Na spotkanie marszałek Bronisław Komorowski przychodzi wyluzowany. Atmosfera się zagęszcza po pytaniu, jakiej chce Polski. – Nie ma sprzeczności między wizją państwa liberalnego w rozwiązaniach gospodarczych a solidarnego w wymiarze społecznym – odpowiada. Podatek liniowy? Dobry pomysł, ale dziś nierealny. Euro? Najlepiej wówczas, gdy gospodarka europejska będzie się rozwijała szybciej od polskiej.
ROZMOWA
GRZEGORZ OSIECKI, MIRA SUCHODOLSKA: Czym pana wizja państwa różni się od tej, jaką prezentuje Jarosław Kaczyński?
BRONISŁAW KOMOROWSKI: Jeśli chodzi o prezesa PiS, to pamiętam tylko wizję IV RP, i o niej dużo mógłbym mówić. Ale ta już jest podobno nieaktualna, wyrzucona na śmietnik. Bardzo się z tego zresztą cieszę, ale nowej wizji państwa PiS nie znam.
Sprawa jest jasna – państwo socjalne i solidarne.
A to ciekawe, bo w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” pan Kaczyński wyraźnie mówił językiem Platformy Obywatelskiej. Na przykład o rozwoju gospodarczym.
Może przestaliście się czymkolwiek różnić?
Nie, zakładam, że – jak zresztą w historii Polski już się zdarzało – słuszny program wygrał. Podobnie jak swojego czasu zostało przyjęte przez lewicę hasło integrowania się Polski ze światem zachodnim, członkostwo w NATO i Unii Europejskiej. Być może radykalna prawica przejmie umiarkowany w swym charakterze program modernizacji gospodarki autorstwa PO. Daj Panie Boże.
Przedsiębiorcy nie są zadowoleni z dokonań Platformy. Z podatku liniowego nawet sami członkowie PO się śmieją.
Podatek liniowy jest dobrym pomysłem, tylko nierealnym do wprowadzenia w życie ze względu na układ sił politycznych. Można dążyć do tego, aby podatki były maksymalnie spłaszczone, ale wprowadzenie liniowego jest teraz mało realne.
Ale gdyby była taka ustawa, to by jej pan nie zawetował?
Do przeprowadzenia takiej ustawy potrzeba nie tyle podpisu głowy państwa, ile większości głosów w Sejmie. Pytanie więc, czy warto zgłębiać problem teoretyczny, a mało praktyczny.
Jeśli pan wygra, odda pan legitymację PO?
Tak. Tak zrobił prezydent Aleksander Kwaśniewski. Chyba tak samo postąpił Lech Kaczyński. To rzecz normalna. Trzeba odzyskać swobodę działania prezydentury, która nie może być związana członkostwem partyjnym. Może istnieć bliskość ideowa, bez meldunku o wykonaniu zadania składanego prezesowi partii.
Dlaczego unika pan deklaracji, czy pan i – jeszcze – pańska partia opowiadacie się za Polską liberalną, czy może jakąś inną?
Bo uważam, że nie ma sprzeczności między wizją państwa liberalnego w rozwiązaniach gospodarczych a solidarnego w wymiarze społecznym. Na tym polegało nieszczęście Polski, że próbowano w sposób sztuczny wykopać rów między Polską akceptującą wolność jednostki i wolny rynek a tradycją niepodległościową i mechanizmami solidarności. Tu nie ma żadnej sprzeczności. Sztuka polega na tym, by umieć łączyć myślenie w kategoriach solidarności z innymi ludźmi z ideami wolnościowymi, także wolnością gospodarczą. Mam wrażenie, że Jarosław Kaczyński wyciąga już wnioski ze swojego zagalopowania się, bo zaczyna mówić językiem liberała.



Kiedy będziemy mogli poznać pana program?
W najbliższym czasie zostanie on przedstawiony opinii publicznej. Ale niektóre jego elementy stopniowo ujawniam. Na przykład na spotkaniu z samorządowcami w Aleksandrowie Łódzkim przedstawiłem zamysł dążenia do odpartyjnienia niektórych obszarów życia państwa, np. samorządów poprzez jednomandatowe okręgi wyborcze. One się sprawdziły przy wyborze wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. Dziś to jest 2400 okręgów jednomandatowych i według mnie nadchodzi czas wybierania w taki sam sposób radnych. Jestem zwolennikiem okręgów jednomandatowych w wyborach parlamentarnych, ale oceniam, że jest tutaj blokada polityczna ze strony środowisk partyjnych. Co do radnych, to można spróbować uzyskać akceptację w parlamencie. To jest pewna forma kompromisu czy raczej rozłożenia na etapy dochodzenia do zmienionego systemu wyborczego.
A drugim obszarem są media publiczne. To, co się w nich stało, jest przejawem skrajnego partyjniactwa, przede wszystkim w programie TVP 1.
Platforma już dwa razy przymierzała się do zmiany tego stanu rzeczy. Jak pan chce to zrobić teraz?
Nową ustawą. Jeżeli wygram wybory, chętnie bym poprosił panią Agnieszkę Holland, aby została moim pełnomocnikiem do spraw reformy mediów publicznych. Myślę o stworzeniu ustawy opartej na projekcie środowisk twórczych. Chodzi o taką zmianę powoływania władz mediów publicznych, aby partie miały mniej do powiedzenia niż dzisiaj. Ale chodzi też o finansowanie i funkcjonowanie mediów publicznych i realizację misji, nie partyjnej, tylko publicznej, na miarę realnych możliwości budżetu państwa.
