We wtorek notowania gatunku Brent w trakcie europejskiej sesji spadały niemal 2 proc., do 63,7 dol. za baryłkę. Cena ropy naftowej z trudnością podnosi się po gwałtownym spadku z początku kwietnia, po ogłoszeniu przez Stany Zjednoczone ceł wyrównawczych obejmujących większość partnerów handlowych Ameryki. Prezydent USA Donald Trump wycofał się z niektórych swoich decyzji, dzięki czemu notowania części aktywów, których ceny są uzależnione od tempa wzrostu gospodarczego, odrobiły większość strat. Tak jest z akcjami czy notowaniami miedzi. Jednak kurs ropy utrzymuje się bliżej 60 dol. zanotowanych w apogeum wyprzedaży niż 75 dol. z początku miesiąca.

– Inwestorzy czekają na wyniki rozmów na linii USA–Chiny. Jeśli negocjacje pójdą źle, można będzie zaobserwować spadek popytu na ropę w Chinach – ocenił cytowany przez agencję Reuters Gary Cunningham, analityk z firmy Tradition Energy.

Konflikt na linii USA-Chiny nie słabnie

Zawieszając część taryf na towary importowane do USA, Trump zdecydował jednocześnie o eskalacji wojny handlowej z Chinami, uważanymi przez Amerykę za głównego globalnego rywala. Od początku kadencji Trump podniósł cła na chińskie towary o 145 pkt proc., doprowadzając stawki na niektóre produkty – na przykład samochody elektryczne – do 245 proc. W odwecie Chiny obłożyły import z USA 125-proc. cłami. Jednocześnie amerykański prezydent deklaruje, że jest gotów do rozmów z Chinami w sprawie warunków wzajemnej wymiany handlowej. W poniedziałek Karoline Leavitt, rzeczniczka Białego Domu, zapewniała, że administracja Trumpa bez przerwy rozmawia z partnerami handlowymi i w najbliższych dniach rozmowy te powinny zaowocować konkretnymi umowami. Nic jednak nie wskazuje na to, żeby wypowiedź ta dotyczyła Chin, które konsekwentnie zaprzeczają jakimkolwiek negocjacjom z USA.

Stany Zjednoczone i Chiny zużywają łącznie ok. 37 mln baryłek ropy dziennie, co odpowiada za 35 proc. globalnego popytu na surowiec. Chiny są jego największym globalnym importerem. Konsekwencją wojny handlowej zapoczątkowanej przez Trumpa ma być znaczące hamowanie wzrostu gospodarczego w obydwu państwach, co obniży zapotrzebowanie na ropę. Według kwietniowej prognozy Międzynarodowego Funduszu Walutowego w tym roku wzrost PKB wyniesie 1,8 proc. w USA i 4,0 proc. w Chinach, wobec 2,8 proc. i 5,0 proc. w poprzednim roku.

„Rynek ropy wyglądał bardzo niepewnie nawet przed ogłoszeniem ceł przez USA” – napisali w komentarzu analitycy firmy Redburn. Eksperci oczekują, że na koniec roku cena baryłki spadnie do 57,5 dol., nie tylko z powodu słabszego popytu, ale także utrzymującej się nadpodaży. Od początku roku ropa potaniała o 15 proc. Notowania utrzymują się w pobliżu najniższego poziomu od ponad czterech lat.

Tarcia wewnątrz OPEC+

Kontrolę nad poziomem dostaw na rynek stara się utrzymywać Organizacja Państw Eksportujących Ropę Naftową, która wspólnie z Rosją działa pod szyldem OPEC+. Na mocy ustaleń na poziomie całej organizacji i dobrowolnych ograniczeń, OPEC+ zmniejszył wydobycie o 5,86 mln baryłek dziennie. Ale państwa, które dobrowolnie ścięły wydobycie łącznie o 2,2 mln baryłek, od kwietnia stopniowo przywracają dostawy. Sama decyzja w tej sprawie nie była dla rynku zaskoczeniem, ale skala zwiększonej produkcji już tak. Biorąc pod uwagę, że już w marcu OPEC+ produkował 41 mln baryłek dziennie, najwięcej od ośmiu miesięcy, wpłynęło to na pogłębienie spadków wywołanych amerykańskimi cłami. Reuters, powołując się na źródła wewnątrz organizacji, spekuluje, że na najbliższym posiedzeniu organizacji, zaplanowanym na 5 maja, produkcja znów zostanie zwiększona.

„Nastroje na rynku pogorszyły się, a kluczową zmianą jest szybsze wycofywanie się OPEC+ z cięć w produkcji i towarzyszące jej wątpliwości co do jedności kartelu” – napisał w opublikowanej w poniedziałek analizie Aldo Spanjer, ekspert BNP Paribas. OPEC+ kontroluje ok. 40 proc. światowej produkcji ropy, ale w ostatnich latach traci udziały w rynku na przykład na rzecz USA.

Źródłem napięć jest przekraczanie ustalonych limitów produkcji przez niektóre państwa. W ostatnich miesiącach celuje w tym Kazachstan, który powinien utrzymywać wydobycie na poziomie maksymalnie 1,47 mln baryłek dziennie. Tymczasem w marcu produkcja ropy w tym kraju wzrosła do 1,8 mln baryłek dziennie. Na Kazachstan naciska Arabia Saudyjska, która chciałaby wycofywać się z dobrowolnych ograniczeń w produkcji, nie powodując jednocześnie dalszego spadku cen surowca. Kazachowie jednak nie ustępują – nowy minister energii oświadczył, że podejmując decyzje o poziomie produkcji rząd będzie stawiał potrzeby kraju ponad interes OPEC+. ©℗

ikona lupy />
Najwięksi producenci ropy / Materiały prasowe