We wtorek 38-letnia kobieta imieniem Nasim Najafi Aghdam wpadła do siedziby firmy YouTube i zaczęła strzelać. Zraniła trzy osoby, w tym jedną ciężko, po czym popełniła samobójstwo. Co tak naprawdę wydarzyło się w San Bruno?



Pytanie brzmi głupio, ale wbrew pozorom głupie nie jest. W Ameryce masowe strzelaniny to specyficzny rodzaj wydarzenia. Wokół każdej z nich ustawiają się kolejki, próbując zaprząc tragedię do ideologicznej wojny. Strzelanina nie istnieje bez politycznego kontekstu, jest nie-wydarzeniem, dopóki nie wpisze się jej w jedną z medialnych narracji partyjnych. A więc: co właściwie miało miejsce?
Trudno powiedzieć. Zdarzenie to jest pozornie politycznie bezużyteczne. Istnieją bowiem trzy główne grupy masowych morderstw z bronią (bądź ich prób), na które reakcje są już gotowe i o których opowieść jest generowana automatycznie przez obie strony politycznej sceny.
Pierwszym z nich jest strzelanina, w której sprawcą jest brązowoskóry człowiek o imieniu Syed lub Tashfeen (jak w 2015 r. w San Bernardino), a motywem religijny fundamentalizm. W takim wypadku Fox News, prawicowa stacja telewizyjna, zaczyna krytykować politykę emigracyjną rządów Obamy i siać strach przed islamem, a CNN (czyli stacja liberalna) będzie konkurentów oskarżać o rasizm, kładąc nacisk na niestabilność psychiczną sprawcy. Ale tutaj ten sprawdzony skrypt nie pasuje. Sprawczyni miała, owszem, ciemniejszą skórę i pochodziła z Iranu, ale była daleka od fundamentalizmu religijnego. W mediach społecznościowych funkcjonowała jako poświęcona sprawie aktywistka na rzecz zwierząt i instruktorka fitnessu. Była weganką. Innymi słowy, typowa amerykańska lewaczka.
Są też strzelaniny, gdzie sprawcą jest biały mężczyzna (jak Dylann Roof, który w 2015 r. zabił dziewięciu Afroamerykanów w kościele metodystów), a motywem jakaś forma nacjonalizmu. Wtedy CNN tłumaczy, że to biali mężczyźni są terrorystami politycznymi, a promowanie lęku przed islamem to zamydlanie ludziom oczu na rzeczywiste źródło przemocy w Ameryce, czyli patriarchat i rasizm. Fox News odpowiada, że prawdziwi wykluczeni progresywnej ery, czyli biali mężczyźni, nie wytrzymują psychicznie i pękają im bezpieczniki. Ale tu znów pudło – nie dość, że sprawcą była kobieta, to jeszcze imigrantka.
Pozostaje jeszcze jeden użyteczny politycznie typ strzelanin, charakterystyczny dla USA, gdzie młody człowiek, często uczeń lub student, z powodów nie do końca jasnych, czasem związanych z samotnością, czasem z potrzebą wielkości, a czasem z chorobą psychiczną, otwiera ogień do bliźnich, a potem popełnia samobójstwo. Te zdarzenia wywołują dyskusje o jakości więzów społecznych, ale to także nie jest profil Aghdam.
Czy w takim razie jej czyn to indywidualny przypadek, czyn spoza dostępnych narracji politycznych? Po pierwsze, zbrodnia była wymierzona w konkretny byt, firmę YouTube. Jej działanie przypomina mordercze zemsty na pracodawcach – na przykład atak oburzonego polityką nadgodzin pracownika UPS, który w 2015 r. otworzył ogień w magazynie z paczkami w San Francisco. Popularna w sieci Aghdam na różnych platformach społecznościowych narzekała bowiem, że YouTube pozbawił ją dochodu z reklam i w ten sposób usunął jedyne źródło utrzymania.
Ale nie chodziło wyłącznie o pieniądze, bo Aghdam narzekała na firmę w sposób dotąd zarezerwowany dla aktorów politycznych. Mówiła na przykład o niesprawiedliwej dyskryminacji, a także cenzurze, bo YouTube zablokował, jako rzekomo niewłaściwe, jej wideo z ćwiczeniami na brzuch. „Nie ma wolności wypowiedzi w prawdziwym świecie i będziesz uciszony, próbując mówić prawdę, której nie chce słyszeć system” – pisała. Gdzie indziej dodaje, że „Na YouTubie nie ma równej możliwości rozwoju dla wszystkich”. Jej gniew, gniew dzielony zresztą przez bardzo wielu innych poszkodowanych przez YouTube’a użytkowników, jest gniewem politycznym.
Reakcja Aghdam na działanie platformy zasługuje na najwyższe potępienie. Co więcej, walka przeciw cenzurze i o równość możliwości pewnie nie powinna odbywać się w kontekście filmików fitnessowych – jeśli jest jakaś „prawda”, której nie chce słyszeć „system”, to pewnie nie wiąże się ona z piłką do ćwiczeń. Ale jest w jej myśleniu ślad czegoś prawdziwego, naturalnej reakcji na społeczne fakty. Ktoś organizuje całe swoje życie zawodowe i finansowe wokół pozornie stabilnego bytu. Tymczasem wystarcza niewielka zmiana algorytmu, by jej praca – i praca całej masy innych ludzi – przestała przynosić dochód. Nie ma możliwości odwołania się; odprawy ani zasiłku nie przewidziano – bo przecież użytkowanie jest dobrowolne.
Ale czy to nie dziwne, że monopol, który ma we władaniu wszelkie wideo świata, może tak łatwo wykonywać ruchy, które niszczą życia i kariery? Że biznes, który zatrudnia utalentowanych ludzi do produkcji kontentu, może odciąć im przychód z dnia na dzień? Czy władza nad finansowym dobrostanem i społecznym bezpieczeństwem wielu ludzi nie brzmi jak coś, co tradycyjnie należałoby do bytu z natury politycznego? I czy nie jest więc naturalne, że zbrodnia Aghdam wygląda jak polityczny protest, jak czyn, który kiedyś odbyłby się pod ministerstwem polityki społecznej czy siedzibą partii? Tak, to, co się stało, to był najprawdopodobniej w części właśnie terror polityczny.
GazetaPrawna.pl
Przy zdrowych zmysłach czy nie, poszkodowana Aghdam w poszukiwaniu sprawiedliwości, równości i wolności słowa idzie pod YouTube’a, a nie pod Biały Dom. My zaś oburzamy się na brutalność ataku, kwestionujemy zasadność jej poczucia krzywdy. Twierdzimy, że żadna niesprawiedliwość jej nie dotknęła – i być może to prawda. Ale jednego nie krytykujemy, a mianowicie jej racjonalności w wyborze adresu. I to jest właśnie w tym wszystkim najciekawsze – że w czasach globalnych oligopoli internetowych polityka jest gdzie indziej. Wolność słowa nie ma treści, dopóki nie odbywa się na prywatnych stronach; polityczna sprawiedliwość nie ma mocy, jeśli nie służy jej Pichai czy Zuckerberg. Nic dziwnego więc, że instynktownie przenosi się tam teraz protest, a nawet terror polityczny. Z wielką władzą idzie bowiem wielka odpowiedzialność, ale też i szalony beneficjent Drugiej Poprawki, któremu Ojcowie Założyciele dali broń po to, by się bronił przed złym rządem, a który teraz rozumie, że lepiej będzie pójść pod YouTube’a.