Co dalej z Rosją? Możliwe scenariusze kreśli Borys Bieriezowski, architekt sukcesu Putina i polityczny uciekinier.
Putinowska Rosja doszła do punktu, w którym ludzie są wciąż zbyt biedni, by kochać władzę, a zbyt bogaci, by skupiać się wyłącznie na przetrwaniu. Brak reform doprowadził kraj do degradacji. Gospodarczej, infrastrukturalnej i demograficznej.
Wczoraj Władimir Putin oficjalnie złożył dokumenty wymagane do rejestracji jako kandydata w przyszłorocznych wyborach prezydenckich. W drodze do komisji wyborczej Putinowi nie przeszkodziły wielotysięczne protesty w tle, wywołane sfałszowaniem niedzielnych wyborów parlamentarnych. Popularność putinowskiej Jednej Rosji pikowała w dół. Kryzys ujawnił, że nadmuchany petrorublami dobrobyt to zwykła fatamorgana.
Statystyczny Rosjanin połowę swoich zarobków wydaje na żywność. W przypadku 18 mln Rosjan, oficjalnie żyjących poza granicą biedy, jedzenie pochłania niemal całość budżetu – wskazują ostatnie badania Centrum Lewady. W Wielkiej Brytanii ten wskaźnik wynosi zaledwie 11 proc., we Francji – 14 proc. Zgodnie z teorią im większy odsetek dochodu społeczeństwo przeznacza na wyżywienie, tym niższa jest jego stopa życiowa. Eksperci załamują ręce: nawet w kryzysowym 2009 r. Rosjanie wydawali na jedzenie 1/3 pensji. Poziom życia spada, zamiast rosnąć.
To właśnie niskie dochody popychają kraj w kierunku demograficznej zapaści. Zaledwie 20 proc. Rosjan zarabia wystarczająco dużo, by zdecydować się na dziecko. Wskaźnik urodzeń we współczesnej Rosji jest gorszy niż w czarnych latach 90. Wówczas rodziło się 2 mln dzieci rocznie. Dzisiaj wskaźnik ten wynosi zaledwie 1,2 mln. Długość życia w putinowskiej Rosji spadła o trzy lata – statystyczny Rosjanin żyje zaledwie 67 lat, krócej niż mieszkaniec Bangladeszu.
Z Rosji masowo odpływają inwestorzy. Tylko w tym roku z kraju uciekło 67 mld dol. Chaos polityczny może zwiększyć tę wartość o 1/4. Brak inwestycji cementuje status quo, czyli polityczną, gospodarczą i infrastrukturalną stagnację w kraju. Dzisiaj w Rosji znajduje się 50 tys. budynków grożących zawaleniem. Według ministerstwa rozwoju regionalnego 60 – 70 proc. infrastruktury wymaga natychmiastowego remontu. Zdaniem Banku Światowego tylko 30 proc. wszystkich rosyjskich dróg nadaje się do użytku.
Rdza dopadła także lotnictwo. Statystyczny samolot w Rosji ma średnio 18 – 20 lat (o 10 więcej niż w Europie), co trzeci – ponad 30. Jedynie 60 proc. lotnisk ma asfaltowe pasy startowe. Pozostałe to ziemne lądowiska. Transport lotniczy w Rosji jest najniebezpieczniejszy na świecie. Od grudnia 2010 r. doszło tam do dziewięciu katastrof lotniczych, w których zginęły 142 osoby.
Rozmowa z Borysem Bieriezowskim, rosyjskim oligarchą
Od lat 90. Moskwa nie widziała tak licznie gromadzących się manifestantów skandujących antyrządowe hasła. To początek końca putinizmu?
