Kraje Azji Południowej zmagały się w 2017 r. z powodziami, które dotknęły 45 mln ludzi i zniszczyły pola uprawne. Dla Indusów był to również trudny rok reform ekonomicznych, które jednak wzmocniły premiera Modiego. Nasiliła się rywalizacja między Chinami i Indiami.

Chociaż powodzie powtarzają się w Azji Południowej regularnie, w 2017 r. deszcze monsunowe przyniosły więcej zniszczeń niż zwykle. Żywioł wtargnął do domów i na pola uprawne 45 mln ludzi na północy Indii oraz w Bombaju, a także w południowym Nepalu i całym Bangladeszu.

„Ludzie poza Azją nie bardzo zdawali sobie sprawę, co się tutaj działo. Jak ciężka stała się sytuacja” - tłumaczy PAP Sumana Shrestha, dodając, że znajomi w USA emocjonowali się w tym czasie tweetami prezydenta Trumpa. „Całe pogranicze indyjsko-nepalskie płynęło, a władze sobie nie radziły” - podkreśla. Shrestha razem z grupą nepalskich wolontariuszy organizowała pomoc dla powodzian.

Powodzie zaczęły się w okolicach lipca i trwały do września. Zginęło około 1300 osób. „Coraz wyraźniej widać zmiany klimatyczne, niesamowite upały, gwałtowne deszcze i wysyp cyklonów. Pogoda staje się nieprzewidywalna, a my nie jesteśmy na to przygotowani” - dodaje Anand Mishra, który ma krewnych po obu stronach granicy i również organizował pomoc.

„Oprócz katastrof naturalnych mamy również rząd, który eksperymentuje na żywym organizmie” - komentuje dla PAP Sibi Arasu, dziennikarz ekonomiczny z Madrasu. „Najpierw, pod koniec 2016 r., przyszła zaskakująca demonetyzacja, która przeciągnęła się na kolejny rok. Potem wprowadzono jednolity podatek od sprzedaży i usług” - tłumaczy.

Pierwsza reforma, czyli wycofanie 500- i 1000-rupiowych nominałów z obiegu, miała osłabić szarą strefę i zmusić Indusów do wpłacenia oszczędności na konta bankowe. Zdaniem większości ekspertów uderzyła w najbiedniejszych ludzi, którzy pracują za dniówki. Druga reforma dotknęła drobny biznes oraz konsumentów, bo ceny wielu produktów i usług wzrosły.

„Mimo tych kroków premier (Narendra) Modi nie stracił na popularności” - zauważa w rozmowie z PAP Roman Gautam, redaktor w miesięczniku "The Caravan". Dowodem miałyby być wybory w Gudżaracie, gdzie rządząca Indyjska Partia Ludowa straciła trochę mandatów na rzecz opozycji, ale i tak uzyskała większość. Co więcej, przejęła od Partii Kongresowej rządy w stanie Himaćal Pradeś, gdzie równolegle odbywały się wybory stanowe.

Jednocześnie przez Indie przelewała się fala linczów na muzułmanach i dalitach, organizowanych przez bojówki powiązane z partią rządzącą. Premier Modi odcina się od aktów przemocy, ale jednocześnie podkreśla twardy kurs wobec grup terrorystycznych działających w Kaszmirze, wspieranych według władz przez wrogi Pakistan.

W 2017 r. doszło w Pakistanie do politycznego trzęsienia ziemi. W połowie roku premier Nawaz Sharif został zmuszony do rezygnacji w związku z aferą tzw. Panama Papers. Znaleziono powiązania jego najbliższej rodziny z firmami w rajach podatkowych.

Twardy kurs premiera Modiego opłacił się podczas kryzysu na granicy z Chinami. Przez 71 dni na płaskowyżu Doklam w Himalajach stały naprzeciw siebie oddziały żołnierzy Indii i Chin. Obie strony twierdziły, że sąsiad wkroczył nielegalnie na to terytorium.

„Modi nie ustąpił i zatrzymał zakusy Chińczyków. Tak trzeba z nimi postępować, bo metodą żabich skoków zagarniają coraz więcej spornych terytoriów” - komentuje dla PAP Subir Bhaumik, były wojskowy i ekspert od spraw regionu.

Zdaniem Bhaumika trwa również ekonomiczna wojna między krajami, a Chiny śmielej wchodzą do Nepalu i Bangladeszu, które tradycyjnie leżą w obszarze indyjskiej strefy wpływów.

Zdaniem Prashanta Jhy, dziennikarza politycznego dziennika "Hindustan Times", najwyraźniej widać to w Nepalu. W 2017 r. wybory na poziomie lokalnym i krajowym wygrała tzw. czerwona koalicja Zjednoczonej Partii Marksistowsko-Leninowskiej z Maoistami. Alians mocno odcina się od Delhi. Jha uważa, że Indie przez swoją arogancką i niespójną politykę wobec sąsiada tracą tam wpływy na rzecz Chin.

Co więcej, Państwo Środka podpisało porozumienie z Nepalem w sprawie współpracy przy inicjatywie „Pasa i Szlaku”, będącej wielką inwestycją w infrastrukturę regionu. Podobną współpracę Chiny prowadzą z Pakistanem, a skorzystać z rozwoju nowego jedwabnego szlaku mają też Bangladesz i Birma.

Dalej na wschód exodus ponad 620 tys. Rohingjów z Birmy do Bangladeszu zagroził stabilizacji relacji między Indiami i Bangladeszem. „Władzom w Delhi zależy na utrzymaniu rządu premier szejch Hasiny Wazed w Bangladeszu, który jest przyjazny Indiom, a fala uchodźców mogła zdestabilizować jej rząd" - tłumaczy Bhaumik.