Zagrożone są 23 placówki, których utrzymanie kosztuje więcej niż wartość 1 proc. polskiego eksportu do danego państwa
Reguła Sikorskiego ma pomóc kierownictwu MSZ w podjęciu decyzji o przyszłości poszczególnych ambasad. Na naszą prośbę resort przygotował listę placówek, które nie spełniają obecnie tego warunku – jest ich już 23, z których tylko kilka leży w strategicznych dla interesów Polski państwach.
Ambasady pod obserwacją / Dziennik Gazeta Prawna
– Koszt funkcjonowania ambasady musi być w jakichś rozsądnych proporcjach w stosunku do obrotów handlowych z tym krajem. Generalnie przyjmuję zasadę, że koszt ten nie powinien być większy niż 1 proc. obrotów handlowych, ale mamy kilkanaście placówek, w których ten koszt jest większy, i mamy jedną placówkę, w której koszt utrzymania ambasady to 250 proc. obrotów handlowych z tym krajem – mówił minister Radosław Sikorski podczas marcowej debaty w Sejmie.
MSZ uściśliło na prośbę DGP, że chodzi nie tyle o 1 proc. sumy obrotów, ile o równowartość 1 proc. eksportu. To rozsądniejsza kwota: nasza dyplomacja nie ma specjalnego wpływu na poziom importu, a i jej zadania polegają raczej na promocji polskiego biznesu za granicą.
Rekordzistką, o której mówił minister, jest placówka w Korei Północnej, której koszt utrzymania wynosi dokładnie 241,4 proc. eksportu (a ten z kolei w ubiegłym roku osiągnął 13,8 mln euro).
W liczbach bezwzględnych wśród państw, w których Rzeczpospolita utrzymuje ambasady, są jednak jeszcze mniej popularne wśród naszych eksporterów. To Angola, Czarnogóra i Etiopia. Do tego ostatniego państwa w 2012 r. sprzedaliśmy towary za jedyne 8,5 mln euro. Gdyby trzymać się reguły 1 proc., utrzymanie ambasady w Addis Abebie powinno kosztować najwyżej 85 tys. euro. Ta kwota ledwo pokryłaby pensję ambasadora.
– W 54 państwach Afryki mamy 10 ambasad. Ich sieć powinna być rozbudowywana, a nie likwidowana – wskazuje poseł SLD Tadeusz Iwiński.
Jedna placówka już padła ofiarą cięć. W ubiegłym roku zlikwidowano ambasadę w Turkmenistanie. Polski eksport do tego zasobnego w ropę i gaz środkowoazjatyckiego kraju wyniósł 28,7 mln euro.
– Wpływ na tę decyzję miały względy natury ekonomicznej, przede wszystkim osłabienie współpracy handlowo-inwestycyjnej. Oszczędności uzyskane w wyniku likwidacji tej placówki zostały przeznaczone na potrzeby innych – przyznała wiceminister Beata Stelmach na niedawnym posiedzeniu sejmowej komisji łączności z Polakami za granicą.
Rezygnacja z placówki to jednak ostateczność. – Jestem bardzo krytyczny wobec likwidowania ambasad. Żadna taka technokratyczna reguła nie ma sensu – mówi Tadeusz Iwiński.
MSZ ma jednak alternatywy cięcia kosztów: wspólne ambasady z sojusznikami, outsourcing wizowy, powoływanie ambasadorów wizytujących czy rozbudowa sieci konsulów honorowych, którzy nie dostają za swoją pracę wynagrodzenia.

Jak obciąć koszty, nie tracąc prestiżu

Poza likwidacją ambasad resort ma kilka innych instrumentów pozwalających na dokonanie oszczędności w pracy dyplomatów

Na liście Radosława Sikorskiego jest m.in. placówka na Islandii, której koszt funkcjonowania przekracza założony 1 proc. eksportu. Ambasada w Rejkiawiku powstała ledwie przed miesiącem. Polacy stanowią jednak w tym kraju ponad połowę cudzoziemców. „Sens utrzymywania każdej z wymienionych placówek jest naturalnie analizowany również z uwagi na strategiczne interesy RP” – czytamy w informacji przekazanej nam przez MSZ. Oznacza to, że mimo niespełnienia reguły Sikorskiego trudno sobie wyobrazić likwidację ambasad w Afganistanie, Gruzji czy Tunezji.
– Zwłaszcza że może to kosztować więcej niż ich utrzymanie – mówi DGP poseł Tadeusz Iwiński (SLD). W przeszłości podobne decyzje były mocno krytykowane. W 2009 r. zlikwidowaliśmy ambasadę w Ułan Bator, mimo że Mongolia – przychylnie patrząca na polskich inwestorów – stała u progu wydobywczego boomu. Kontrowersje wzbudziło też zamknięcie konsulatu w Karaczi, największym porcie 175-milionowego Pakistanu. Teraz do odstrzału pójdą placówki w Lille i Malmoe.
„Racjonalizacja funkcjonowania placówek jest wynikiem poszukiwania oszczędności i dostosowania ich struktury do zmieniających się potrzeb” – informuje nas MSZ. Receptą na ograniczenie kosztów może być więc połączenie sił z sojusznikami. W Kapsztadzie (RPA) działa już pierwszy dom wyszehradzki, wspólny konsulat Polski, Czech, Słowacji i Węgier, na wzór domu nordyckiego w Berlinie. Możliwe jest też ulokowanie w jednym należącym do Komisji Europejskiej budynku ambasad państw UE w Kabulu. "Dopóki polscy żołnierze są w Afganistanie, dopóty ambasada musi być. Do ochrony placówki mamy 16 żołnierzy BOR. Proszę sobie wyobrazić, jakie to są koszty" – mówił minister Sikorski.
Szwecja korzysta z pomieszczeń naszej ambasady w Algierii, partycypując w kosztach, a konsulat Łotwy w białoruskim Witebsku od marca wydaje polskie wizy. Z kolei w Rosji i na Ukrainie kwitnie wizowy outsourcing – wnioski o wydanie wiz można złożyć w należących do prywatnych firm centrach wizowych. Nad Dnieprem działa 14 takich punktów, co znacznie skróciło kolejki przed konsulatami. Innym pomysłem jest instytucja ambasadora wizytującego, który na co dzień urzędowałby w Warszawie, a do kraju przyjmującego jeździłby co jakiś czas. Pierwszym kandydatem jest Malta.
Z kolei w Birmie, na Filipinach czy w Senegalu można oczekiwać kolokacji dyplomatów w innych ambasadach. Polski charge d’affaires mógłby pracować np. w ambasadzie Niemiec lub przedstawicielstwie UE. "Pozwoli to na wzmocnienie obecności dyplomatycznej Polski w krajach pozaeuropejskich, promocję gospodarczą i stosunki polityczne przy ograniczeniu kosztów" – mówiła Beata Stelmach, wiceminister spraw zagranicznych