Mimo gróźb bojkotu Władimir Putin może zacierać ręce. Jedyne ryzyko wiąże się z bezpieczeństwem
– Dla naszego kraju to wielka radość i honor gościć przedstawicieli ogromnej rodziny piłkarskiej – mówił kilka dni temu prezydent Rosji Władimir Putin. To, czego nie powiedział, wydaje się oczywiste. Mimo że rosyjscy piłkarze mają nikłe szanse na sukces sportowy, politycznie Moskwa wygrała jeszcze przed pierwszym gwizdkiem.
„Wybór Rosji na miejsce rozgrywania mistrzostw wzbudził dużo kontrowersji, które z czasem rosły, m.in. w związku z rosyjską agresywną polityką zagraniczną (aneksja Krymu, wojna na Donbasie). Wiele państw podnosiło też wątpliwości o charakterze sportowym ze względu na oskarżenia o istnienie w Rosji zorganizowanego przez władze systemu dopingowego” – pisała w komentarzu dotyczącym mistrzostw Anna Maria Dyner z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
Prawo do organizacji mistrzostw świata Rosja zapewniła sobie osiem lat temu, na długo przed inwazją na Ukrainę i zaangażowaniem w konflikt w Syrii. Choć było to zaledwie dwa lata po wojnie z Gruzją, Moskwa wciąż mamiła Zachód mianem przewidywalnego i trzymającego się zasad partnera. Chętnego do resetu relacji ze Stanami Zjednoczonymi i współpracy z Unią Europejską w dziele modernizacji państwa. Od tej pory wszystko się zmieniło. Dziś kraj jest obłożony sankcjami. Jednak nawet próba otrucia Siergieja Skripala wiosną tego roku nie spowodowała politycznego bojkotu imprezy na szeroką skalę.
Do Moskwy nie wybiorą się wprawdzie przedstawiciele władz brytyjskich, polskich i niektórych innych państw zachodnich. Ale mimo listu 60 europarlamentarzystów, którzy nawołują UE do poparcia brytyjskiego bojkotu, prezydent Putin może być pewien obecności niektórych polityków. Choć będą to przede wszystkim liderzy spoza świata zachodniego, jak prezydenci Białorusi Alaksandr Łukaszenka, Kazachstanu Nursułtan Nazarbajew, Panamy Juan Carlos Varela czy porewolucyjny premier Armenii Nikol Paszinjan.
„Mimo tak wielu kontrowersji mundial pomoże Rosji znaleźć się w centrum zainteresowania zarówno światowych mediów, jak i opinii publicznej. Rozgrywki będą też miały ważne znaczenie polityczne, ukazując stan stosunków między biorącymi w nich udział krajami. Dodatkowo turniej stwarza wiele możliwości organizacji spotkań z wysokimi rangą politykami nie tylko z państw uczestników, a zaproszenia na mecz otwarcia czy finał będą ważnym elementem rosyjskich działań dyplomatycznych” – oceniała Anna Maria Dyner.
W polityce wewnętrznej organizacja tak wielkiej imprezy niweluje deficyt prestiżu, na który uskarżają się Rosjanie od czasu upadku ZSRR. W tym kontekście „Czempionat po futbołu” można postawić w jednym rzędzie z igrzyskami olimpijskimi w Soczi, aneksją Krymu i propagandowymi sukcesami interwencji w Syrii. Każde z tych wydarzeń ma dowodzić, że Rosja powróciła do grona najpotężniejszych państw świata. Efekty widać w badaniach opinii publicznej. Według Centrum Lewady na początku 2014 r. (Soczi oraz Krym) popularność Putina poszybowała z 61 proc. do nawet 88 proc. i do dziś oscyluje wokół 80 proc. ogółu Rosjan. Mundial to kolosalny bodziec dla rosyjskiej propagandy, której efektem ma być umocnienie popularności władz.
– Dziękujemy panu ogromnie za to, że dzisiaj świętujemy i przeprowadzamy mistrzostwa świata. Otrzymaliśmy znakomitą infrastrukturę sportową, która nie ma odpowiednika na świecie. I ta infrastruktura będzie oczywiście bazą, abyśmy w przyszłości osiągali lepsze wyniki – dziękował Putinowi tydzień temu słynny szkoleniowiec Walerij Gazzajew (trenował m.in. CSKA Moskwa i Dynamo Kijów), ostatnio zasiadający w Dumie z ramienia Sprawiedliwej Rosji. Aby nie psuć obrazka, Kreml na czas mistrzostw drastycznie ograniczył prawa obywatelskie. W czasie mundialu, a także parę tygodni przed jego rozpoczęciem i po meczu finałowym, praktycznie zdelegalizowano jakiekolwiek polityczne manifestacje.
W tej sytuacji wydaje się, że jedynym poważnym czynnikiem ryzyka dla Moskwy są kwestie bezpieczeństwa. I nie chodzi tu o problem kibolstwa – z tym rosyjskie władze sobie poradzą. W książce „Najważniejszy mecz Kremla” Radosław Leniarski i Roman Imielski opisują plany przywódców świata kibicowskiego, którzy – choć na co dzień cieszą się rządowym parasolem – na czas mistrzostw planują wyjechać z Rosji. Wszystko po to, by nie trafić do aresztu. Rosja to nie Marsylia, gdzie podczas Euro przed dwoma laty rosyjscy przyjezdni urządzili polowanie na angielskich fanów. Na burdy wywołane przez kibiców Kreml tym razem nie będzie patrzył pobłażliwie.
Znacznie trudniej będzie kontrolować potencjalnych terrorystów islamistycznych, choć i w tym zakresie bezpieka robi wszystko, by ograniczyć zagrożenie. O ile większego zamachu przy takich środkach bezpieczeństwa trudno się spodziewać, o tyle już samotnego wilka, który np. ciężarówką wjedzie w tłum kibiców, przed dokonaniem zbrodni złapać jest bardzo trudno. Choć warto przypomnieć, że podczas igrzysk olimpijskich w Soczi udało się uniknąć incydentów o charakterze terrorystycznym.