Piątkowy szczyt państw członkowskich UE na Malcie był ważny z kilku powodów. Liderzy zgodnie podkreślili konieczność wzmocnienia się Europy w obliczu zmian w Ameryce. Dostrzegli, że świat Zachodu, oparty na sojuszu i współpracy transatlantyckiej, może się zmienić w nowy postatlantycki układ sił, którego dynamiki jeszcze nie znamy. Jednocześnie Angela Merkel, po latach bojów o jedność 28 krajów UE, otwarcie przyznała, że unia kilku prędkości to dobry pomysł. A Beata Szydło stwierdziła, że Polska powinna stanąć na czele państw formułujących i promujących nowy traktat. Tak oto budzimy się ze snu o jedności Zachodu.
Targana kryzysami Unia Europejska musi coś ze sobą zrobić. Politycy państw członkowskich podzielili się na zwolenników i przeciwników głębszej integracji, a jednocześnie w samym sercu UE rosną wpływy populistycznych eurowrogów. Wywiady z kandydującą na urząd prezydenta Francji Marine Le Pen, która w sondażach jest dziś na pierwszym miejscu, nie pozostawiają wątpliwości, czego chce Front Narodowy: końca UE i zbliżenia Francji z Rosją. Wydaje się, że liderzy wciąż wierzący w europejski projekt postanowili nie przejmować się tym, co robią peryferia, i postawić na centrum. Główny ciężar spoczywa na Niemcach jako największym ludnościowo i najsilniejszym gospodarczo państwie członkowskim.
I będzie tak bez względu na to, kto wygra jesienne wybory. Rywalem Żelaznej Kanclerz jest Martin Schulz, socjaldemokrata przez lata pracujący w europarlamencie, któremu bliska jest wizja zjednoczonej Unii, lecz niekoniecznie w obecnym składzie. Przed nami nowa rzeczywistość: zwierające szeregi twarde jądro Europy, Wielka Brytania marząca o pośredniczeniu między UE a USA i swej globalnej roli w świecie, na co nie ma zapotrzebowania, oraz jej europejski sojusznik, Polska, budująca wizję politycznej przyszłości w dystansie do zachodnich partnerów. Jednocześnie zmiana polityki zagranicznej nowej administracji USA wobec Unii Europejskiej ponownie otwiera Europę Środkową i Wschodnią na wpływy rosyjskie.
Polska nie jest dziś w unijnym centrum. Spójność Unii, w której utrzymaniu współpraca polsko-niemiecka bardzo by się przydała, zwłaszcza w kontekście brexitu oraz rychłej zmiany prezydenta i rządu we Francji, była jednym z tematów rozmów Berlina z Warszawą i wizyty kanclerz Merkel. Jednak polski rząd nie wydaje się zainteresowany budowaniem proeuropejskiego tandemu Polska – Niemcy ani pełniejszego wykorzystania formatu Trójkąta Weimarskiego. W zamian proponuje wzmocnienie Grupy Wyszehradzkiej oraz projekt Międzymorza lub Trójmorza, któremu Niemcy nie kibicują.
Dla Angeli Merkel najważniejsze dziś kwestie do rozwiązania to redefinicja Europy i wypracowanie perspektywy działania Niemiec w środku Unii Europejskiej na najbliższą dekadę. Określają ją cztery czynniki: kryzys migracyjny, zawirowania strefy euro, znalezienie się Europy w politycznych kleszczach między Rosją, Chinami i zdystansowanymi Stanami Zjednoczonymi oraz rosnące zagrożenia wynikające z rozprzestrzeniania się międzynarodowego terroryzmu. W tym kontekście spójność UE staje się problemem drugorzędnym.
W pierwszej kolejności Unia Europejska musi umieć mocno stać na własnych nogach i na nikogo już nie liczyć prócz siebie, nawet na zdominowane przez Amerykanów NATO. W agendzie UE na najbliższe miesiące najważniejsze będą więc wzmocnienie wspólnych instytucji unijnych i skupienie się na priorytetach: doprecyzowaniu polityki azylowej i zabezpieczeniu zewnętrznej granicy strefy Schengen, skonsolidowaniu eurozony, wzmocnieniu wspólnej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa oraz silnym nacisku na kooperację w zakresie bezpieczeństwa wewnętrznego. Państwa, które widzą sprawy inaczej, nie będą zmuszane do zmiany perspektywy, ale też inni nie będą czekać, bo czas goni.
W czterech wspomnianych wyżej sprawach Polska nie mówi dziś jednym głosem z Niemcami. Migrantów nie chce, do strefy euro się nie wybiera, w nowej administracji USA nie widzi zagrożenia, a przed terroryzmem czuje się zabezpieczona. Jednocześnie liczy na nienaruszalność ogólnego budżetu UE, którego jest nadal największym beneficjentem, a Niemcy – największym płatnikiem. Kandydat na nowego kanclerza Martin Schulz uważa, że proponowana przez Warszawę elastyczna solidarność w sprawie migrantów powinna skutkować podobną elastycznością w sprawach finansowych, czyli w skrócie – że krajom, które nie pomagają w rozwiązywaniu problemu migracji, powinno się zabrać część funduszy UE. Postulują to także zalewani wciąż przez fale imigrantów z Afryki Włosi. Jeśli kanclerz Merkel chce wygrać wybory w Niemczech, musi brać takie opinie pod uwagę.
25 marca Unię czeka jubileuszowy szczyt w Rzymie, w 60. rocznicę traktatów powołujących Europejską Wspólnotę Gospodarczą. Do tego czasu Europa dowie się więcej o polityce administracji Donalda Trumpa, ale jednocześnie będzie decydowała o propozycjach przedstawianych przez Donalda Tuska, który jako przewodniczący Rady Europejskiej – i przedstawiciel nowej Unii – stara się szukać kompromisu dla zachowania spójności UE. Już dziś siedzibę tej instytucji w Brukseli nazywa się żartobliwie Tusk Tower, nawiązując do Trump Tower w Nowym Jorku, flagowego wieżowca nowego amerykańskiego prezydenta. Okazuje się, że z perspektywy Europy dwóch Donaldów w światowej polityce to wcale nie za dużo. Tusk ma szansę istotnie wpłynąć na losy Unii Europejskiej. Czy będzie to jedyny polski wkład w tworzenie jej przyszłości?
Targana kryzysami Unia Europejska musi wreszcie coś ze sobą zrobić.