Raffaele Fitto, komisarz ds. spójności i reformy, nie będzie miło wspominał wizyty na czwartkowym nadzwyczajnym posiedzeniu komisji Parlamentu Europejskiego zajmującej się rozwojem regionalnym. Przedstawiciel KE znalazł się pod silnym ostrzałem europosłów kilkanaście godzin po tym, jak jego przełożona Ursula von der Leyen ogłosiła propozycję Wieloletnich Ram Finansowych UE na lata 2028–2034 (WRF).

„Mamy do czynienia ze śmiercią polityki spójności i wspólnej polityki rolnej. A to spotkanie to tak naprawdę stypa” – ocenili członkowie komisji. W opinii europarlamentarzystów projekt kolejnej siedmiolatki jest chaotyczny i nieczytelny, przez co tak naprawdę nie wiadomo, jak KE chce w praktyce rozdysponować setki miliardów euro.

Fitto zarzekał się, że konsultacje dotyczą wstępnej wersji dokumentu, która może ulec zmianom, tym bardziej że ścieżkę alokowania unijnych środków muszą w ciągu najbliższych dwóch lat zaakceptować nie tylko Parlament Europejski, ale i wszystkie państwa członkowskie.

Zaprezentowane w środę WRF określane są przez ich autorów jako ambitne i dostosowane do bezprecedensowych wyzwań stojących przed Europą. Następny unijny budżet ma urosnąć z 1,2 bln do blisko 2 bln euro, a jego największą część – czyli 865 mld euro – stanowić będą wydatki zapisane w 27 krajowych i regionalnych planach partnerstwa zawierających w sobie takie gałęzie jak: wspólna polityka rolna, spójność, bezpieczeństwo żywnościowe, migracje i zarządzanie granicami.

Plany krajowe i regionalne w połączeniu ze zredukowaniem liczby często nakładających się na siebie programów (z 52 do 16) mają uprościć zbiurokratyzowaną procedurę ubiegania się o wspólnotowe pieniądze. Krytycy dostrzegają jednak w tej konstrukcji dwa podstawowe niebezpieczeństwa.

Pierwszym jest marginalizacja samorządów, które dotychczas mogły samodzielnie ubiegać się o kawałek tortu. Drugie, jeszcze poważniejsze zagrożenie to możliwe cięcia środków na wrzucone do jednego worka politykę rolną i politykę spójności.

W latach 2021–2027 na wsparcie dla mniej rozwiniętych regionów wyasygnowano łącznie 392 mld euro. Teraz co prawda pieniędzy ma być więcej, bo 450 mld euro, ale umieszczono je w dużo pojemniejszej kategorii spójność gospodarcza, terytorialna i społeczna obejmująca rybołówstwo, społeczności wiejskie i turystykę. Natomiast zreformowana wspólna polityka rolna (WPR) będzie opiewać na 295 mld euro (386 mld w trwającej perspektywie).

Zgodnie z zapowiedziami brukselskich urzędników do najbardziej peryferyjnych obszarów UE popłynie minimum 218 mld euro. Na spory zastrzyk gotówki priorytetowo mogą liczyć też regiony graniczące z Rosją, Białorusią i Ukrainą, a więc i Polska.

Nie wszystkich to uspokoiło. Związek Miast Polskich przekazał nam, że przyjmuje pierwszy projekt przyszłych wieloletnich ram finansowych z nadzieją, ale przede wszystkim głębokim niepokojem.

„Nadzieję budzą przede wszystkim priorytety Ram, lepiej dopasowane do wyzwań wynikających choćby ze zmiennej sytuacji geopolitycznej i geoekonomicznej. Pozytywnie przyjmujemy również gwarancję, że regiony słabiej rozwinięte otrzymają co najmniej tyle samo środków, co w ramach obecnej puli na politykę spójności. Jednak nasz głęboki niepokój budzi zapowiedź centralizacji na szczeblu krajowym podziału niemal połowy środków zapisanych w Ramach. Tego niepokoju nie rozwiewają enigmatycznie brzmiące, ogólnikowe zapowiedzi, że pieniądze będą dzielone poprzez plany krajowe i regionalne opracowywane i wdrażane z udziałem społeczności lokalnych” – czytamy w oświadczeniu przekazanym redakcji “DGP”.

ZMP opowiada się za utrzymaniem dwóch fundamentalnych zasad przyświecających dotąd podziałowi środków z polityki spójności: subsydiarności i partnerstwa. Domaga się także zwiększenia udziału miast oraz funkcjonalnych obszarów miejskich i metropolitalnych w procesach decyzyjnych UE.

Jak mówią nam przedstawiciele innego stowarzyszenia samorządowego, Związku Województw Rzeczypospolitej Polskiej, już teraz da się odnieść wrażenie, że KE zbyt mocno wpatrzona jest w mechanizmy, które zastosowano przy krajowych planach odbudowy. – I nie chodzi tu o koncentrację na wyznaczaniu niezbędnych reform i inwestycji oraz osiąganiu kamieni milowych, ale na niskiej partycypacji partnerów, w tym w szczególności regionów, w ich ustalaniu i następnie realizacji. To zdecydowanie osłabiło oddziaływanie instrumentu, który miał wspierać wychodzenie UE z kryzysu popandemicznego i budować jej wielopłaszczyznową odporność – słyszymy.

– Szczególnie w Polsce regiony dały dowody na swoją skuteczność w inwestowaniu środków europejskich w rozwój – zauważa ZWRP.

Unijny komisarz ds. budżetu Piotr Serafin podkreśla, że nasz kraj „pozostanie największym beneficjentem narodowych programów w przyszłym wieloletnim budżecie UE, w tym polityki spójności i WPR”. I dodaje, że dopłaty bezpośrednie dla rolników pozostaną na podobnym poziomie jak obecnie.

Drugą największą pozycją w Wieloletnich Ramach Finansowych 2028–2034 jest sekcja konkurencyjność, dobrobyt i bezpieczeństwo. To właśnie tutaj wpisano opiewający na 410 mld euro Fundusz Konkurencyjności. Za jego sprawą Europa ma podołać wyzwaniom zidentyfikowanym w raporcie Draghiego.

Celem jest w tym przypadku suwerenność przemysłowa oraz pobudzenie publicznych i prywatnych inwestycji w strategicznych obszarach – chodzi m.in. o dekarbonizację, transformację cyfrową, zdrowie czy rolnictwo. Politycy PiS są przekonani, że skorzystają na tym przede wszystkim przedsiębiorstwa z Europy Zachodniej, gdzie baza do tworzenia nowych technologii już daleko bardziej rozwinięta niż nad Wisłą.

W skład Funduszu Konkurencyjności wejdą także wydatki na obronność i kosmos w kwocie 131 mld euro, co oznacza pięciokrotny wzrost w porównaniu z dotychczasową perspektywą. „Długoterminowy budżet pomoże w budowie Europejskiej Unii Obrony, która będzie w stanie się obronić i działać w sposób szybki i skoordynowany” – zapowiada Bruksela.

Aby sfinansować te zamierzenia, Komisja wytypowała kilka dodatkowych źródeł dochodów, w tym budzący kontrowersje podatek od dużych firm. W WRF przewidziano też 400 mld euro w formie pożyczek na nieprzewidziane kryzysy. Wyjście naprzeciw tym, którzy postulowali odważniejsze podejście do wydatków i zaciągania kolejnych długów, skrytykowali już premierzy Niemiec (największego płatnika netto w UE) i Finlandii. Według Bloomberga Friedrich Merz nie wierzy w zapewnienia von der Leyen, że składki członkowskie nie pójdą w przyszłości mocno w górę. ©℗