Wspólne ćwiczenia Rosji, Chin i Iranu mają miejsce w czasie, kiedy administracja Trumpa forsuje reset z Moskwą, który miałby pomóc w osłabieniu jej sojuszu z Pekinem i Teheranem
Rosja, Chiny i Iran, które na Zachodzie często określa się mianem „osi autokracji”, rozpoczęły w tym tygodniu wspólne ćwiczenia wojskowe w Zatoce Omańskiej, miejscu strategicznym z perspektywy handlu międzynarodowego. Przez ten akwen przepływa ponad jedna czwarta światowej ropy naftowej.
Z oficjalnych komunikatów wynika, że manewry obejmują m.in. symulowane ataki na cele morskie i ćwiczenia poszukiwawczo-ratownicze. Kluczowa jest tu rola Chin, które według think tanku International Institute for Strategic Studies posiadają obecnie największą flotę na świecie, operującą 234 okrętami wojennymi. „Stany Zjednoczone nadal utrzymują przewagę technologiczną, jednak Pekin intensywnie inwestuje w ten sektor, aby je dogonić” – czytamy.
Chińskie ministerstwo obrony przekazało, że manewry mają na celu pogłębienie „zaufania i pragmatycznej współpracy” między partnerami. Z kolei irańska agencja prasowa Tasnim podała, że chodzi o „wzmocnienie bezpieczeństwa w regionie”.
Trump: jesteśmy silniejsi
Ćwiczenia te odbywają się co roku od 2019 r. i od początku budziły obawy państw zachodnich, które postrzegały je jako element strategii zmierzającej do budowy nowego ładu międzynarodowego. „Oś autokracji” łączy niechęć wobec globalnej dominacji Stanów Zjednoczonych.
Zapytany w niedzielę o rosyjsko-chińsko-irańską współpracę na morzu, amerykański prezydent Donald Trump powiedział, że „wcale nie jest zaniepokojony” pokazem siły trzech przeciwników USA. – Jesteśmy silniejsi i mamy więcej mocy niż oni wszyscy – powiedział na pokładzie Air Force One w rozmowie z Fox News.
Tym razem manewry mają jednak miejsce w czasie, kiedy administracja Trumpa forsuje reset z Moskwą, który miałby pomóc w osłabieniu jej sojuszu z Pekinem i Teheranem. To tzw. strategia „odwróconego Nixona”. Nawiązuje ona do zbliżenia z Pekinem, które w 1972 r. zainicjował ówczesny prezydent Richard Nixon. Chciał w ten sposób wykorzystać pogarszające się stosunki między Chinami a Związkiem Radzieckim, aby wymusić ustępstwa na Moskwie.
Republikański przywódca liczy, że władze na Kremlu pomogą mu także w rozmowach z ajatollahami na temat irańskiego programu nuklearnego. Według doniesień Bloomberga Rosja zgodziła się na mediację. – Wierzymy, że Stany Zjednoczone i Iran powinny rozwiązać problemy w drodze negocjacji. Moskwa jest gotowa zrobić wszystko, co w jej mocy, aby to osiągnąć – stwierdził rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow, cytowany przez amerykańską agencję.
Sojusz nierozerwalny
Wspólne ćwiczenia wojskowe i komunikaty napływające z trzech stolic, sugerują, że strategia Trumpa może napotkać liczne przeszkody. – Chiny i Rosja są dobrymi sąsiadami, a także prawdziwymi przyjaciółmi na dobre i złe – powiedział Xi Jinping po rozmowie wideo z urzędującym na Kremlu Władimirem Putinem, do której doszło w trzecią rocznicę rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Chiński przywódca dodał, że na stosunki te wpływu nie ma „żadna strona trzecia”. Słowa Xi miały stłumić spekulacje, że nowy lokator Białego Domu może osłabić sojusz chińsko-rosyjski.
Amerykańską administrację mogą również niepokoić komunikaty napływające z Iranu. Choć funkcję prezydenta od ubiegłego roku sprawuje tam Masud Pezeszkijan, reformator, który zapowiadał odbudowę relacji z Zachodem i powrót do negocjacji w sprawie programu nuklearnego w zamian za złagodzenie sankcji, otoczenie najwyższego przywódcy kraju Alego Chameneiego sugeruje sprzeciw wobec takiej inicjatywy.
Dzieje się tak pomimo gróźb ze strony Stanów Zjednoczonych. Administracja Trumpa tuż po objęciu władzy powróciła do strategii „maksymalnej presji”, czyli połączenia surowych sankcji i izolacji dyplomatycznej. W latach 2018–2020 takie podejście osłabiło gospodarkę Iranu, ale nie zmusiło go do ustępstw.
W zeszły piątek Trump podniósł stawkę, mówiąc, że albo Chamenei przystąpi do negocjacji, albo USA zdecydują się na działania militarne przeciwko Iranowi. – Jeśli będziemy musieli wkroczyć militarnie, będzie to dla nich straszna rzecz. Nie możemy pozwolić im na posiadanie broni nuklearnej – powiedział w rozmowie z Fox Business.
Zdominowany przez konserwatystów parlament Iranu nie daje za wygraną, na co wskazują ostatnie przetasowania na tamtejszej scenie politycznej. Mohammaddżawad Zarif, wiceprezydent i architekt porozumienia nuklearnego z 2015 r., z którego Trump zrezygnował podczas swojej pierwszej kadencji w Białym Domu, został w ubiegłym tygodniu zmuszony do rezygnacji ze stanowiska przez wymiar sprawiedliwości. – Parlament nie pozwoli Stanom Zjednoczonym, Izraelowi i reformatorom na wywieranie presji ekonomicznej w celu wywołania niepokojów i zmuszenia establishmentu do zmiany stanowiska wobec Zachodu – powiedział konserwatywny polityk Hamidreza Taraghi. ©℗