W numerze DGP z 31 marca br. ukazał się artykuł pióra pani Miry Suchodolskiej pod tytułem „Akademia”. Opisano w nim historię młodego badacza, doktora informatyki, spędzającego całe dnie w jednym z instytutów PAN i wdrażającego tam znane mu z Oksfordu i Cambridge nowatorskie podejście do zastosowań matematyki. Tak wybijał się on ponad przeciętność, jeśli chodzi o bezkompromisowość, pracowitość, oryginalność stylu pracy i ubioru, że budziło to niechęć otoczenia.
Na dodatek jego znakomite postępy w pracy, sukcesy i zewnętrzne uznanie spotykały się ze strony kierownictwa instytutu wręcz z zawiścią. Tak został w tym artykule przywołany stereotyp sytuacji – nazwijmy go: młody zdolny w zmurszałej instytucji – w myśl którego młody, wykształcony za granicą badacz pojawia się w naszej przestarzałej instytucji naukowej, po której korytarzach snują się pazerni i wypaleni starcy w garniturach, hołdujący bizantyjskim obyczajom. Młody człowiek chce to zmienić, często z pobudek wyższych, ale zderza się z niechęcią i zawiścią.
I już konkretyzując ten stereotyp – według artykułu „Akademia” młody propagator zastosowań matematyki walczy, nie poddaje się, znajduje sojuszników w mediach i nagłaśnia niesprawiedliwość, niezrozumienie i zawiść, które go spotkały. Ewidentnie sympatyzująca z nim pani redaktor zapewne też z pobudek wyższych, bowiem i ona chce się przyczynić do modernizacji nauki w Polsce, opisuje tę sytuację. Ale czy oboje skruszą tę zmurszałą instytucję?
Raczej nie. Głównie dlatego, że nie znają oni realiów systemu nauki w Polsce i jej ogólnych mechanizmów. Opisują rzeczywistość oczyma osób pozbawionych szerszego oglądu sytuacji w tym względzie. Zapewne jakieś wycinkowe doświadczenia z instytucjami szkolnictwa wyższego i nauki ugruntowały w nich poczucie niskiej wartości tych instytucji i słabej jakości wykształcenia tam zdobywanego. Ale proszę mi wierzyć, że są w Polsce dobre szkoły, instytuty i uniwersytety, tętniące życiem naukowym, pełne młodych osób i dyskusji. Jest ich coraz więcej. Młoda osoba, która pragnie się rozwijać i prowadzić działalność twórczą i nowatorską, odnajdzie takie miejsca bez kłopotu. Zdecydowana większość instytutów PAN to takie miejsca. Przykro mi, że DGP szerzy krzywdzący naukę w Polsce stereotyp w sposób bezkrytyczny. Wielkim brakiem warsztatowym artykułu było to, że niewystarczająco zadbano, aby wypowiedziała się druga strona, np. dyrektor wzmiankowanego instytutu. Prezes PAN, który nadzoruje 69 instytutów, nie zawsze jest najlepiej zorientowany w jednostkowych sytuacjach, tym bardziej gdy na komentarz są mu dane 24 godziny. Chcę wyjaśnić, że PAN to centralna instytucja naukowa, na którą składają się: korporacja uczonych (350 najwybitniejszych osób ze środowiska naukowego w Polsce), komitety naukowe i administracja centralna, nadzorująca funkcjonowanie jednostek bez osobowości prawnej, takich jak m.in.: oddziały PAN, biblioteki, stacje zagraniczne. PAN ma osobowość prawną, zachowuje ją też 69 instytutów PAN. Instytuty PAN są więc autonomiczne, a jedynie ich działalność merytoryczna jest nadzorowana przez prezesa PAN i w ograniczonym zakresie przez korporację. Redaktor Mira Suchodolska wyraźnie nie zna struktury PAN i wymiennie odnosi się do PAN i jednego z instytutów PAN, tym samym generalizując domniemane nieprawidłowości. To niczym nieusprawiedliwione uogólnienie podkreśla nie tylko tytuł artykułu, ale i ilustrujące artykuł zdjęcie Pałacu Staszica, który jest architektonicznym symbolem PAN.
