Izraelscy żołnierze niemal codziennie otwierają ogień do osób próbujących dotrzeć do punktów dystrybucji żywności w Strefie Gazy. Według doniesień z enklawy od momentu uruchomienia tych punktów pod koniec maja zginęło w ten sposób już co najmniej 100 Palestyńczyków. Tylko we wtorek życie straciło 17 osób.
Siły Obronne Izraela (IDF) tłumaczą, że strzelały wyłącznie w kierunku osób, które zeszły z „wyznaczonych tras” i nie zareagowały na werbalne ostrzeżenia. Incydenty te spotęgowały jednak krytykę nowego systemu dystrybucji pomocy humanitarnej w Gazie. Zajmuje się tym wspierana przez Izrael i USA organizacja Gaza Humanitarian Foundation (GHF). Wcześniej robiły to ONZ i inne doświadczone organizacje międzynarodowe.
Głód jako metoda prowadzenia wojny w Strefie Gazy
GHF prowadzi w sumie cztery punkty dystrybucji, obsługiwane przez prywatne amerykańskie firmy ochroniarskie we współpracy z izraelskim wojskiem. To niewiele w porównaniu z wcześniejszym systemem ONZ, który opierał się na 400 centrach rozmieszczonych w całej enklawie.
Organizacje humanitarne bojkotują nową inicjatywę i oskarżają Izrael o wykorzystywanie pomocy humanitarnej jako narzędzia strategii wojskowej. Volker Türk, wysoki komisarz ONZ ds. praw człowieka, stwierdził, że Palestyńczycy w Gazie stoją dziś przed wyborem: „Umrzeć z głodu albo ryzykować śmierć, próbując zdobyć skąpe ilości żywności, które są udostępniane”.
Problemem nie są jednak wyłącznie ataki militarne. Punkty dystrybucji są trudno dostępne dla wielu Palestyńczyków, zwłaszcza tych mieszkających w północnej części enklawy. Droga po żywność zajmuje niektórym nawet osiem godzin w jedną stronę. Na miejscu panuje chaos — punkty były już wielokrotnie zamykane na całe dni. Nawet gdy działają, nie wszyscy mogą liczyć na otrzymanie paczki z prowiantem, ponieważ zapasów jest zbyt mało.
Wznawiając dostawy pomocy humanitarnej po dwóch miesiącach blokady, izraelski premier Binjamin Netanjahu podkreślał, że będzie ona „minimalna”. Posunięcie to było jego zdaniem niezbędne wyłącznie dla utrzymania legitymacji międzynarodowej Izraela. W nagraniu opublikowanym w ubiegłym miesiącu w mediach społecznościowych tłumaczył, że „najwięksi przyjaciele Izraela na świecie” – nie wymienił konkretnych państw – „dali jasno do zrozumienia, że jest jedna rzecz, której nie są w stanie zaakceptować: obrazu głodu, masowego głodu”.
Na pogarszającą się sytuację w enklawie oraz rosnące potrzeby w zakresie pomocy humanitarnej uwagę zwrócić próbowała grupa aktywistów, która w tym tygodniu starała się przełamać blokadę morską i dotrzeć do jej wybrzeży z symboliczną dostawą żywności. Płynący z Sycylii jacht „Madleen”, na którego pokładzie były m.in. Rima Hassan, francuska posłanka do Parlamentu Europejskiego, i Szwedka Greta Thunberg, został jednak przechwycony przez Izrael na wodach międzynarodowych i przekierowany do izraelskiego portu w Aszdod. Aktywistów deportowano zaś wczoraj z lotniska w Tel Awiwie.
Izraelska wojna na wyniszczenie
„Ludzie w Gazie głodują. To wymaga pilnego otwarcia wszystkich przejść granicznych i umożliwienia niezakłóconego dostępu organizacjom humanitarnym do dostarczania pomocy na szeroką skalę, różnymi trasami” – stwierdziło Biuro ONZ ds. Koordynacji Pomocy Humanitarnej (OCHA) w najnowszym raporcie.
Na pogłębiający się kryzys coraz częściej uwagę zwracają także sami Izraelczycy. Wysoka liczba ofiar cywilnych i klęska głodu były dla nich dotychczas tematem tabu. Były premier Izraela, konserwatysta Ehud Olmert, napisał niedawno na łamach centrolewicowego dziennika „Ha-Arec”, że Izrael „dopuszcza się zbrodni wojennych”, określając prowadzoną w Gazie operację jako „wojnę wyniszczenia”, która obejmuje „niepohamowane, brutalne i przestępcze zabijanie cywilów”.
O krok dalej poszedł Ja’ir Golan, przywódca socjaldemokratycznej partii Demokraci. Stwierdził on, że jeśli Izrael „nie zacznie znów zachowywać się jak normalne państwo”, grozi mu status pariasa. Ostro skrytykował rząd, określając go jako złożony z „mściwych, niemądrych i niemoralnych ludzi”. Dodał też, że „normalne państwo nie prowadzi wojny przeciwko cywilom oraz nie zabija niemowląt dla rozrywki”.
Zmianę nastrojów widać również na ulicach. Demonstranci, zamiast ograniczać się do żądań zakończenia walk i uwolnienia zakładników przetrzymywanych przez Hamas, coraz częściej zwracają uwagę na dramatyczną sytuację mieszkańców Gazy oraz niemal całkowite zniszczenie palestyńskiej enklawy. Na transparentach pojawiają się zaś niewidoczne w poprzednich miesiącach wojny hasła o izraelskim ludobójstwie na Palestyńczykach. ©℗