Roman Giertych wysłał kolejny list do Tadeusza Rydzyka. Tym razem domaga się od prowincjała zakonu redemptorystów sprostowania - nieprawdziwej jego zdaniem - informacji z 30 grudnia 2012 roku, jakoby był zwolennikiem metody zapłodnienia in vitro. W liście, opublikowanym przez "Wprost", Giertych domaga się też pośrednio dymisji Rydzyka.

W liście opublikowanym przez "Wprost" Giertych stwierdza, że odkąd zaczął żądać sprostowania obrażających go słów, jakoby był zwolennikiem metody zapłodnienia in vitro, na antenie Radia Maryja i Telewizji Trwam oraz na łamach "Naszego Dziennika” jest atakowany za zdradę i posądzany o tajemne powiązania "o charakterze antykatolickim”. Z kolei na portalach ojca Rydzyka publikowane się szkalujące go komentarze, a te broniące go są blokowane.

Działania te są, jak pisze w liście Giertych, "jaskrawo sprzeczne z misją głosu katolickiego w domu i stanowi przykład niebywałego chamstwa w zwalczaniu osób ośmielających się krytykować działania ojca Dyrektora”.

Co więcej, żądania Giertycha sprostowania obrażających go słów są w mediach Rydzyka przedstawiane jako dowód, że popiera związki homoseksualne i eutanazję. "To jest wypowiedź skandaliczna. Nie godzi się, by kapłan katolicki i zakonnik posługiwał się tak nikczemnymi pomówieniami” – pisze w liście Giertych.

W zakończeniu listu Giertych przypomina wywiad, w którym prymas kardynał Józef Glemp przyznał, że postulował, by Radiem Maryja przestał kierować ojciec Tadeusz Rydzyk.

Tydzień temu Giertych napisał pierwszy list do ojca Rydzyka, w którym domagał się przeprosin za słowa, które padły w "Informacjach dnia" TV Trwam. Chodzi o wypowiedź stwierdzającą, że "były lider LPR przedstawia się jako zwolennik in vitro, łagodzi swój stosunek do ideologii ruchów homoseksualistów, czy wreszcie rezygnuje z rozszerzenia ochrony życia dzieci poczętych". Giertych stwierdził, że to "kłamliwe pomówienie", bo nie zmienił poglądów.