Dane makroekonomiczne nie pozostawiają złudzeń – niemiecka gospodarka przeżywa największe problemy od dwóch dekad, a poprawy wciąż nie widać. W styczniu Międzynarodowy Fundusz Walutowy obniżył prognozę wzrostu PKB Niemiec w 2025 r. o 0,5 pkt proc., najwięcej w grupie najbardziej rozwiniętych państw. Największa europejska gospodarka, po dwóch latach zakończonych na minusie, ma zanotować ledwie 0,3-proc. wzrost. Tak wygląda krajobraz po załamaniu się modelu opartego na imporcie tanich surowców z Rosji, kupowaniu bezpieczeństwa w Stanach Zjednoczonych i eksporcie produktów niemieckiego przemysłu na globalne rynki.

W ostatnich trzech latach, po napaści Rosji na Ukrainę, której konsekwencją był kryzys energetyczny, produkcja niemieckiego przemysłu spadła o 10 proc., a w branżach energochłonnych obniżyła się o 20 proc. Wykorzystanie mocy produkcyjnych obniżyło się pod koniec 2024 r. do 76,3 proc. W XXI w. niższe było jedynie w trakcie globalnego kryzysu w latach 2008–2009 i w 2020 r., gdy gospodarkę zatrzymała pandemia. Niemieckie fabryki pracują w ograniczonym zakresie ze względu na regularny spadek zamówień, przede wszystkim z zagranicy.

Gospodarka Niemiec

W maju 2022 r. eksport towarów osiągnął 132,2 mld euro, wówczas najwyższą wartość w historii. W grudniu zeszłego roku znalazł się na tym samym poziomie, a po wliczeniu inflacji spadł. Podobnie jak udział Niemiec w globalnym handlu.

Największe korporacje wybierają rozwój za granicą. BASF, jeden z globalnych liderów branży chemicznej, największą inwestycję (na 10 mld euro) prowadzi w chińskim Zhanjiang, a Volkswagen zamierza rozwijać produkcję aut elektrycznych w USA.

W gruncie rzeczy nowy niemiecki rząd, na którego czele niemal na pewno stanie Friedrich Merz, musi w pewnym przynajmniej stopniu wymyślić niemiecką gospodarkę na nowo. Żeby zachęcić firmy do pozostania w Niemczech, planuje obniżenie podatków. Efektywna stawka podatkowa płacona przez niemieckie przedsiębiorstwa przekracza 25 proc. i należy do najwyższych w OECD. W ciągu kilku lat ma zostać obniżona do poziomu 22–23 proc. – podobnego jak w USA i Wielkiej Brytanii. CDU obiecuje również obniżenie płatności na ubezpieczenie społeczne z 42 do 40 proc. wynagrodzenia brutto. Merz planuje też m.in. likwidację podatku solidarnościowego (5,5 proc.) pobieranego od najlepiej zarabiających. Obietnice obniżenia danin zawierają także programy SPD i Zielonych – potencjalnych koalicjantów CDU/CSU.

Każda z partii chciałaby obniżenia cen energii elektrycznej dzięki zmniejszeniu podatków czy opłat za przesył. Rachunki za prąd stały się w ostatnich latach problemem z punktu widzenia konkurencyjności niemieckiego przemysłu z dwóch powodów. Pierwszym są ceny gazu, które wprawdzie zdecydowanie spadły w porównaniu z rekordowymi poziomami, ale w dalszym ciągu są trzy, cztery razy wyższe niż przed wybuchem wojny w Ukrainie. Drugim – wyłączenie ostatnich elektrowni atomowych w 2023 r. Ulgi w opłatach nie są w stanie znacząco zmienić sytuacji na rynku. Przez chwilę w publicznej dyskusji krążył pomysł przywrócenia do pracy trzech bloków jądrowych, ale obecnie tego rozwiązania nie ma na stole.

