W dwupartyjnej koalicji, która według deklaracji samego Merza ma powstać do Wielkanocy, nie znajdzie się najpewniej ustępujący kanclerz Olaf Scholz, którego partia uzyskała najgorszy wynik od momentu powstania. Scholza może zastąpić współprzewodniczący partii Lars Klingbeil lub jeden z najpopularniejszych polityków w kraju, obecny minister obrony Boris Pistorius. Dla Unii Europejskiej i partnerów Niemiec dwupartyjna wielka koalicja to sygnał większej przewidywalności i pewności rządów niż miałoby to miejsce w przypadku konieczności dołączenia do rządu Zielonych. Teraz Niemcy czeka zdecydowane przestawienie torów gospodarki.
Merz w pierwszych powyborczych zapowiedziach skrytykował poparcie administracji Donalda Trumpa dla antysystemowej Alternatywy dla Niemiec, a za swoje podstawowe zadanie uznał uniezależnienie się od Stanów Zjednoczonych w kwestiach bezpieczeństwa. – Nie wierzę, że mówię to w programie telewizyjnym – kwitował sam Merz, który wyraża też większą gotowość do finansowania europejskich inwestycji zbrojeniowych ze wspólnego długu na wzór Funduszu Odbudowy. Ten krok, podobnie jak utrzymanie wsparcia dla Ukrainy i walka z nieudokumentowaną migracją będącą efektem m.in. wojny hybrydowej na granicy Polski z Białorusią leżą zdecydowanie w zasięgu zainteresowań rządu Donalda Tuska. Przynajmniej w teorii.
W praktyce wraz z wejściem Merza na szczyty niemieckiej polityki zmienia się architektura polityczna UE. Środowisko dominującej w Unii Europejskiej Partii Ludowej było w ostatnich latach głównie pod wpływem przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen, Donalda Tuska i premiera Grecji Kiriakosa Mitsotakisa. Teraz do tego grona dołącza Merz, który wprost wyraził ambicje do przewodzenia UE. A to rodzi pytania o charakter tego przywództwa oraz partnerski stosunek do pozostałych państw. Nowy kanclerz może doprowadzić do kryzysu w relacjach z Warszawą, jeśli zdecyduje się na prowadzenie równie jednostronnej polityki, jak Scholz.
Na razie jednak Merz i Tusk wypowiadają się w tonie zwiastującym partnerstwo i współpracę, choć podobny ton towarzyszył naszym relacjom także za czasów rządów największej rywalki Merza, Angeli Merkel. Dziś jednak Polska znajduje się w innym miejscu na dyplomatycznej mapie Europy i uchodzi za jeden z motorów gospodarczych Unii i wiarygodnego sojusznika w kwestii bezpieczeństwa. I warto, żeby pamiętał o tym polski rząd, bo prawdziwe partnerstwo z RFN będzie można wypracować właśnie teraz, na starcie. Dotychczasowe zapowiedzi Merza powinny budzić optymizm nad Wisłą, ale najpóźniej do Wielkanocy pozostaną tylko zapowiedziami. CDU daje powody do zaufania, ale dopiero wiosna będzie realnym testem przywództwa Berlina. ©℗