Nie lepiej byłoby sprywatyzować media publiczne, a misja sama by się realizowała?
Oryginalny pomysł, jestem pełen uznania, ale nie podzielam państwa zdania.
Wcale nie taki nowy, kiedyś Platforma brała go pod uwagę. Ale rozumiemy, że w pana opcji wygrał pomysł środowiskowy.
Bo jest najmniej partyjny i może być dobrą podstawą do rozmowy. Dzisiaj nie ma skutecznych mechanizmów obrony mediów przed dominacją partii. Dziś PiS, siedząc samotnie przy stole, zjada ten telewizyjny tort dużymi łyżkami tylko w towarzystwie SLD.
Podczas tej kadencji prezydenckiej trzeba podjąć decyzję w sprawie kolejnego budżetu Unii, być może euro.
Największym wyzwaniem jest dogonienie peletonu krajów Unii Europejskiej bardziej zaawansowanych pod względem poziomu życia, rozwoju gospodarczego i dobrobytu. Nie przeskoczymy wielowiekowych różnic w odniesieniu do najbogatszych krajów, ale Belgię czy Włochy możemy dogonić, korzystając z tego, że rozwijamy się dzisiaj szybciej od nich. Jesteśmy jedynym krajem w Europie, który zachował wzrost gospodarczy i go zwiększa, podczas gdy inne przeżywają recesję. Plan dogonienia głównych krajów unijnych jest realny.



A co to konkretnie znaczy?
Po pierwsze, utrwalenie zdobyczy Polski z tych dwóch transz reformy, z początku i z drugiej połowy lat 90. Tu pojawia się pytanie o dalszą decentralizację w wymiarze finansowym. To także pytanie o trzecią transzę modernizacyjną, która jest konieczna do przeprowadzenia, jeśli chcemy nie tylko uratować wzrost gospodarczy, ale chcielibyśmy, by był on wyższy. To reformy, które rząd miał przygotowane, ale nie bardzo mógł je wdrożyć ze względu na generalną niechęć prezydenta do głębszych zmian systemowych w Polsce, np. do reformy służby zdrowia.
Nasze przejście do strefy euro oddaliło się z powodu kryzysu.
Pewnie tak, choć to nie kryzys w Polsce, ale w Europie. Polska powinna dokonać trzeźwej oceny tego, co nam się najbardziej opłaca, i ocenić, w jakim momencie wskoczyć na to koło niosące euro.
W jakim?
Do strefy euro powinniśmy dołączyć wówczas, gdy gospodarka europejska będzie się rozwijała szybciej od polskiej, bo wtedy członkostwo w tym klubie będzie niosło nas w górę. A dziś, gdy mamy szybsze tempo rozwoju, jest odwrotnie – to my byśmy ciągnęli gospodarkę europejską.
To znaczy, że do strefy euro mamy wejść w okresie recesji albo słabego wzrostu?
Powinniśmy przystąpić do Eurolandu w okresie, gdy to gospodarka europejska będzie nas ciągnęła. Ale to wcale nie oznacza, że mamy mieć recesję.
Ale jak w takim razie mamy ich doganiać, jeśli mamy mieć słabszy wzrost?
Musimy gonić teraz.
A co z prezesem NBP? Kiedy poznamy nowego?
Dziś jest ustabilizowana sytuacja w NBP. Dzięki nowelizacji ustawy wiceprezes może rządzić bez ryzyka kwestionowania jego decyzji. Ale jednocześnie trwa praca związana z negocjowaniem kandydatury nowego prezesa. To jest trudne ze względu na gorączkę przedwyborczą, która utrudnia uzgodnienia, ale próbuję. Mam nadzieję, że będzie to możliwe przed rozstrzygnięciami wyborczymi.
Pruski, Hausner?
Nie warto zgadywać. Dobra kandydatura z mojego punktu widzenia to taka, która łączy duże doświadczenie, mocną pozycję osobistą, lekki dystans do partyjności i zdolność do uzyskania wystarczającej większości w Sejmie.
Także głosami PiS?
Chciałbym, by koalicja, która wybierze nowego szefa NBP, była jak najszersza. Najważniejsze jest sprawne przeprowadzenie tego projektu.
Dlaczego tak szybko?
A dlaczego wolno?
Bo jeśli sytuacja w NBP jest opanowana, to chyba nie trzeba się spieszyć?
Ale zawsze lepszy jest prezes niż wiceprezes pełniący obowiązki, bo to sygnał stabilizacji instytucji. NBP to nasze pieniądze i problem ich wiarygodności. Jest ważne, czy bankiem zawiaduje ktoś, kto będzie rządził całą kadencję. To stabilizuje instytucję. Dzisiaj w Polsce przeżywamy sprawy związane z powodzią, ale pamiętajmy, że uwagę europejskiej opinii publicznej skupia głównie kryzys w Grecji, Portugalii czy Hiszpanii.
1 Jestem zwolennikiem okręgów jednomandatowych także w wyborach parlamentarnych, ale oceniam, że jest tutaj blokada polityczna ze strony środowisk partyjnych.
2 Do strefy euro powinniśmy dołączyć wówczas, gdy gospodarka europejska będzie się rozwijała szybciej od polskiej, bo wtedy członkostwo w tym klubie będzie niosło nas w górę.
3 Podatek liniowy jest dobrym pomysłem, tylko nierealnym do wprowadzenia w życie ze względu na układ sił politycznych.