Posłowie największych partii politycznych i czołowe postaci życia publicznego, m.in. arcybiskup Canterbury, skrytykowali w czwartek brytyjski rząd, który zapowiedział wycofanie się z programu polityki azylowej wobec niepełnoletnich uchodźców.

W środę ministerstwo poinformowało w pisemnym oświadczeniu przed parlamentem, że program azylowy oparty na tzw. poprawce Dubsa zostanie wygaszony pod koniec marca po przyjęciu zaledwie 350 nieletnich uchodźców, którzy nie byli pod opieką dorosłych. Minister ds. imigracji Robert Goodwill podkreślił w środę, że zgodnie z rządową analizą władze lokalne nie mają możliwości przyjęcia większej liczby dzieci.

Według oryginalnych planów - przyjętych w maju ubiegłego roku podczas debaty w parlamencie po zapowiedzi posłów Partii Konserwatywnej, że zagłosują wbrew rządowi - pomoc azylowa miała objąć nawet 3 tys. dzieci, w szczególności te, które mieszkały wcześniej w tzw. dżungli w Calais, a także z podobnych obozowisk w Grecji i we Włoszech.

Minister spraw wewnętrznych Amber Rudd podkreśliła, że program zgodny z poprawką Dubsa "działa jak magnes na handlarzy ludźmi" i zachęca wielu niepełnoletnich uchodźców do niebezpiecznych podróży do Wielkiej Brytanii na własną rękę.

Autor poprawki, laburzystowski polityk lord Alf Dubs, który przybył do Wielkiej Brytanii w ramach tzw. kindertransportu z Czech w 1939 roku, ocenił, że jest "zawstydzające, jeśli Wielka Brytania podąży drogą wyznaczoną przez Donalda Trumpa i zamknie drogę do bezpiecznego schronienia wielu dzieciom pozostawionym bez opieki".

Jednocześnie przypomniał, że organizator "kindertransportu", Brytyjczyk Nicholas George Winton, nazywany brytyjskim Schindlerem, uratował 669 czeskich dzieci żydowskiego pochodzenia i byłoby "zdradą wobec jego dziedzictwa, gdyby rząd odmówił podobnego działania wobec obecnego pokolenia uchodźców".

W podobnym tonie rządową decyzję ocenił arcybiskup Canterbury Justin Welby, który podkreślił w czwartek, że jest "zasmucony i zaszokowany" zakończeniem programu. "Uchodźcy, jak wszyscy, są wartościowymi ludźmi, stworzonymi na podobieństwo Boga, którzy zasługują na bezpieczeństwo, wolność i szansę na rozwój" - podkreślił.

"Musimy zatrzymać i odwrócić niepokojący trend, jaki widzimy na całym świecie, w wyniku którego zdesperowani ludzie są postrzegani jako zagrożenie dla tożsamości i bezpieczeństwa, a nie szansa dla nas na wypełnienie naszego obowiązku. Nie możemy wycofać się z naszej długiej i dumnej historii pomagania tym, którzy są najbardziej narażeni na niebezpieczeństwo" - dodał.

Decyzję minister Rudd skrytykowali także posłowie rządzącej Partii Konserwatywnej. "Parlament nie wyznaczył limitu czasowego na nasze współczucie dla zagrożonych dzieci-uchodźców w Europie" - skomentował David Burrowes. Inny deputowany, Will Quince, powiedział, że jest "zasmucony i zawiedziony" podejściem MSW.

Z kolei Heidi Allen, konserwatywna posłanka z South Cambridgeshire, powiedziała w rozmowie z "Guardianem", że "ona i wielu innych posłów jest wściekłych" i będą domagali się pilnej debaty parlamentarnej pod koniec lutego. "Nie ma absolutnie żadnego powodu, aby zamykać ten program" - podkreśliła.

Sprzeciw wyraziła także opozycyjna Partia Pracy oraz Szkocka Partia Narodowa. Minister spraw wewnętrznych w laburzystowskim gabinecie cieni Diane Abbott pytała w Izbie Gmin swoją odpowiedniczkę w rządzie, "jak może żyć, zostawiając tysiące dzieci na pastwę chorób, handlu ludźmi i beznadziei", a szefowa parlamentarnej komisji ds. wewnętrznych Yvette Cooper zapowiedziała próbę odwrócenia decyzji.

W ramach oddzielnych programów imigracyjnych Wielka Brytania przyjęła ok. 700 dzieci zgodnie z ogólnymi przepisami Unii Europejskiej o łączeniu rozdzielonych rodzin, a także 4,4 tys. osób bezpośrednio z Bliskiego Wschodu, w szczególności z Syrii, z których połowa to dzieci. Rząd w Londynie przekazał także ponad 2,3 miliarda funtów na pomoc celową w związku z kryzysem w Syrii.