Jako prezes PAN chciałbym ustosunkować się do nurtu artykułu zaczynającego się od supozycji, że w instytutach „zasiadająca we władzach ekipa ssie przez grubą słomkę pieniądze z budżetu i grantów”. Ta część jest pełna nieprawdziwych danych i przeinaczeń. Absolutną nieprawdą jest, że takie „ssanie” miało miejsce w zdecydowanej większości instytutów; jeśli już, to mój niepokój wzbudziła sytuacja w zdecydowanej ich mniejszości. Dyrektorami instytutów zostają zwykle wybitne uczone i wybitni uczeni. Osoby te często zdobywają granty badawcze, nierzadko europejskie. Z racji tych grantów pobierają honoraria, tak jak inni wykonawcy grantów. Czy mają do tego prawo? Czy te honoraria liczą się do limitu uposażeń regulowanego tzw. ustawą kominową? Jest wiele w tym względzie poważnych opinii prawnych, często ze sobą sprzecznych. Nie wydaje mi się prawdą, że z racji tych przekroczeń zwrócono do Skarbu Państwa 20 mln zł. Nie jest prawdą, że sprawę zamieciono pod dywan. Kierownictwo PAN razem z KPRM podjęło bardzo intensywne działania. Wprowadzono mechanizmy kontroli, jednoznacznie zinterpretowano sytuację i wprowadzono stosowne zalecenia. W roku 2017 wszelkie ewentualne nieprawidłowości zostały usunięte, a dla pewności właśnie teraz zarządzono wyrywkowo audyty w trzech instytutach, dotyczące wyłącznie ustawy kominowej.
Stereotyp „młody zdolny w zmurszałej instytucji” ma swoje przeciwieństwo, nazwijmy go: młody i bezczelny oryginał w normalnej instytucji. Według tego drugiego stereotypu i w relacjach wielu osób nasz młody badacz jest dość bezczelnym manipulatorem, aroganckim i niekulturalnym, który feruje bez głębszej znajomości rzeczy powierzchowne sądy natury ogólnej, zwykle nieroztropne. Z wielką pewnością siebie wypowiada się o nauce w Polsce, znając jej jedynie niereprezentatywny skrawek. Kreuje wokół siebie nimb osoby wtajemniczonej w wiedzę, którą posiadł w czołowych europejskich ośrodkach naukowych, pozwalającą mu na uprawianie matematyki i jej aplikowanie w sposób nieznany zaściankowi, w którym postanowił wieść swoją karierę.
Proszę mi wierzyć, oba wspomniane powyżej stereotypy mijają się z prawdą. Oczywiście w naszych instytucjach naukowych zdarzają się nieufność do nowych rozwiązań i zawiść. Niektórzy z nas są nietolerancyjni, kurczowo trzymają się jakiegoś kodu ubioru czy tradycyjnego zachowania. Jednak w czołowych jednostkach naukowych takie sytuacje należą dziś do rzadkości. Pracownicy tych jednostek dobrze wiedzą, że warunkiem ich sukcesu naukowego jest twórcze, oryginalne, nieschematyczne środowisko, w którym toczą się żywe polemiki i wymiany zdań. To jest najważniejsze i dlatego w tych jednostkach nie ma miejsca na żaden ze wspomnianych powyżej stereotypów.
Bezkrytyczne generalizowanie każdego z tych dwóch stereotypów jest krzywdzące i szkodliwe dla nauki w Polsce. Oba żywią się sobą wzajemnie i w reakcji/kontrakcji wzmacniają się wzajemnie. Florian Znaniecki, światowej sławy polski socjolog, na podstawie swoich badań określił różne typy osobowości. Te typy: człowiek pracy, człowiek zabawy, człowiek dobrze wychowany i człowiek dewiant (czyli taki, który postępuje niekonwencjonalnie), wspólnie nadają pełnię twórczemu środowisku naukowemu. Zapytany przez prezydenta Stanów Zjednoczonych, jak zreformować system akademicki w tym kraju, profesor Znaniecki zalecił przede wszystkim większe otwarcie się właśnie na dewiantów. Podzielam tę opinię, jakkolwiek trudne jest to w praktyce. W efekcie końcowym ten trud się opłaci. Jednak ta pozytywna dewiacja musi mieć też pewne granice, choćby te nakreślone prawem, a z czasem powinna przynosić nowatorskie wyniki, a jeśli chodzi o instytuty PAN – głównie przełomowe prace naukowe.
Centrum Zastosowań Matematyki i Inżynierii Systemów Instytutu Badań Systemowych Polskiej Akademii Nauk (CZMIS IBSPAN) przedstawione ustami dr. Kamila Kuleszy, „młodego badacza”, jawi się jako egzemplifikacja pierwszego z przywołanych przez prezesa PAN stereotypów. To obraz z gruntu fałszywy. Młody badacz, mając pełną swobodę działania w ramach umów z IBSPAN, naraził Instytut na straty. Instytut zgłosił to do prokuratury, a młody badacz rozpoczął kampanię medialną, pozując na ofiarę.
Już w podtytule artykułu, „PAN pozywa swojego pracownika”, są dwa błędy. Prokuraturę zawiadomił IBSPAN. PAN nie miał z tym nic wspólnego. Poza tym młody badacz nigdy nie był pracownikiem IBSPAN, nie mówiąc już o PAN. Podaje się on za kierownika/dyrektora CZMIS PAN – instytucji, która nigdy nie istniała.
