślił, że reprezentuje ministra Nowaka jako osobę prywatną, a nie członka rządu. Jego zdaniem, redakcja "Wprost" nie ma się czego obawiać przed sądem - pod warunkiem, że udowodnią korupcję ministra. W jego opinii, taki ton oświadczenia jest "bezprzykładną próbą zastraszenia ludzi próbujących uczciwie wykonywać swoją pracę".

Mecenas Giertych bronił też kwoty 30 milionów. Jak podkreślił, tak duża suma pieniędzy wynika z tego, że doniesienia "Wprost" były wielokrotnie powtarzane w innych mediach. Przykładowo - jeśli w wiadomościach mówiło się na ten temat przez 6 minut, to każda z tych minut narusza dobro osobiste ministra.

W kwietniu tygodnik pisał o kontaktach Sławomira Nowaka z biznesmenami, którzy zarabiają na państwowych kontraktach. Wspominał też o drogocennych zegarkach ministra, nie uwzględnianych w oświadczeniu majątkowym.