Po zamachu w Barcelonie władze w Brukseli zdecydowały się nie podwyższać stopnia zagrożenia terrorystycznego. Według rządowego centrum analizy zagrożeń (OCAM) na terenie kraju obowiązuje wciąż dotychczasowy trzeci stopień zagrożenia w czteropunktowej skali.

Oznacza to, że zagrożenie jest "poważne, możliwe i prawdopodobne", ale nie ma sygnałów, że "może nastąpić w najbliższym czasie".

Informację o utrzymaniu dotychczasowego poziomu przekazał w piątek mediom rzecznik belgijskiego ministerstwa spraw wewnętrznych.

Stan podwyższonego zagrożenia terrorystycznego na różnych stopniach utrzymuje się w Belgii od czasu ataków w Brukseli w marcu 2016 roku.

Islamscy ekstremiści przeprowadzili wówczas serię trzech skoordynowanych zamachów bombowych. Dwa z nich miały miejsce na lotnisku Zaventem w Brukseli, a jeden na stacji metra Molenbeek. W atakach zginęły 32 osoby, w tym jedna z Polski, oraz trzech zamachowców samobójców; ponad 300 osób zostało rannych.

Do kolejnej, nieudanej próby zamachu doszło w czerwcu tego roku na brukselskim Dworcu Centralnym. Zamachowcowi nie udało się wówczas skutecznie zdetonować ładunku wybuchowego, zginął zastrzelony przez jednego z żołnierzy patrolujących dworzec.

Od marca 2016 roku uzbrojone patrole wojskowe, głównie komandosów, stały się codziennym widokiem na ulicach Brukseli i innych belgijskich miast. W pobliżu budynków administracji publicznej oraz ważnych centrów komunikacyjnych często stoją też opancerzone pojazdy wojskowe.

Belgijskie siatki terrorystyczne odpowiedzialne za zamachy w Brukseli tworzą głównie radykałowie islamscy pochodzenia marokańskiego. Jak podkreśla francuski ekspert ds. terroryzmu Marc Trevidic, z tego samego środowiska wywodzą się także dżihadyści hiszpańscy. Jego zdaniem związki pomiędzy organizacjami w Belgii i Hiszpanii są bardzo silne i sięgają jeszcze lat 90.

Z Brukseli Grzegorz Paluch (PAP)