CZMIS IBSPAN realizowało kontrakty dla instytucji i przedsiębiorstw, w tym większe zwykle dla spółek Skarbu Państwa. Całe przychody wydawano wedle uznania młodego badacza, występującego jako firma Karpmax, głównie na wynagrodzenia jego i jego zespołu. IBSPAN łożył też na działalność Centrum własne fundusze, jak i zapewniał mu infrastrukturę i obsługę. Jedynymi wynikami prac Centrum są raporty, do których w roku 2016 młody badacz odmówił wglądu. Dopiero w grudniu ujawnił ich część. Niektóre budzą duże wątpliwości co do ich treści oraz autorstwa.
Pani redaktor grzmi: „PAN postanowił dzieło [młodego badacza] zniszczyć”. Przebieg zdarzeń jest inny. Młody badacz podjął się na przełomie lat 2015–2016 realizacji kolejnych kontraktów i tym razem ich nie wykonał. Kontrahenci zażądali zwrotu zaliczek, które wydał on już na inne cele. IBSPAN musiał zwrócić je z własnych funduszy. Młody badacz nie naprawił szkód, które spowodował, przeciwnie – zaatakował IBSPAN w mediach i z udziałem sztabu prawników. Mimo to dyrekcja Instytutu ciągle dawała mu szansę. Efektem były jego kolejne aroganckie ataki. Los Centrum się dopełnił: młody badacz „zniszczył swoje dzieło”.
Dlaczego tak się stało? Czy powodem był przyjęty przez młodego badacza tryb działania, polegający na wypłatach za dawno wykonane prace z zaliczek na kolejne kontrakty? Na początku roku 2016 ten system się załamał: według młodego badacza w roku 2015 obiecał on wypłaty w roku 2016 na kwoty znacznie wyższe niż dostępne i spodziewane środki. Czy uznał za wyjście atak na IBSPAN i zgłoszenie doń roszczeń? Tylko on zna odpowiedź na to pytanie, ale ma już taki epizod w swojej historii, kiedy wszedł w konflikt z firmą, występując bez wiedzy Instytutu w jego imieniu i zgłaszając wobec niej milionowe roszczenia .
Młody badacz kreuje inną wizję zdarzeń, a nawet kilka. Raz twierdzi, że nie mógł wykonać kontraktów, bo jego zespół, „nieopłacany przez Instytut”, odmówił pracy. Innym razem twierdzi, że nie do niego należało wykonanie kontraktów, a jeszcze innym razem – że prace wykonano, ale zespół odmówił przekazania wyników. Wersji jest wiele, ale żadna nie jest prawdziwa i są na to dowody. Młody badacz mówi też, że „większości pieniędzy z tytułu umów o dzieło, za które klienci zapłacili, zespół nie dostał do dziś”. To ciekawe, bo to on wydał te pieniądze i trafiły one do zespołu, w tym do niego samego, lub poszły na inne wskazane przez niego cele.
Tak więc to młody badacz: negocjował wszystkie kontrakty; angażował ludzi do pracy; kierował realizacją prac lub ją organizował/nadzorował; przekazywał wyniki kontrahentom; zlecał wystawianie faktur; dysponował środkami od kontrahentów. A teraz twierdzi, że IBSPAN „sprzedał wyniki prac ludzi z CZMIS IBSPAN, ale im samym za to nie zapłacił”.
Większość tez artykułu jest nieprawdziwa. IBSPAN nie chciał przejąć zysków młodego badacza, a raczej łożył własne środki na jego rzecz. Zarazem zyski te istniały tylko 31 grudnia, bo młody badacz ujawniał gros zobowiązań podjętych w mijającym roku dopiero po 1 stycznia roku następnego. Nie zgadzają się przychody Centrum ani jego kontrahenci, ani też kwoty odszkodowań przez nich żądanych. Młody badacz „jest zszokowany” zapisami umów z IBSPAN, które sam wynegocjował. Zarazem, jak przyznaje, ignorował próby dyrekcji właściwego ułożenia zasad działania Centrum, co mogło zapobiec jego upadkowi.
Na niecałe trzy dni przed publikacją artykułu pani redaktor wysłała do IBSPAN o godz. 20.00 e-maila z listą pytań. Odpowiedź wymagała czasu, gdyż młody badacz wysuwał już różne oskarżenia wobec Instytutu. Zarazem pani redaktor ustalała z nim treść artykułu co najmniej miesiąc wcześniej.
Pani redaktor pisze, że młody badacz „rzucił wyzwanie obowiązującym w Akademii zasadom”. Jeśli do tych zasad zaliczyć prowadzenie badań na wysokim poziomie, przestrzeganie etyki i kultury osobistej – to tak, istotnie rzucił im wyzwanie, narażając na szwank dobre imię PAN i IBSPAN.