Szefowie dyplomacji Turcji Mevlut Cavusoglu i USA Mike Pompeo rozmawiali we wtorek przez telefon o sytuacji w prowincji Idlib na północnym zachodzie Syrii i w Manbidżu na północy, a także omawiali stosunki dwustronne - podało tureckie źródło dyplomatyczne.

Według tego źródła rozmowa odbyła się na prośbę strony amerykańskiej w sytuacji, gdy Turcja i Stany Zjednoczone, sojusznicy w NATO, przechodzą kryzys we wzajemnych stosunkach spowodowany w znacznym stopniu przez sprawę amerykańskiego pastora Andrew Craiga Brunsona, przetrzymywanego i oskarżanego w Turcji o terroryzm.

Na razie nie podano więcej szczegółów na temat rozmowy Cavusoglu z Pompeo.

Wojska syryjskie, wspierane przez siły irańskie i rosyjskie, przygotowują się do zbrojnej ofensywy na Idlib. Turcja, która zgodnie z zeszłorocznym porozumieniem z Rosją i Iranem ma w Idlibie posterunki wojskowe, ostrzega przed ofensywą na tę kontrolowaną przez rebeliantów enklawę. Szef MSZ Turcji ostrzegał wcześniej przed możliwą "katastrofą humanitarną" w przypadku "wojskowego rozwiązania". Ankara obawia się również, że ofensywa spowoduje falę migrantów na południowej granicy tureckiej.

Tymczasem osiągnięte w czerwcu przez Turcję i Stany Zjednoczone porozumienie dotyczące Manbidżu zakłada, że kurdyjskie milicje w Syrii, o nazwie Ludowe Jednostki Samoobrony (YPG), wycofają się stamtąd, po czym zostaną rozbrojone, a tureckie i amerykańskie siły utrzymają bezpieczeństwo i stabilność wokół miasta. Na początku czerwca Cavusoglu informował, że wspólna praca nad tzw. mapą drogową dla Manbidżu zostanie wykonana w ciągu sześciu miesięcy.

Dla Waszyngtonu YPG to główny sojusznik w walce z dżihadystycznym Państwem Islamskim (IS) w Syrii, a Ankara uznaje YPG za organizację terrorystyczną, która jest przedłużeniem zdelegalizowanej w Turcji separatystycznej Partii Pracujących Kurdystanu (PKK). Zarówno Ankara, jak i Waszyngton oraz Bruksela uważają PKK za organizację terrorystyczną.

Manbidż jest potencjalnym punktem zapalnym, ponieważ oprócz Amerykanów stacjonują tam rządowe wojska syryjskie, kurdyjskie milicje i syryjscy rebelianci.

Kryzys w stosunkach turecko-amerykańskich światowe agencje określają jako najcięższy od dziesięcioleci. Sankcje nałożone przez USA na Turcję w związku ze sporem o pastora Brunsona przyczyniły się do zapaści liry tureckiej. Waszyngton nałożył na Turcję podwyższone cła na stal i aluminium oraz sankcje na ministra sprawiedliwości Abdulhamita Gula i szefa MSW Suleymana Soylu. Turcja odpowiedziała, podwajając cła na niektóre towary importowane z USA, w tym samochody osobowe, alkohol i tytoń, a także na kosmetyki, ryż i węgiel. (PAP)

cyk/ mc/