W izraelskim nalocie na bazę wojskową w Damaszku miało zginąć co najmniej 42 żołnierzy. Takie dane podaje Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka. Mieszcząca się w Londynie organizacja uznawana jest za najbardziej wiarygodną spośród syryjskich organizacji praw człowieka na emigracji.

Syryjskie Obserwatorium twierdzi, że w nalocie na ośrodek wojskowy na przedmieściach Damaszku zginęły co najmniej 42 osoby. Liczba ofiar może być jednak wyższa, bo dotąd nie odnaleziono około stu osób. Wcześniej „The New York Times”, powołując się na syryjskie władze, informował, że wśród ofiar są żołnierze elitarnej Gwardii Republikańskiej.

Władze Syrii ustami kilku wysokich rangą ministrów i dyplomatów zagroziły Izraelowi odwetem, ale zapowiedzi te były ogólnikowe. „Syria nie będzie działać bez zgody Iranu i Hezbollahu. To przecież głównie Iran wspiera reżim w Damaszku i wysyła broń. A Iran nie ma zdaje się zamiaru przystępować do wojny. Dlatego będą dużo mówić, ale nie podejmą działań” - uważa politolog z Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie Mosze Maoz.

Izrael tłumaczył, że w zbombardowanym ośrodku znajdowała się broń przeznaczona dla bojowników z libańskiego Hezbollahu. To samo było powodem ataku na ten sam ośrodek w styczniu tego roku. Amerykańskie media twierdzą, że tym razem chodziło o przechowywane w bazie rakiety irańskiej produkcji Fateh-100.

Nie wyklucza się, że libański Hezbollah, który wielokrotnie zapowiadał wsparcie syryjskiego prezydenta Baszara al-Assada, może chcieć odpowiedzieć na izraelskie naloty w Syrii. Z tego powodu Izrael przesunął na północ najnowszą tarczę antyrakietową nazywaną „Żelazną Kopułą”. Instalacja sprawdziła się w czasie ubiegłorocznej wojny w Strefie Gazy, kiedy to przechwyciła wiele rakiet, wystrzelonych z terenów palestyńskich.