W czwartek wieczorem sejmowa komisja regulaminowa i spraw poselskich zarekomendowała izbie odrzucenie poprawek, zgłoszonych w czasie drugiego czytania przez kluby: Kukiz'15, Nowoczesną i PSL do projektu zakładającego obniżkę wynagrodzeń parlamentarzystów o 20 proc.

Po posiedzeniu komisji szef klubu PiS Ryszard Terlecki ocenił, że posłowie ponoszą wspólną odpowiedzialność "za to, że system wynagrodzeń nie został przyjęty takim, który byłby przekonujący dla opinii publicznej".

Poprawki zgłoszone przez klub Kukiz'15 zakładały powiązanie uposażeń parlamentarzystów ze średnimi zarobkami Polaków. Poseł Kukiz'15 Łukasz Rzepecki w czasie posiedzenia komisji mówił, że jego klub chciałby, aby poseł zarabiał 2,4 razy tyle ile wynosi w danym roku średnia zarobków obywateli. Argumentował, że posłowie powinni zarabiać więcej, jeśli Polakom będzie się lepiej wiodło lub mniej - jeśli pogorszy się sytuacja gospodarcza w kraju.

Powiązanie uposażeń posłów ze średnią krajową zawarto także w poprawce zgłoszonej przez klub PSL.

Poprawki zgłoszone w imieniu klubu Nowoczesna przez posła Witolda Zembaczyńskiego zakładały zniesienie uposażeń posłom obecnej kadencji w ogóle, do następnych wyborów; natomiast posłowie następnych kadencji mieliby uposażenia trzykrotnie wyższe niż średnia krajowa w danym roku. Zembaczyński przekonywał, że politycy PiS po sprawie nagród dla ministrów nie powinni z budżetu dostać ani złotówki więcej.

"Naszą intencją jest to, by w kolejnych kadencjach zjawisko obniżki wynagrodzeń dla posłów, którzy formułują jako większość parlamentarna rząd, nie wiązało się z ogromnym ryzykiem, na które są w tej chwili narażeni, ryzykiem korupcjogennym. Bo albo politykom płaci się bardzo dobrze, dzięki czemu są oni mniej podatni na korupcję, albo nic im się nie płaci, by sobie sami radzili na rynku. Powinniśmy być za standardami europejskimi" - mówił. Zaznaczył, że posłowie opozycji nie są narażeni na takie ryzyko, bo mają o wiele mniejszy wpływ na wydarzenia w kraju i nie dysponują budżetem państwa.

Po posiedzeniu komisji szef klubu PiS Ryszard Terlecki powiedział dziennikarzom, że posłowie ponoszą "odpowiedzialność wspólną za to, że system wynagrodzeń nie został przyjęty takim, który byłby przekonujący dla opinii publicznej".

"Pomysł, żeby ratować sytuację, gdy ministrowie zarabiają mniej niż dyrektorzy za pomocą premii okazał się błędem i ten błąd naprawiliśmy. Systemowe rozwiązanie jest oczywiście potrzebne. Ale nie bardzo wyobrażam sobie, by to było możliwe w tej kadencji, pewnie zajmie się tym Sejm przyszłej kadencji" - dodał.

Na uwagę dziennikarzy, że także w klubie PiS "nie wszyscy skakali z radości" po zgłoszeniu projektu ustawy obniżającej uposażenia, Terlecki powiedział: "ja się nie dziwię, ja też nie skakałem z radości".

Zgodnie z projektem uposażenie posła i senatora będzie odpowiadało 80 proc. wysokości wynagrodzenia podsekretarza stanu, ustalonego na podstawie przepisów o wynagrodzeniu osób zajmujących kierownicze stanowiska państwowe, z wyłączeniem dodatku z tytułu wysługi lat.

Według projektu na niezmienionym poziomie pozostaną środki finansowe na pokrycie kosztów związanych z wydatkami poniesionymi w związku z wykonywaniem mandatu na terenie kraju i będą one wynosić 25 procent wynagrodzenia podsekretarza stanu, ustalonego na podstawie przepisów o wynagrodzeniu osób zajmujących kierownicze stanowiska państwowe, z wyłączeniem dodatku z tytułu wysługi lat (dieta parlamentarna).

Projekt obniżający uposażenia dla parlamentarzystów jest pokłosiem sprawy nagród przyznanych ministrom rządu Beaty Szydło. W lutym, w odpowiedzi na interpelację Krzysztofa Brejzy (PO) z grudnia ub.r., przedstawiono tabelę z łącznymi kwotami nagród brutto dla poszczególnych ministrów w 2017 r. Według tabeli nagrody otrzymało 21 konstytucyjnych ministrów w wysokości od 65 tys. zł do ponad 80 tys. zł rocznie; 12 ministrów w KPRM od blisko 37 tys. do prawie 60 tys. zł rocznie oraz ówczesna premier Beata Szydło (65 100 zł).