Unijni negocjatorzy prowadzący rozmowy ws. Brexitu zarzucają W. Brytanii brak woli politycznej do dokonania wystarczającego postępu w rokowaniach. Bruksela przestrzega też Londyn przed wykorzystywaniem Irlandii Północnej jako karty przetargowej w negocjacjach.

W przyszłym tygodniu ma się odbyć trzecia runda rozmów między przedstawicielami Komisji Europejskiej a rządem Zjednoczonego Królestwa na temat warunków wyjścia tego kraju z UE.

Symbolicznie o stanie przygotowań do rozmów świadczyć może fakt, że w piątek po południu urzędnicy unijni nie wiedzieli jeszcze, czy wystartują one w poniedziałek, czy we wtorek.

W Wielkiej Brytanii poniedziałek to dzień wolny od pracy, ale instytucje unijne mające siedzibę w Brukseli pracują normalnie. Teoretycznie rokowania mogłyby się więc toczyć od początku tygodnia. Czy tak się stanie - zależy od Downing Street.

Ustalenie dokładnego harmonogramu rozmów to jednak najmniejszy problem, z jakim mierzyć się muszą negocjatorzy z obu stron. Dużo trudniejsze są tematy mające być przedmiotem rozmów.

Z informacji przekazanych w piątek przez źródła unijne wynika, że są problemy we wszystkich trzech głównych blokach tematycznych, które będą omawiane (prawa obywateli, rozliczenia finansowe i sytuacja Irlandii Północnej po Brexicie).

Dotychczasowe dwie rundy negocjacji nie przyniosły przełomu, tymczasem do jesieni obie strony powinny osiągnąć "odpowiedni postęp" w tych kwestiach, aby przywódcy unijni mogli dać zielone światło dla rozpoczęcia rozmów o przyszłych relacjach unijno-brytyjskich.

Strona unijna miała pretensje do Brytyjczyków, że na poprzednim spotkaniu nie byli oni gotowi do przedstawienia stanowiska na piśmie (tzw. position paper). Władze w Londynie opublikowały szereg dokumentów dopiero w ostatnich dniach.

"Tam, gdzie nie przedstawiono dokumentów strony Wielkiej Brytanii, trudno mówić o postępie - w ten sposób poprzednią rundę rozmów opisują unijne źródła. - To nie brak czasu uniemożliwił nam postęp. Dotychczas był to brak materiałów".

Jednak i tym razem nie zanosi się na przełom, zwłaszcza jeśli chodzi zobowiązania finansowe. Według urzędników unijnych brytyjscy negocjatorzy mają przedstawić analizę prawną w tej sprawie tylko ustnie, co nie pozwoli na ustalenie szczegółów dotyczących tego, jakie są wzajemne zobowiązania finansowe obu stron.

"Nie oczekujemy teraz (konkretnych) kwot, ale musimy mieć gwarancje, że zobowiązania (...) Wielkiej Brytanii będą w przyszłości honorowane. Z tego powodu przedstawiliśmy szczegółową listę spraw składających się na porozumienie finansowe i jesteśmy chętni, by rozpocząć w przyszłym tygodniu szczegółowe rozmowy dotyczące różnych elementów tego porozumienia " - mówiła w piątek dziennikarzom jedna z urzędniczek unijnych.

Bruksela ma nadzieję, że gdy Wielka Brytania przedstawi swoje analizy, "możliwe będzie dokonanie jakiegoś postępu". "Ale wszyscy widzimy kontekst, więc nie chcę zawyżać waszych oczekiwań, że będziecie mogli zobaczyć przełom" - powiedziała brukselskim korespondentom negocjatorka.

Wygląda na to, że trudnym tematem będzie też kwestia granicy między Irlandią i Irlandią Północną, która po Brexicie będzie zewnętrzną granica UE. Rząd w Londynie opublikował w ubiegłą środę stanowisko w tej sprawie, które zawiera m.in. plan zachowania wspólnej strefy podróżowania (Common Travel Area, CTA), a także szczególnych praw obywateli Wielkiej Brytanii i Irlandii w obu krajach.

Bruksela jest jednak zaniepokojona tym, że w brytyjskim dokumencie połączono kwestie procesu pokojowego (włączając w to granicę) i przyszłość unijno-brytyjskich relacji handlowych. "W tym kontekście podkreślamy, że proces pokojowy nie może być kartą przetargową w negocjacjach" - oświadczyło źródło.

Kolejną sporną kwestią będą bardzo ważne dla miliona Polaków mieszkających na wyspach kwestie praw obywateli UE. Rozbieżności dotyczą bezpośredniego stosowania i egzekwowania praw obywateli oraz stosowania prawa imigracyjnego Wielkiej Brytanii wobec przyszłych członków rodzin obywateli unijnych przebywających na wyspach.

UE chciałaby, by stosowane wobec nich było prawo unijne; Londyn, by było to prawo brytyjskie. Brukseli nie podoba się również, że wszyscy obywatele UE będą musieli aplikować o status rezydenta, nawet jeśli już rozpoczęli proces starania się o stały pobyt.

Klimat wokół tych rozmów może być też nie najlepszy ze względu na omyłkowe wysłanie przez brytyjskie ministerstwo spraw wewnętrznych około stu listów do obywateli państw Unii Europejskiej mieszkających w Wielkiej Brytanii z informacją, że powinni opuścić kraj lub liczyć się z deportacją. W Brukseli sprawa została zauważona, a urzędnicy ocenili ją jako niepokojącą.

Wielka Brytania rozpoczęła proces wyjścia z Unii Europejskiej w marcu br. i powinna opuścić Wspólnotę do końca marca 2019 roku.

Z Brukseli Krzysztof Strzępka (PAP)