Wizyta Donalda Trumpa nie pomogła brytyjskiej premier. May forsuje autorską wizję brexitu i szykuje się na rebelię we własnej partii.



Przyjazd Trumpa miał stanowić potwierdzenie „wyjątkowej relacji”, jaka wiąże USA z Wielką Brytanią. Nie ulega bowiem wątpliwości, że Londyn z Waszyngtonem wiele łączy – kultura, leseferyzm w podejściu do regulacji, współpraca na polu wywiadowczym czy wojskowym (brytyjskie łodzie podwodne wyposażone są w amerykańskie rakiety nuklearne Trident).
Tymczasem zanim prezydent publicznie potwierdził, że oba kraje łączą „stosunki tak wyjątkowe, jak tylko się da”, skrytykował strategię brexitową premier May, a nawet powiedział, że Boris Johnson – były szef brytyjskiej dyplomacji, który złożył dymisję w ubiegły poniedziałek – byłby świetnym premierem. W wywiadzie dla brytyjskiego tabloida „The Sun” Trump stwierdził również, że pomysł May na rozwód z Unią grzebie nadzieje na umowę o wolnym handlu między UK a USA. – Jeśli podpiszą takie porozumienie, [Stany Zjednoczone] będą rozmawiać tak naprawdę z Unią Europejską, a nie z Wielką Brytanią, więc to prawdopodobnie grzebie ideę umowy [o wolnym handlu] – powiedział Trump.
Słowa te stanowią cios dla wizji, jaką gabinet May przygotował dla Zjednoczonego Królestwa po wyjściu z Unii Europejskiej. Strategia „Global Britain” prezentuje Wielką Brytanię jako globalnego gracza zaangażowanego w różnych zakątkach świata, orędowniczkę otwartej gospodarki. Podstawą tego wizerunku miała być umowa o wolnym handlu ze Stanami Zjednoczonymi, czyli coś, czego nie udało się osiągnąć UE i co miało odróżnić (na plus) UK po brexicie od UK sprzed niego.
Nawet jeśli już po spotkaniu z premier w cztery oczy Trump powiedział, że umowa jednak będzie możliwa, to słowa prezydenta dodały odwagi przedstawicielom twardego skrzydła Partii Konserwatywnej. Krytykują oni brexitową strategię premier May. Zgodnie z nią po wyjściu z Unii Europejskiej Wielka Brytania pozostanie w strefie wolnego handlu ze Wspólnotą, która obejmie wymianę towarową, jednocześnie wiążąc obie strony trochę słabiej, jeśli idzie o sferę usług. Dodatkowo UK będzie kontynuować współpracę z UE w dziedzinie bezpieczeństwa oraz pozostanie członkiem wielu unijnych agencji. Rząd przyznaje, że będzie to wymagało regularnego kontaktu między liderami obu stron.
Przeciwnicy tej strategii uważają, że nie jest to prawdziwy brexit i oskarżają premier May o to, że sprzeniewierzyła się wynikowi referendum, oferując wariant stosunków z Unią, który nie realizuje podstawowej obietnicy plebiscytu, a więc „przywrócenia kontroli”. „To jest dokładne przeciwieństwo przywrócenia kontroli. Wielka Brytania znalazłaby się w pułapce i im więcej myślę o tym rozwiązaniu, tym mniej przestaje ono wyglądać na brexit w wersji soft, a bardziej jak narodowe upokorzenie” – napisał wczoraj na łamach „The Observer” Peter Mandelson, członek Izby Lordów i były komisarz UE ds. handlu.
„Jak powiedział Trump w ubiegłotygodniowym wywiadzie, harmonizacja brytyjskich przepisów z unijnymi znacząco ograniczy skalę układu handlowego z Ameryką i wieloma innymi partnerami. Chociaż w piątek prezydent dyplomatycznie starał się być uprzejmy dla pani premier, nie cofnął ani słowa ze swojej miażdżącej krytyki z poprzedniego dnia” – napisał wczoraj na łamach „The Sunday Times” David Davis, były już minister ds. opuszczenia Unii Europejskiej, który złożył dymisję w poniedziałek.
To oznacza, że May czeka w nadchodzącym czasie ciężka przeprawa w Izbie Gmin, gdzie będą dyskutowane ważne ustawy związane z wyjściem z Unii Europejskiej. Jutro posłowie po raz kolejny będą debatować nad ustawą handlową (tworzy reżim prawny, dzięki któremu obecne, unijne umowy handlowe, obejmujące również Wielką Brytanię, będzie można przekształcić w dwustronne układy między Zjednoczonym Królestwem a krajami trzecimi) oraz ustawą celną. Ta druga jest znacznie bardziej kontrowersyjna, ponieważ zawiera elementy kluczowe dla pozostania Londynu w unii celnej z Brukselą.
Wewnętrzną opozycję w Partii Konserwatywnej do ruchów przeciw May mogą skłonić sondaże. W opublikowanym wczoraj na łamach „The Observer” cotygodniowym badaniu Opinium szefowa brytyjskiego rządu cieszy się zaufaniem 26 proc. wyborców, a jej pracę negatywnie oceniło 50 proc. ankietowanych. Premier traci więc poparcie społeczne, bowiem jeszcze w lutym wartości te wynosiły odpowiednio 34 i 45 proc. Jednocześnie już od miesiąca May wypada w badaniu gorzej niż lider Partii Pracy Jeremy Corbyn.
Co więcej, tylko 26 proc. Brytyjczyków jest zdania, że konserwatyści poradzą sobie z brexitem, co jest historycznie najniższą wartością zanotowaną w badaniu (nie oznacza to jednak, że większe zaufanie pokładają w opozycji – tylko jedna piąta badanych uważa, że Partia Pracy poradziłaby sobie z tym zadaniem). Otwarte więc pozostaje pytanie, czy po dymisjach dwóch eurosceptycznych ministrów – Davisa i Johnsona – Theresa May nie będzie musiała stoczyć walki o przywództwo w Partii Konserwatywnej, a w konsekwencji także o fotel premiera.
Z tego względu Downing Street czeka z pewnością na 24 lipca, kiedy zaczyna się letnia przerwa w obradach Izby Gmin. To może zapewnić premier May chwilę wytchnienia.
Szefowa rządu cieszy się dziś zaufaniem jedynie 26 proc. wyborców