Rosja potrzebuje pomocy USA, by uregulować sytuację w Syrii. Po amerykańskich atakach rakietowych na Syrię bardziej prawdopodobna jest współpraca Donalda Trumpa z Władimirem Putinem - pisze we wtorkowym "Financial Timesie" rosyjski politolog Dmitrij Trenin.

Szef moskiewskiego ośrodka Carnegie ocenia, że piątkowe ataki amerykańskie na bazę sił powietrznych reżimu Baszara el-Asada rozwiały w Moskwie wszelkie złudzenia co do polityki zagranicznej amerykańskiego prezydenta.

Według Trenina rosyjska reakcja na użycie siły przez Trumpa była "mocna, ale wyważona". "Moskwa potępiła naloty jako +akt agresji+, ale nie wydała rozkazu rosyjskim jednostkom obrony powietrznej w Syrii przechwytywania amerykańskich pocisków, ani nie odwołała zbliżającej się wizyty sekretarza stanu Rexa Tillersona" - wskazuje Trenin.

"Jak na ironię, nakazując bezpośrednie działania w Syrii, Trump zrobił Putinowi to, co ten zrobił (ówczesnemu) prezydentowi (USA) Barackowi Obamie we wrześniu 2015 roku, gdy rozpoczął interwencję militarną na Bliskim Wschodzie. Teraz oba kraje są aktywnie zaangażowane w Syrii, realizując tylko częściowo pokrywające się cele" - zauważa ekspert.

"Ryzyko konfrontacji wzrosło od piątku, ale paradoksalnie - jak zastrzega Trenin - większe zaangażowanie Amerykanów w Syrii może tam doprowadzić do bliższej współpracy rosyjsko-amerykańskiej, prowadząc ewentualnie do politycznego porozumienia i zakończenia krwawej sześcioletniej wojny".

Według szefa ośrodka Carnegie "interwencja Trumpa może wzmocnić pozycję Moskwy wobec prezydenta Syrii Baszara el-Asada, Iranu i jego klienta (libańskiego)Hezbollahu, którzy wykorzystali odbicie przez reżim w Damaszku miasta Aleppo do wywierania nacisku by dążyć do końcowego zwycięstwa, podważając w ten sposób rosyjskie wysiłki negocjacyjne".

Rosja potrzebuje politycznego rozwiązania w Syrii - uważa Trenin. "To jest jej jedyna akceptowalna strategia wyjścia, ale jej sojusznicy są gotowi walczyć do samego końca" - dodaje.

Ekspert wskazuje, że wcale nie jest jasne, co dalej zrobi Trump. "Może nastąpić więcej ataków na Syrię, obecność wojsk lądowych USA w tym kraju może się zwiększyć, a usunięcie reżimu w Damaszku może zastąpić zniszczenie Państwa Islamskiego w charakterze głównego celu wojskowego i politycznego USA" - prognozuje.

"Bez wątpienia w Waszyngtonie są ludzie doradzający prezydentowi pójście w tym kierunku. Gdyby mieli przewagę, Rosja stanie w obliczu upokarzającej klęski lub konfliktu z Ameryką" - podkreśla Trenin wskazując, że byłby to "najgroźniejszy moment, jaki znał świat", od czasu kryzysu kubańskiego z 1962 roku.

Uważa on, że jeśli jednak Waszyngton miałby się teraz zdecydować na rozpoczęcie gry dyplomatycznej w sprawie Syrii, szanse na porozumienie znacząco by się zwiększyły. "Moskwa zawsze wiedziała, że bez pewnego rodzaju politycznego porozumienia w Syrii, niemożliwego do osiągnięcia bez udziału USA, jej zdobycze tam nie zostaną zabezpieczone" - uważa Trenin.

Jak pisze, administracja Obamy, pomimo największych starań jej sekretarza stanu Johna Kerry'ego, nie wykazywała zainteresowania poważnym partnerstwem z Rosją. A Trump przeciwnie może być - zdaniem Trenina - faktycznie zainteresowany takim porozumieniem. I dodaje, że Rosjanie mają rację, chcąc się tego dowiedzieć podczas wizyty Tillersona w Moskwie.

"Donald Trump szczyci się tym, że potrafi zawierać porozumienia. Teraz ma okazję, żeby potwierdzić tę opinię" - wskazuje ekspert. Jego zdaniem w Tillersonie, amerykańskim ministrze obrony Jamesie Mattisie oraz prezydenckim doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego Herbercie Raymondzie McMasterze, którzy zastosowali reguły gry siłowej, mistrzowie realpolitik w Moskwie będą mogli w końcu znaleźć godnych siebie rywali. "To, że tracą złudzenia dotyczące Trumpa i jego ekipy, jest dobrą rzeczą. Ale gra się jeszcze nie skończyła. To dopiero początek" - konkluduje Dmitrij Trenin na łamach "Financial Timesa". (PAP)