Wykorzystują ludzkie strachy albo niewiedzę po to, żeby zbijać na nich kapitał. Za nimi kryją się często sklepy i fałszywe zbiórki - mówi Małgorzata Kilian-Grzegorczyk, prezeska Stowarzyszenia Demagog.
Platformy ignorują dezinformację - wynika z najnowszego raportu hiszpańskiej organizacji Maldita. Giganci tacy jak Facebook czy TikTok pozostawili w czasie kampanii przed wyborami do Europarlamentu bez reakcji prawie połowę materiałów zawierających takie treści. 20 najpopularniejszych materiałów zgłoszonych jako deznformacja miało po 1,2 mln wyświetleń na YouTube. Także w Polsce dezinformacja jest bardzo poważnym problemem - spotkało się z nią 80 proc. Polaków.
Co to jest dezinformacja?
Dezinformacja to celowo rozprzestrzenianie informacje, ktore są albo fałszywe, albo brakuje im kontekstu, albo są zmanipulowane. - Ich głównym celem jest właśnie wprowadzenie nas w błąd i wywołanie w nas pewnego zachowania, czy wpłynięcie na nasze emocje - wyjaśnia w podkaście “Wittenberg rozmawia o technologiach” Małgorzata Kilian-Grzegorczyk, prezeska Stowarzyszenia Demagog. To organizacja fact checkingowa, która działa w Polsce od 10 lat. - Warto wiedzieć, że ona jest rozprzestrzeniania często w celu realizacji konkretnego interesu - dodaje.
Kto rozsiewa dezinformację?
Kilian-Grzeorgczyk przekonuje, że za kampaniami dezinformacyjnymi stoją często osoby, które po prostu zarabiają na wzbudzanym przez siebie lęku. - Kryją się za nimi sklepy albo zbiórki - mówi ekspertka. - Na koniec dnia te osoby mają bardzo złe intencje i nie myślą o tym, że mogą realnie komuś zaszkodzić.
Inni aktorzy rozsiewający dezinformację powiązani są z Rosją i Białorusią. - To jest system działający trochę jak matrioszka, widząc daną treść do końca nie zdajemy sobie sprawy, że w środku kryją się kolejne warstwy. Często nie myślimy w ogóle o tym, że to może pochodzić z Rosji albo być inicjowane przez jakieś grupy sprzyjające Kremlowi - wyjaśnia.
Kampanie jak matrioszki
Jak działają kampanie dezinformacyjne? Ekspertka podaje przykładv kopiowania domeny internetowej znanego i wiarygodnego medium. Wystarczy zmienić w nazwie jedną literę i odtworzyć jej wygląd, by wrpowadzić czytelników w błąd, umieszczając na niej fałszywe artykuły. Ofiarą takiego działania padła np. domena tygodnika POLITYKA.
Co potem co się dzieje z takimi materiałami? Są przejmowane przez media połecznościowe - mówi Kilian-Grzegorczyk. - Masowo pojawiają się podobne wpisy, podające dalej te treści. Kolejny etap to komentowanie ich, czyli sprawianie wzbudzenie wrażenia, że temat jest ważny. Później znowu wracamy do kroku pierwszego, czyli ich dalsze udostępnianie - wyjaśnia ekspertka i dodaje, żę cały ten ruch jest sztuczny, generowany przez to najczęściej fałszywe konta.
Cała rozmowa o dezinformacji w podkaście “Wittenberg rozmawia o technologiach”.