Bezpardonowa polityczna walka czy faktyczne uchybienia? Skrajnie prawicowy Jobbik w następstwie kontroli przeprowadzonej przez Państwową Izbę Obrachunkową (ÁSZ) ma zapłacić 660 mln forintów (8,9 mln zł) kary. Przedmiotem kontroli był wynajem słupów ogłoszeniowych, co urzędnicy zinterpretowali jako nielegalne finansowanie kampanii wyborczej
Dziennik Gazeta Prawna
Lider ugrupowania Gábor Vona ogłosił publiczną zbiórkę funduszy na spłatę zobowiązania. – To 17 miesięcznych dotacji budżetowych, partia tego nie wytrzyma – mówi. Dotychczas udało się zebrać 40 mln forintów (540 tys. zł). Politycy Jobbiku zwracają uwagę, że na pięć miesięcy przed wyborami parlamentarnymi zasadnicze pytanie nie brzmi, jaki wynik osiągnie Jobbik, ale czy w ogóle będzie mógł wystartować. Opozycja zarzuca ÁSZ, że zajmuje się kontrolą wszystkich poza rządzącym Fideszem.
ÁSZ zajrzała do umów zawieranych przez Jobbik w latach 2015–2016. Wątpliwości dotyczą interpretacji przepisów. Wiosną Fidesz chciał nowelizacji ustawy o partiach politycznych i powiązanej z nią ustawy o ochronie przestrzeni miejskiej. Oficjalnie po to, by zwiększyć przejrzystość politycznych kampanii billboardowych i wyeliminować partyjne plakaty w okresie innym niż kampania wyborcza. Problem w tym, że ustawa o partiach nie została uchwalona, bo koalicja nie dysponowała wymaganą większością 2/3 głosów.
Fidesz zdaje się tego nie dostrzegać. Państwo i tak stosuje przepisy nieuchwalonej ustawy, zgodnie z którymi poza kampanią lub trzymiesięcznym okresem ją poprzedzającym nie wolno kupować miejsca na reklamy polityczne po cenach niższych od rynkowych. Po podpisaniu umowy trzeba ją przesłać ÁSZ, aby ta mogła sprawdzić, czy cena nie jest zaniżona. Jeśli jest, partia ma zapłacić podatek od wzbogacenia. Kara nałożona na Jobbik ma być właśnie należnym podatkiem, choć nikt nie jest w stanie wskazać podstawy prawnej dla takiej wysokości kary.
Uchwalanie prawa trwało w momencie, w którym Jobbik rozpoczął już ofensywę plakatową, wieszając plakaty oskarżające Fidesz o korupcję. Przepisy zostały określone mianem lex Simicska od nazwiska Lajosa Simicski, milionera, ongiś stronnika premiera Viktora Orbána, od 2014 r. pozostającego z nim w sporze. Nad Dunajem rynek słupów ogłoszeniowych został zdominowany przez dwóch graczy: wspomnianego Simicskę oraz najszybciej bogacącego się Węgra Lőrinca Mészárosa, przyjaciela premiera.
Simicska poparł Jobbik i udostępnił mu swoje słupy ogłoszeniowe po niższych cenach. Według portalu Origo.hu Jobbik miał płacić 6 tys. forintów za miejsce reklamowe zamiast nawet 40 tys. (80 zł zamiast 540 zł), przez co państwo na niezapłaconym VAT miało tracić 100 mln forintów (1,3 mln zł) miesięcznie. Ofertę Simicski portal nazwał mianem korupcyjnej. Jobbik, by zabezpieczyć się przed roszczeniami, latem odkupił od Simicski 1100 miejsc plakatowych, by nie musieć ujawniać kosztów wynajmu.
Prawicowcy bronią się, że koalicyjny rząd Fidesz-KDNP wydaje na własne kampanie społeczne kilkadziesiąt miliardów z publicznych pieniędzy, płacąc więcej, niż wynoszą ceny rynkowe. Zdaniem partii, a także części dziennikarzy śledczych środki te trafiają do współpracowników Fideszu prowadzących domy mediowe. Zakupy powyżej wartości mają być nielegalnym finansowaniem zaplecza partii. Rząd nie upublicznia jednak kosztów kolejnych kampanii. Nie odpowiada także na pytania, ile płacił za plakaty w latach 2010–2014.
Przedstawiciele Jobbiku powtarzają, że celem kary jest wyeliminowanie partii z rywalizacji wyborczej. – Słuchaj, Viktorze, ty skorumpowany despoto, jeśli myślisz, że się ciebie boję, to bardzo się mylisz. To ty się musisz bać – mówił Vona w emocjonalnym wystąpieniu telewizyjnym. Ostrożne głosy poparcia płyną nawet ze strony środowisk lewicowo-liberalnych, które same zaczynają być niepewne swojego losu.
Dużym echem odbiła się wypowiedź Ágnes Heller, 88-letniej Żydówki, która przetrwała Holokaust. Kobieta zaapelowała o budowę szerokiego frontu przeciwko koalicji i stwierdziła, że Jobbik, ongiś grający na nucie antysemityzmu, nie jest już skrajnie prawicowy. Jej zdaniem przy Orbánie nawet Vona byłby lepszy. A niemiecki „Der Spiegel” napisał, że Fidesz wpadł w panikę i próbuje nie dopuścić do wyborczego sukcesu Jobbiku.
Dyskusje o szerokim porozumieniu opozycji są na razie w powijakach. Niezależny, aczkolwiek bliski socjalistom poseł Zoltán Kész apeluje, aby w 106 okręgach jednomandatowych wystawić wspólnego kandydata, zaś swoje preferencje partyjne artykułować w głosowaniu na listę krajową, z której obsadza się 93 miejsca w parlamencie. Formalnie prezydent János Áder wciąż nie ogłosił terminu wyborów, ale najbardziej prawdopodobny wydaje się 8 kwietnia 2018 r. Na cztery miesiące przed tą datą Fidesz cieszy się poparciem prawie tak wysokim jak w 2010 r. Jednocześnie wciąż trwa przyznawanie paszportów Węgrom żyjącym za granicą. To kilkaset tysięcy nowych głosów, w większości wyborców Orbána.
Dla Fideszu stawką wyborów będzie utrzymanie zdobyczy ustrojowych oraz odrzucenie polityki migracyjnej Brukseli. Rozczłonkowana, działająca chaotycznie opozycja walczy w zasadzie o przetrwanie. Jedynym celem jest niedopuszczenie do zwycięstwa dającego koalicji Fidesz-KDNP większość konstytucyjną. Rząd zaś najbardziej obawia się, że Jobbik utrwali wizerunek męczennika i tym samym stanie się czynnikiem jednoczącym opozycję.