Państwa należące do Wspólnoty muszą przyjmować migrantów. Uznał tak wczoraj Trybunał Sprawiedliwości UE. Mechanizm przyjęty przez Radę Unii Europejskiej skutecznie i w proporcjonalny sposób przyczynia się do sprostania przez Grecję i Włochy kryzysowi migracyjnemu z 2015 r. – uznali luksemburscy sędziowie TSUE.
Państwa, które się do niego nie dostosowały, postąpiły wbrew naczelnym zasadom Unii. Nie wykazały się solidarnością i odpowiedzialnością. Trybunał Sprawiedliwości UE tym samym podzielił spostrzeżenia rzecznika generalnego, który sformułował swoją opinię półtora miesiąca temu.
W odpowiedzi na kryzys migracyjny, który dotknął Europę w lecie 2015 r., Rada Unii Europejskiej przyjęła decyzję w celu udzielenia pomocy Włochom i Grecji, które doświadczyły masowego napływu migrantów. Postanowiono, że 120 tys. osób, które uciekają przed wojną i wymagają międzynarodowej ochrony, zostanie rozlokowanych na terenie całej UE. Chodziło o to, by konsekwencje współczesnej wędrówki ludów nie dotknęły wyłącznie tych państw, do których uchodźcy mogli najłatwiej dotrzeć.
Rzecz w tym, że decyzja w praktyce nie została nigdy wykonana. Większość państw przyjęła ułamek tego, do czego się zobowiązała. Polska nie przyjęła ani jednej osoby. Obecnie rządzący PiS podkreślał słuszność tej decyzji.
Słowacja i Węgry postanowiły walczyć z decyzją większości państw o relokacji na ścieżce prawnej. Wniosły więc do Trybunału Sprawiedliwości UE o stwierdzenie nieważności decyzji Rady UE. Argumentowały, że postępowanie było obarczone błędami proceduralnymi i ani przez moment nic nie wskazywało, że przyjęty mechanizm będzie w stanie stanowić skuteczną odpowiedź na kryzys migracyjny. Nie można zaś przyjmować rozwiązań, które nie prowadzą do realizacji żadnego celu.
Stanowisko skarżących poparła Polska. Za legalnością decyzji Rady opowiadały się z kolei Niemcy, Francja, Belgia, Włochy, Grecja, Szwecja i Luksemburg.
Polityczne pobudki
Trybunał uznał wczoraj, że decyzja o relokacji została wydana zgodnie z prawem unijnym. Sędziowie zgodzili się z opinią rzecznika generalnego Yvesa Bota.
„Ważność decyzji nie może zależeć od późniejszych ocen jej skuteczności. W sytuacji bowiem, gdy prawodawca Unii jest zmuszony do oszacowania przyszłych skutków wydawanej regulacji, jego ocenę można podważyć tylko wtedy, gdy w świetle informacji, którymi dysponował w chwili wydawania danej regulacji, okaże się ona w oczywisty sposób błędna” – wskazano w uzasadnieniu wyroku.
Nie może być też tak, że państwa skutecznie kwestionowałyby decyzje z powodu ich kiepskiej realizacji, gdy to właśnie one – wskutek swej bierności – odpowiadają za ich złą realizację.
Inny z zarzutów dotyczył tego, że w sprawie przyjęcia mechanizmu relokacji powinny wypowiedzieć się parlamenty krajowe. I ten argument został jednak odrzucony przez sędziów, gdyż decyzja nie była aktem ustawodawczym. Węgry czy Słowacja mogły być przeciwne przyjęciu pewnego rozwiązania. Ale decydowała wola większości. I do niej wszystkie państwa powinny się dostosować.
Eksperci nie są zaskoczeni wydanym orzeczeniem.
– Cała skarga miała charakter polityczny, a nie prawny. Dla prawnika nie było tam ani problemu proceduralnego, ani kompetencyjnego. Argumenty były wprawdzie ujęte w literę prawa, natomiast pobudki były czysto polityczne – twierdzi prof. Robert Grzeszczak z UW, specjalista w zakresie prawa UE.
