Irańscy twardogłowi mają trudności, by przed majowymi wyborami prezydenckimi zaprezentować zjednoczony front. Podzieleni i zdezorganizowani szukają głosów poza swym twardym elektoratem, ubogim i pobożnym - pisze w środę brytyjski dziennik "Financial Times".

"Tuż po potwierdzeniu, że Ebrahim Raisi jest kandydatem zwolenników twardej linii w wyborach prezydenckich w Iranie, ujawnił on niespodziewaną broń w swym kampanijnym arsenale: swą małżonkę" - czytamy w "FT".

Raisi zamieścił nagranie wideo w mediach społecznościowych, w którym chwali Dżamileh Alamolhodę, profesor Uniwersytetu Szahida Behesztiego, jako kobietę sukcesu. Dla konserwatywnego duchownego, ubiegającego się o polityczny urząd w Iranie jest to - jak podkreśla gazeta - niecodzienne działanie.

"Jeśli wracam do domu i jej tam nie ma, to mi to nie przeszkadza. Jeśli nie ma kolacji, też mi to nie przeszkadza. (...) Naprawdę wierzę, że jej praca pomaga jej i krajowi (...) i, że (żona) ma wpływ" na to, co się dzieje - mówi Raisi w nagraniu, na którym na koniec pojawia się pani Alamolhoda.

Wpływowi konserwatywni duchowni w Iranie od dawna zalecali kobietom pozostanie w domach w roli matek i gospodyń. Ale na mniej niż miesiąc przed wyborami delikatne odrzucenie tradycji przez Raisiego było próbą dotarcia do wyborców będących poza podstawowym elektoratem twardogłowych, który stanowią ubogie i bardziej pobożne warstwy społeczne - zwraca uwagę "FT". I dodaje, że niektórzy obserwatorzy interpretowali to posunięcie jako uznanie przez Raisiego przeszkód, z jakimi się mierzy, gdy próbuje "wysadzić z siodła" centrowego prezydenta Hasana Rowhaniego, uchodzącego za pragmatyka.

Proreformatorscy analitycy uważają, że Raisi - starszy duchowny i były prokurator generalny - jest ulubionym kandydatem najwyższego przywódcy duchowo-politycznego ajatollaha Alego Chameneia i najpoważniejszym rywalem obecnego prezydenta. "Ale 56-letni Raisi nie jest szeroko znany w kraju i nie ma też doświadczenia politycznego, podczas gdy obóz twardogłowych, który go popiera, jest podzielony oraz pozbawiony przywództwa od przegranej w 2013 r. w wyborach prezydenckich, które do władzy wyniosły Rowhaniego" - czytamy w "FT".

Jeśli Raisi ma wygrać, będzie musiał zabiegać o względy wyborców z klasy średniej, spośród których wielu od dawna domaga się reformy społecznej i uważa rządy ajatollahów za anachroniczne - oceniają analitycy.

"Fakt, że twardogłowi sięgają po nieznanego kandydata, jak Raisi, odzwierciedla kryzys w ich obozie" - mówi przedstawiciel władz mający kontakty z reformatorami i twardogłowymi. "Raisi zaangażował (w kampanię) swoją żonę, ponieważ wie, że nie może wygrać wyborów, polegając li tyko na biedocie" - dodał.

"Walka o władzę w obozie twardogłowych, który ma trzech kandydatów, również może podkopać szanse Raisiego" - odnotowuje brytyjski dziennik. Głównym konkurentem Raisiego jest Mohammad Bagher Ghalibaf, wpływowy burmistrz Teheranu, który przed czterema laty przegrał z Rowhanim. "Niektórzy twardogłowi uważają, że skoro 55-letni Ghalibaf jest szeroko znany w kraju oraz ma doświadczenie polityczne, to ma lepsze szanse na pokonanie Rowhaniego" - dodaje "FT".

Zwolennicy twardej linii w Iranie próbowali pokazać jedność przed wyborami, zawierając porozumienie mówiące o tym, że ktokolwiek stanie się faworytem podczas kampanii, to powalczy o zwycięstwo w wyborach, a inni odsuną się na bok. Miało to na celu uniknięcie powtórki z 2013 r., kiedy kontrkandydaci rozbili poparcie, startując w wyborach przeciwko sobie. Ale ani Raisi, ani Ghalibaf nie potwierdzili, że będą przestrzegać umowy - zwraca uwagę "FT".

"Twardogłowi (występują) nie tylko przeciwko reformatorom, ale również przeciwko sobie nawzajem" - powiedział przedstawiciel reżimu, cytowany anonimowo przez "FT".

Z kolei Rowhani może polegać na reformatorach i umiarkowanych, którzy jednoczą się wokół jego kandydatury na drugą kadencję.

Raisi - który obiecuje potrojenie miesięcznych zarobków (większość Irańczyków dostaje co miesiąc pensje w wysokości 450 tys. rialów - 14 USD), walkę z korupcją i stworzenie miliona miejsc pracy - może liczyć na poparcie polityków i duchownych, którzy wspierali byłego ultrakonserwatywnego prezydenta Mahmuda Ahmadineżada, niedopuszczonego do startu w tegorocznych wyborach.

"Financial Times" przypomina, że we wtorek Chamenei wezwał kandydatów w wyborach, by stawiali na gospodarczą samowystarczalność kraju. Zdystansował się tym samym od polityki otwarcia na Zachód i zachęcania do inwestycji zagranicznych w Iranie, a więc polityki prowadzonej przez Rowhaniego.

Wtorkowy apel Chameneia może "dodać śmiałości twardogłowym, kiedy krytykują Rowhaniego za wykorzystanie porozumienia nuklearnego w celu zbliżenia z Zachodem" - ocenia "FT".