Częstochowska prokuratura odwołała się od wyroku w sprawie katastrofy kolejowej pod Szczekocinami, gdzie w marcu 2012 r. w wyniku czołowego zderzenia dwóch pociągów zginęło 16 osób, a ponad 150 osób odniosło obrażenia.

Kary wymierzone dyżurnym ruchu z posterunków kolejowych Starzyny i Sprowa, oskarżonym o nieumyślne sprowadzenie katastrofy – 4 i 2,5 roku więzienia – prokuratura uważa za zbyt łagodne.

Informację o wniesionej apelacji przekazał w piątek PAP rzecznik Prokuratury Okręgowej w Częstochowie Tomasz Ozimek. Przed sądem I instancji prokuratura żądała dla Andrzeja N. 8 lat więzienia, a dla Jolanty S. - 7 lat. Obrona domagała się uniewinnienia.

"Prokurator uznał, że wymierzone przez sąd kary są zbyt łagodne, gdyż nie uwzględniają wysokiej szkodliwości społecznej zarzucanych oskarżonym czynów oraz nie realizują potrzeb w zakresie kształtowania świadomości prawnej społeczeństwa" - powiedział prok. Ozimek.

"Zdaniem prokuratora, sąd, wymierzając kary, niedostatecznie wziął pod uwagę rozmiar ujemnych następstw przestępstwa, a także fakt, że katastrofa kolejowa pod Szczekocinami była jednym z najtragiczniejszych tego typu zdarzeń w historii Polski. Jednocześnie w apelacji wskazano, że oskarżeni dyżurni ruchu dopuścili się poważnych i oczywistych zaniedbań obowiązków służbowych w zakresie bezpieczeństwa ruchu kolejowego"- dodał rzecznik.

Do wypadku doszło 3 marca 2012 r. we wsi Chałupki k. Szczekocin - na zjeździe z Centralnej Magistrali Kolejowej w kierunku Krakowa. Zderzyły się pociągi TLK "Brzechwa" z Przemyśla do Warszawy i Interregio "Jan Matejko" relacji Warszawa-Kraków. Pociąg Warszawa-Kraków wjechał na tor, po którym z naprzeciwka jechał pociąg Przemyśl-Warszawa.

Akt oskarżenia w tej sprawie częstochowska prokuratura przesłała do sądu w grudniu 2014 r. Prokurator zarzucił dyżurnym nieumyślne sprowadzenie katastrofy kolejowej oraz poświadczenie nieprawdy w dokumentacji kolejowej - co do czasu zamknięcia torów po zderzeniu pociągów. Straty materialne po katastrofie oszacowano na 19 mln zł.

Proces trwał około roku. W lipcu 2016 r. Sąd Okręgowy w Częstochowie skazał Andrzeja N., który w czasie katastrofy pełnił służbę na posterunku w Starzynach na 4, a Jolantę S. ze Sprowy na 2,5 roku pozbawienia wolności. Uznał, że na tragedię złożyła się seria ludzkich błędów.

Zgodnie ze zmodyfikowanym przez sąd I instancji opisem czynów Andrzeja N., drużnik, mając informację o braku kontroli położenia zwrotnic, w nienależyty sposób sprawdził rozjazdy i nie zabezpieczył ich, potem dał zezwolenie na jazdę i skierował pociąg Warszawa-Kraków na niewłaściwy tor przeznaczony dla ruchu innego pociągu, a następnie zaniechał obserwacji przejazdu tego pociągu i jego sygnałów końcowych, a także obserwacji wskazań swego pulpitu. W rezultacie N. - według sądu - do końca był przekonany, że wyprawił pociąg po właściwym torze i w ten sposób wprowadzał też w błąd dyżurną Jolantę S.

Jolancie S. sąd przypisał działanie i zaniechanie związane z podaniem zastępczego sygnału zezwalającego dla pociągu Przemyśl-Warszawa, bez wyjaśnienia przyczyn zajętości toru nr 1 i przy braku reakcji na niepojawienie się zajętości toru nr 2, a także niewykorzystanie funkcji "alarm" w systemie radiowym i brak innych działań - wobec podjętych wątpliwości, co do prawidłowości wyprawienia pociągu.

Sąd wskazywał też m.in. na rolę drużyn trakcyjnych obu pociągów, które tuż przed katastrofą kontynuowały jazdę, mimo sygnałów do tego nieuprawniających. Maszyniści nie obserwowali też we właściwy sposób toru przed sobą; inaczej - co m.in. udowodnił przeprowadzony po katastrofie eksperyment procesowy - szybciej zauważyliby, że oba składy zmierzają do zderzenia. Postępowanie w tym zakresie zostało umorzone - załogi zginęły.(PAP)