Jest za wcześnie, by mówić o upadku systemu. Jedna Rosja, marka stworzona osobiście przez Władimira Putina, straciła poparcie społeczne, ale reszta filarów systemu miewa się dobrze. Dzięki porażce partii władzy więcej głosów dostali komuniści i nacjonaliści. To nie powód do radości. Zarówno KPRF, LDPR Władimira Żyrinowskiego, jak i Sprawiedliwa Rosja są śrubkami tego samego mechanizmu. To klony Jednej Rosji i tak jak ona służą jako fundament rządów Putina. Żyrinowski handluje sobą w zależności od koniunktury politycznej, podobnie jak teflonowy Siergiej Mironow, lider spraworossów (lewicowej Sprawiedliwej Rosji – red.), który gotów jest spełnić każdą zachciankę obecnych władz. Polityczne status quo to gwarancja dla klonów na beztroskie trwanie w nieskończoność.
Ale społeczne oburzenie wywołane sfałszowaniem wyborów nie wygląda na jednorazowy epizod.
Oczywiście, że nie. Wielkie zmiany są nie do uniknięcia. Prawda jest taka, że wadliwa jest konstrukcja całego systemu. Gdy w 2000 r. opuszczałem Rosję, byłem świadkiem, jak stawiający pierwsze kroki na ścieżce władzy Putin deformuje naturalną ewolucję rosyjskiego systemu politycznego i kieruje go w stronę autorytaryzmu. W czasie gospodarczej prosperity system może zadziałać, ale bez tego jest zwyczajnie nieefektywny. Przegrywa konkurencję ze społeczeństwami demokratycznymi, które rozwijają się samodzielnie, bez odgórnej inspiracji. Złotą erę rządów autorytarnych mamy już za sobą. Przy konstruowaniu aparatu władzy Putin nie wziął pod uwagę bardzo ważnego aspektu. W XXI w. czas płynie inaczej, a wszystkie procesy społeczne są mocno przyspieszone. Dzięki internetowi to, co dekady temu docierało do ludzi przez miesiące i lata, teraz trafia do odbiorców w kilka sekund. Ludzie po obejrzeniu filmików z fałszerstwami wyborczymi, zamiast machnąć ręką jak zazwyczaj do tej pory, wyszli na ulicę.
Internet w Rosji istnieje nie od dzisiaj. Co sprawiło, że oburzenie blogerów wylało się na ulice?
Przełom w myśleniu zwykłych ludzi, dotychczas w większości popierających system, nastąpił, gdy Władimir Putin ogłosił swój powrót na Kreml. Naród zrozumiał, że przesiedzi w poczekalni do reform gospodarczych kolejne 12 lat. Ponadto władze potraktowały naród jak bydło, oszukując go. Przez cztery lata Rosjanie byli świadkami cyrku, w którym atrapą był Dmitrij Miedwiediew, a za sznurki tak naprawdę pociągał Putin. Miara się przebrała, kiedy wyszły na jaw fałszerstwa przy niedzielnych wyborach.
OMON i wojsko na ulicach, pobicia i przepełnione areszty, co dalej?
Trudno powiedzieć. Przyzwyczajona do nietykalności władza ewidentnie znajduje się w szoku i właściwie sama nie do końca wie, co robić. Rządzący wciąż mają możliwość stopniowego i płynnego przekazania władzy. Byłoby to najrozsądniejsze rozwiązanie. O ile znam jednak charakter i przeszłość Putina, postawi on na dalsze przykręcanie śruby. Trudno mi sobie wyobrazić, jak miałby się wślizgnąć na stołek prezydencki bez sięgnięcia po rozwiązania siłowe. Putina odsunie od tronu jedynie przemoc.
A jeśli jednak się uda?
Będzie smuta. Realna opozycja istnieje, tyle że poza parlamentem. Na razie jedynie w postaci niesfornej masy z kształtującym się dopiero kręgosłupem. Brak szkieletu w dłuższej perspektywie grozi chaosem. Co się z tego wyłoni, trudno powiedzieć. Obawiam się jednak, że zwycięzcą może się okazać rosyjski nacjonalizm.