Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan powiedział w piątek, że jest przekonany, iż wraz z prezydentem USA Donaldem Trumpem napisze "nową kartę w relacjach amerykańsko-tureckich". Skrytykował jednak USA za wspieranie kurdyjskich milicji walczących z IS.

Erdogan, który wypowiadał się podczas konferencji zorganizowanej w Stambule przez amerykański think tank Atlantic Council, dodał, że dostrzega sygnały świadczące o tym, iż Trump będzie "bardziej zdecydowany" położyć kres "państwowemu terroryzmowi" w Syrii. Odniósł się w ten sposób do zwrotu w stanowisku Waszyngtonu wobec prezydenta Syrii Baszara el-Asada, którego obalenia domaga się Ankara.

Trump, początkowo przeciwny większemu zaangażowaniu USA w walkę z reżimem Asada, zezwolił na ostrzał rakietowy syryjskiej bazy lotniczej Szajrat w prowincji Hims po ataku chemicznym w syryjskim mieście Chan Szajchun; o jego przeprowadzenie oskarżono wojska Asada.

Erdogan dodał jednak, że fakt, iż USA uznają kurdyjskie milicje YPG (Ludowe Jednostki Samoobrony) za sojusznika w walce z Państwem Islamskim w Syrii "niszczy sojuszniczego ducha" wśród Turków.

AFP przypomina, że stosunki między Stanami Zjednoczonymi a Turcją pogorszyły się w ostatnich miesiącach ze względu na amerykański wsparcie dla tych ugrupowań, które Ankara uznaje za terrorystyczne. Relacje te były zresztą napięte już wcześniej, ponieważ USA nie zgodziły się na ekstradycję mieszkającego w Pensylwanii islamskiego kaznodziei Fethullaha Gulena, które władze w Ankarze oskarżają o zainspirowanie nieudanego puczu z 15 lipca 2016 roku. Jego wydania Turcja zażądała natychmiast po udaremnieniu zamachu stanu.

Erdogan powtórzył w piątek, że oczekuje, iż amerykańska administracja zatrzyma kaznodzieję lub odeśle go do Turcji. Fakt, że Gulen mieszka w USA i może "bez przeszkód kontynuować swą działalność (...) poważnie nas niepokoi" - powiedział.

16 maja prezydent Turcji złoży wizytę w Waszyngtonie i powyższe kwestie mają być głównym tematem jego rozmów z Trumpem. "Oczekujemy, że (Amerykanie) zrozumieją skalę zagrożenia, któremu musimy stawić czoło, i że dadzą dowód swej solidarności (z Turcją)" - wyjaśnił Erdogan.

W mijającym tygodniu doszło na granicy turecko-syryjskiej do wielu starć między oddziałami tureckimi a kurdyjskimi bojownikami walczącymi z IS, a siły powietrzne Turcji przypuściły naloty na ich pozycje w północnym Iraku i Syrii.

Ataki były wymierzone w milicje YPG, będące kluczowym komponentem Syryjskich Sił Demokratycznych (SDF), które zbliżają się do bastionu Państwa Islamskiego w Ar-Rakce na północy Syrii. Ankara uważa YPG za ramię zdelegalizowanej w Turcji Partii Pracujących Kurdystanu (PKK). We wtorek zaniepokojenie operacją tureckiego lotnictwa wyraził Departament Stanu USA i podkreślił, że w atakach zginęli sojusznicy USA.

Erdogan, który jest zdecydowanie przeciwny współpracy Amerykanów z Kurdami w Syrii i Iraku zapowiedział, że w Waszyngtonie zaproponuje inną formułę walki z IS. Turecki prezydent oskarża też YPG o to, że usiłują stworzyć kurdyjskie państwo na północy Syrii. "Nigdy nie pozwolimy, aby takie państwo powstało. Jesteśmy przeciwnik rozczłonkowaniu Syrii" - oznajmił w piątkowym wystąpieniu. Kilka dni wcześniej Erdogan zapowiedział, że Ankara będzie kontynuowała operacje wojskowe przeciw Kurdom w północnej Syrii "aż zostanie wyeliminowany ostatni terrorysta". (PAP)

fit/ ap/