PKW kwestionuje konstytucyjność przepisów i sygnalizuje problemy mogące zagrozić sprawnemu przeprowadzeniu elekcji.
Po tym, jak we wtorek Pałac Prezydencki poinformował o podpisie Andrzeja Dudy złożonym pod nowelizacją kodeksu wyborczego, głos zabrał szef Państwowej Komisji Wyborczej Wojciech Hermeliński. Wyraził ubolewanie, że prezydent nie zawetował ustawy albo przynajmniej nie skierował jej do Trybunału Konstytucyjnego.
– Dopatrujemy się w niej przepisów naruszających ustawę zasadniczą – stwierdził sędzia na zwołanej wczoraj konferencji prasowej.
Główne zastrzeżenia PKW dotyczą nowej definicji znaku „x” mówiącej, że to co najmniej dwie przecinające się linie, oraz zasad uznawania ważności głosu. Jak przekonuje sędzia Hermeliński, w myśl noweli postawienie znaku „x”, a następnie zamazanie kratki i postawienie znaku „x” przy innym kandydacie będzie powodowało, że głos pozostaje ważny. – Komisje nie mają uprawnień do interpretowania intencji wyborcy. Sytuacja może doprowadzić do chaosu – przestrzegał.
PKW obawia się też bałaganu w związku z personalnymi przetasowaniami. Ustawa zakłada niemal natychmiastowe odwołanie szefa Krajowego Biura Wyborczego (obsługującego elekcje w imieniu PKW), a w dalszej kolejności – wybór stu zupełnie nowych komisarzy wyborczych. W obu przypadkach kandydatów przedstawi szef MSWiA przy udziale parlamentu i Kancelarii Prezydenta. A to się nie podoba przedstawicielom PKW, którzy do tej pory swobodnie dobierali sobie współpracowników. Wojciech Hermeliński niedwuznacznie dał do zrozumienia, że on sam i jego współpracownicy mogą odejść z PKW, jeśli okaże się, że kandydaci przedstawieni przez ministra nie będą spełniać oczekiwań komisji, a mimo to zostaną powołani na stanowiska. Z naszych nieoficjalnych ustaleń wynika, że dymisja całego dziewięcioosobowego składu PKW jest mało prawdopodobna. Co nie oznacza jednak sporych problemów organizacyjnych.
– PKW nie jest od tego, by oceniać konstytucyjność projektu, w dodatku w ostatnim czasie skupia się na jego torpedowaniu. Skoro PKW nie potrafi wykonać swoich obowiązków, być może już teraz jej członkowie powinni zastanowić się nad dymisją. My nie mieliśmy takich intencji, bo ufaliśmy, że ta instytucja podejmie swoje obowiązki – komentował poseł PiS Szymon Szynkowski vel Sęk.
Fakt, że czasu jest niewiele, a problemów sporo. Wybory samorządowe zaplanowano na listopad. Nowego szefa KBW poznamy najpóźniej na przełomie lutego i marca. Następnie dojdzie do rekrutacji nowych komisarzy wyborczych. W tych warunkach PKW musi przygotować i rozstrzygnąć przetarg na zainstalowanie kamer w 28 tys. lokali wyborczych i zapewnienie odpowiednich łączy internetowych do transmisji, podczas gdy część lokali nawet nie ma dziś dostępu do sieci. Według PKW szansa na to, że w kilka miesięcy uda się to zrobić, są raczej marne. – Cztery miesiące zajęło nam przeprowadzenie przetargu na dostarczenie gadżetów typu notesy, smycze czy długopisy. Po drodze pojawiło się mnóstwo zapytań od potencjalnych wykonawców. Można się spodziewać, że procedury przetargowe przy tak dużym zamówieniu jeszcze bardziej się rozwleką – mówi nam osoba z PKW.
PiS najwyraźniej nie ma opracowanego planu B, gdyby czarny scenariusz rysowany przez przedstawicieli PKW się ziścił.
– Jeśli jest jakieś wyzwanie, trzeba rozwiązać problem. Cały czas ufam, że PKW pójdzie po rozum do głowy i jeśli dostrzega jakiś problem, poprosi o wsparcie MSWiA czy nowych komisarzy wyborczych. Mamy jeszcze sporo czasu, by zastanowić się nad rozwiązaniami – uspokajał poseł Szynkowski vel Sęk.
– Jaka piękna katastrofa przed nami – komentuje Piotr Zgorzelski z PSL. – Zatrważające jest przy tym dobre samopoczucie działaczy PiS. Jeśli PKW nie poda się do dymisji, to weźmie na siebie odpowiedzialność za czekający nas blamaż wyborczy. Aż dziwne, że sędziowie już teraz nie złożyli rezygnacji – dodał.