Jak przezwyciężyć stagnację

Przed dwiema dekadami stagnację w niemieckiej gospodarce udało się przezwyciężyć także dlatego, że naszym zachodnim sąsiadom wyjątkowo sprzyjały zewnętrzne okoliczności, jak poszerzenie Unii Europejskiej o państwa Europy Środkowej i Wschodniej na czele z Polską. Teraz, jeśli wziąć pod uwagę ceny gazu, przynajmniej w pewnym stopniu może to być kwestia Ukrainy. Sposób, w jaki prezydent USA Donald Trump chce zakończyć wojnę, wzbudza w Europie protesty, ale od 10 lutego notowania gazu na wyznaczającym cenę surowca na Starym Kontynencie holenderskim rynku TTF spadły o 20 proc. Eksperci zakładają, że konsekwencją zatrzymania działań wojennych będzie przywrócenie tranzytu rosyjskiego gazu do Europy przez Ukrainę. To powinno wystarczyć, by w przyszłym roku cena energii spadła poniżej 20 euro za 1 MWh, czyli poziomu sprzed wybuchu wojny. Dla przemysłu byłaby to znacząca ulga. Jednocześnie Trump grozi Unii cłami, a motoryzacja – sztandarowy niemiecki przemysł – może być jednym z pierwszych sektorów objętych podwyższonymi taryfami.

Obniżenie podatków, spadek cen energii czy zapowiadana przez Merza deregulacja to jednak w dalszym ciągu może być za mało, żeby nadać gospodarce odpowiedni i trwały rozpęd. Kluczem do poprawy w dłuższej perspektywie wydają się zmiany zapisów niemieckiej konstytucji dotyczących zadłużania się kraju. Ustawa zasadnicza stanowi, że deficyt strukturalny (czyli taki, który pojawia się niezależnie od wahań ekonomicznego cyklu) budżetu nie może być wyższy niż 0,35 proc. PKB. Regułę tę można jedynie przejściowo zawiesić w nadzwyczajnych okolicznościach. Jej zniesienie (lub reforma) może być konieczne, skoro proponowane przez CDU/CSU zmiany w podatkach mają kosztować ok. 70 mld euro (1,6 proc. PKB).

Dzięki restrykcyjnej polityce fiskalnej Niemcy są relatywnie nisko zadłużone. Według ekspertów stać ich, żeby zainwestować środki publiczne w modernizację infrastruktury (np. energetycznej) czy cyfryzację gospodarki. Chętni na zakup dodatkowych niemieckich obligacji znajdą się bez problemu. Zwiększone wydatki państwa pomogą rozpędzić gospodarkę, która i tak zaczyna korzystać z pozytywnych efektów cyklu obniżek stóp procentowych ze strony Europejskiego Banku Centralnego. Zniesienie fiskalnego hamulca otwiera także drogę do trwałego zwiększenia wydatków na obronność. W 2024 r. na ten cel nasi zachodni sąsiedzi przeznaczyli ok. 2 proc. PKB. Merz deklaruje otwartość na dalsze zwiększanie wydatków obronnych, choć uwagi ze strony Donalda Trumpa, że członkowie NATO powinni na ten cel przeznaczać 5 proc. PKB, puszcza mimo uszu. Szef bawarskiej CSU Markus Söder uważa, że wydatki wojskowe Niemiec powinny znacznie przekraczać 3 proc., a Robert Habeck, kandydat Zielonych na stanowisko kanclerza, stawia za cel zwiększenie nakładów na obronność do 3,5 proc. PKB. Część tych środków trafi zapewne na odbudowę przemysłu obronnego na terenie Niemiec i Unii Europejskiej. Ta gałąź przemysłu jest w pewnym stopniu podobna do motoryzacji – tworzy wokół siebie ekosystem powiązanych branż i poddostawców. Żeby zwiększyć produkcję obronną, trzeba by np. odbudować produkcję stali. Pytanie tylko, czy Niemcy są gotowe odbudować swoją pozycję na świecie jako jeden z liderów wyścigu zbrojeń. ©Ⓟ