Bułgarska armia wydała przez pół roku na ćwiczenia poniżej jednej trzeciej przewidzianych na ten cel środków - wynika z raportu resortu obrony, cytowanego we wtorek przez dziennik "24 Czasa". Wojsko zmaga się ze złym stanem sprzętu, ale głównie z brakiem ludzi.

Pod koniec pierwszego półrocza w wojsku, które według oficjalnych dokumentów powinno liczyć 32 tys. osób, było 8 tys. wolnych etatów. Prowadzenie normalnych szkoleń jest praktycznie niemożliwe. Z przewidzianych na ćwiczenia 7,8 mln lewów (3,9 mln euro) w okresie od stycznia do czerwca wydano zaledwie 2,4 mln lewów (1,2 mln euro) - napisało w raporcie ministerstwo obrony Bułgarii.

Piloci wojskowi w pierwszym półroczu mieli zaliczonych tylko 1950 godzin lotów, marynarze spędzili na morzu zaledwie 15 dni. Siły lądowe miały dwa ćwiczenia na granicy z Turcją z udziałem 840 osób.

Chętnych na zawodowych żołnierzy nie ma; problemem są głównie zarobki. Początkowa płaca wynosi bowiem równowartość ok. 300 euro i jest oceniana jako skrajnie niska, niewiele ponad płacę minimalną wynoszącą równowartość 255 euro.

Brak żołnierzy jest przyczyną ponownego podjęcia przez ministra obrony Krasimira Karakaczanowa, lidera jednego z nacjonalistycznych ugrupowań w koalicyjnym rządzie premiera Bojko Borisowa, tematu powrotu do zasadniczej służby wojskowej. Opowiada się za tym związek wojskowych rezerwy. Minister gorąco popiera tę inicjatywę i uważa, że należy przeprowadzić referendum w tej sprawie.

Niedawno Karakaczanow powiedział, że co najmniej 70 proc. uczestników takiego głosowania zaaprobowałoby powrót do obowiązkowej służby wojskowej. Jednocześnie minister planuje wprowadzenie dobrowolnej ośmiomiesięcznej służby dla tych, którzy skończyli wyższą uczelnię. Młodzi ludzie, którzy mają kłopoty ze znalezieniem pracy, otrzymywaliby płacę minimalną.

Zasadniczą służbę wojskową w Bułgarii zniesiono w 2008 r.