Program faworyta w wyborach prezydenckich we Francji Emmanuela Macrona jest najbliższy temu, jaki prezentuje Nowoczesna: centrowy, modernistyczny - powiedział w poniedziałek na briefingu w Brukseli szef Nowoczesnej Ryszard Petru.

"Bardzo cieszę się, że Macron przeszedł z dobrym wynikiem do drugiej tury. Jest to osoba, której program jest najbliższy temu, jaki prezentuje Nowoczesna - centrowy, modernistyczny" - powiedział. Według niego wszystko wskazuje na to, że to on wygra wybory. "To oznaczałoby zahamowanie tego marszu populistów do władzy. To byłby bardzo silny i dobry sygnał dla Europy" - powiedział.

Jak przyznał, niepokoi go jednak wynik, jaki w pierwszej turze uzyskała kandydatka skrajnie prawicowego Frontu Narodowego Marine Le Pen. "Wiele jednak wskazuje na to, że ten skrajny nacjonalizm w drugiej turze nie wygra" - zaznaczył. "To pokazuje bardzo podobną sytuację jak w Polsce - mamy partię skrajnie nacjonalistyczną, eurosceptyczną. (...) Mamy siły modernistyczne, w tym Nowoczesną, której (...) najbliżej do Macrona" - powiedział.

Polityk powiedział, że przyleciał do Brukseli, by odbyć serię spotkań dotyczących głównie sytuacji budżetowej po wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. "Pamiętajmy o tym, że Wielka Brytania wychodząc z Unii Europejskiej przestaje wpłacać swoją składkę (do budżetu UE - PAP). W związku z tym w trakcie najbliższej perspektywy budżetowej zostaną obcięte fundusze dla wszystkich krajów, w tym również dla Polski. W tym momencie mówi się o tym, że ta obniżka wydatków przeznaczonych na inwestycje w Polsce może wynieść ok. 15 proc., czyli w ostatnim roku perspektywy budżetowej wydatki te mogą spaść o 15 proc." - powiedział.

Jego zdaniem, "siłą rzeczy będzie to oznaczało znacznie gorszą perspektywę na kolejny budżet unijny". Dodał, że obecnie nie ma żadnego innego kraju europejskiego, który chciałby "uzupełnić tę kwotę, której Wielka Brytania do budżetu unijnego wpłacać nie będzie" - zaznaczył.

Pytany przez dziennikarzy, czy polski rząd robi wystarczająco dużo w kwestii Brexitu, odpowiedział: "Moim zdaniem polska polityka zagraniczna to polityka walkowera". "Polska nie jest w stanie w UE nic skutecznie załatwić, nie rozumie procesów unijnych, co widać było ostatnio w super nieskutecznych działaniach polskiego rządu. Pan (minister spraw zagranicznych Witold) Waszczykowski nie umie rozmawiać o pieniądzach" - powiedział.

Jego zdaniem Polska ma duże opóźnienia w wydatkowaniu środków unijnych. "Jeśli okaże się, że większość naszych wydatków będzie miała miejsce po 2019 r. - ze względu na to 3-letnie opóźnienie, jakie ma miejsce w przypadku budżetu - to my stracimy więcej niż 15 proc., bo dużo więcej zostanie wydane. W ramach tych kwot proporcjonalnie zostanie więcej Polsce zabrane" - powiedział.

Dodał, że w Brukseli spotka się m.in. z komisarz ds. konkurencji Margrethe Vestager, komisarz ds. sprawiedliwości Verą Jourovą, wiceszefem KE Fransem Timmermansem i głównym negocjatorem ds. Brexitu ze strony Parlamentu Europejskiego Guy Verhofstadtem. "Będziemy rozmawiać również o sytuacji w Europie i o sytuacji w Polsce" - powiedział.

Dodał, że wcześniej napisał list do Verhofstadta, "żeby nie zabierać Polsce pieniędzy". "Słyszałem o takim pomyśle, który polegałby na tym, aby w ramach sankcji, które mogą być nałożone na Polskę, środki przeznaczone dla Polski były odkładane w rezerwie. Tak długo, jak Polska będzie łamać prawo, tak długo te pieniądze będą w rezerwie rosły, będą do wykorzystania przez przyszłe rządy, tak długo jak rząd PiS nie przestanie łamać prawa" - powiedział.