Adam Balcer, ekspert think tanku WiseEuropa, dodaje, że wczorajsze orzeczenie jest bardzo niekorzystne dla Polski. Skoro bowiem wynika z niego, że decyzja o mechanizmie relokacji była zgodna z prawem, nie możemy jej jako państwo dalej kwestionować.
– Powinniśmy to zaakceptować i brać udział w programie relokacji. Natomiast Polska i Węgry zapewne tego nie uczynią. Będziemy więc postrzegani jako kraj, który nie uznaje rządów prawa. Tymczasem to właśnie rządy prawa stanowią fundament UE – podkreśla Balcer.
Formalnie z powodu wczorajszego wyroku Polska nie poniesie żadnych konsekwencji. Pamiętać jednak należy, że prowadzone są sprawy z inicjatywy Komisji Europejskiej w związku z niewykonywaniem przez państwa członkowskie decyzji o relokacji. Unijni politycy postanowili o złożeniu skarg przeciwko Węgrom, Polsce i Czechom.
Nie zrobiliśmy nic
– Wcześniej czy później Polska zapłaci bardzo wysoką cenę za nieprzyjęcie uchodźców – słyszeliśmy kilka tygodni temu od ważnego unijnego urzędnika.
Adam Balcer przewiduje, że Komisja prawdopodobnie uzna, że nie przestrzegamy prawa, i zaskarży nas do trybunału.
– Ten ostatni wyda dla nas niekorzystny wyrok, którego my nie uznamy. W odpowiedzi na nasze liberum veto Komisja wymierzy nam karę finansową, zabierając nam część funduszy unijnych – twierdzi.
Z tej perspektywy wczorajszy wyrok można uznać za ważny dla nas. Gdyby bowiem trybunał uznał, że decyzja o relokacji była obarczona wadą prawną, najprawdopodobniej raz na zawsze zostałby zamknięty temat ewentualnych sankcji wobec tych, którzy się do przyjętej zasady nie zastosowali.
– Gdybyśmy przyjęli chociaż stu uchodźców, a taką liczbę deklarowaliśmy na 2016 r., to mielibyśmy zupełnie inną pozycję. Nie zrobiliśmy nic, więc postępowanie w Komisji się toczy. Należy spodziewać się negatywnego dla nas rozstrzygnięcia – komentuje prof. Robert Grzeszczak.
Umów należy przestrzegać
Zadowolenie z wyroku TSUE wyraził Dimitris Awramopulos, unijny komisarz do spraw migracji. Podkreślił przy tym, że „drzwi są wciąż otwarte”, oraz wezwał do przekonywania krajów członkowskich do wywiązywania się z traktatowych zobowiązań. Zaraz dodał jednak, że jeśli w nadchodzących tygodniach państwa członkowskie, które do tej pory nie przyjęły ani jednej osoby bądź od dłuższego czasu nie zrobiły nic w tym kierunku, zostaną poddane presji.
– Jest teraz dużo dyskusji na temat relokacji, tyle tylko, że to już nic nie zmieni, bo pacta sunt servanda – umów należy przestrzegać. Państwa, które tego nie robią, muszą się liczyć z konsekwencjami – podkreśla prof. Grzeszczak.
Polskie nastawienie w tej sprawie pozostanie takie jak dotychczas. Podkreśliła to wczoraj premier Beata Szydło.
– Wyrok absolutnie nie zmienia stanowiska polskiego rządu – powiedziała premier.
Oznajmiła przy tym, że niedługo Warszawa przedstawi własne pomysły, jak pomóc terenom objętym konfliktem.
Ostro na wyrok zareagowali także Węgrzy. Szef MSZ Péter Szijjártó nazwał wyrok „politycznym” oraz mówił o dyktacie KE nad państwami członkowskimi. Zapowiedział też, że Węgrzy nie wezmą udziału w relokacji, gdyż wyrok dotyczył tylko kwestii, czy przyjęta procedura jest zgodna z prawem.
Bardziej wyważeni w ocenie byli Słowacy. Premier Robert Fico uznał wprawdzie wyrok za „niesprawiedliwy”, ale podkreślił także, że Bratysława go szanuje.
To cios w polskie stanowisko dotyczące kryzysu migracyjnego.