Powolny i uporządkowany jak dotychczas upadek rządu koalicyjnego Olafa Scholza oznacza paradoksalnie początek symbolicznego powrotu Niemiec do roli najważniejszego gracza w Unii Europejskiej. Rządy dość egzotycznej koalicji socjaldemokratów, liberałów i zielonych były naznaczone tarciami, które w końcu doprowadziły do zakwestionowania roli Berlina jako nadrzędnej unijnej stolicy.

Wspomniał o tym najbardziej prawdopodobny następca Scholza – lider Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej (CDU) Friedrich Merz, który w trakcie poniedziałkowej debaty towarzyszącej wnioskowi o wotum zaufania dla kanclerza rugał ustępujący rząd za doprowadzenie do tej sytuacji. – Zostawia pan kraj z jednym z największych kryzysów gospodarczych w jego powojennej historii – mówił Merz do Scholza i oskarżał go o „zawstydzanie Niemiec” w relacjach z europejskimi partnerami.

Sęk w tym, że z tak miażdżąco krytykowaną Socjaldemokratyczną Partią Niemiec Scholza chadecy najprawdopodobniej będą musieli utworzyć koalicję. Jeśli antysystemowe partie, jak Alternatywa dla Niemiec i Sojusz Sahry Wagen knecht nie stracą obecnego poparcia w trakcie kampanii, być może do koalicji CDU i SPD będą musieli zostać włączeni także Zieloni.

Choć taki zestaw sugerowałby powtórkę tarć znanych z obecnej koalicji, Merz jawi się jako zupełnie inny lider, przypominający raczej Angelę Merkel niż Scholza. Jego głównym zadaniem – jak sam zresztą mówi – będzie przywrócenie wiarygodności Niemiec jako przewodniego kraju UE i wyjście z kryzysu gospodarczego. Merz zapowiedział już cięcia w wydatkach socjalnych i zwiększenie prywatnych inwestycji. Programem nowego rządu ma być nie redystrybucja gospodarcza, ale polityka „konkurencyjności i motywacji”. To ostatnie z pewnością znajdzie zrozumienie w Brukseli, która również odmienia konkurencyjność przez wszystkie przypadki.

Tarcia, do których doprowadzał Scholz, nie dotyczyły tylko relacji dwustronnych, lecz także współpracy z Komisją Europejską i innymi instytucjami. Jeśli chadecka koalicja wygra wybory 23 lutego i sformuje stabilny rząd, dojdzie do znacznej poprawy relacji z Brukselą. Szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen sama wywodzi się z CDU i była blisko związana ze środowiskiem Merkel, gdy Merz przez większą część rządów byłej kanclerz pozostawał poza polityką. Oboje współpracują już dziś, choć nieformalnie. Merz jest poniekąd traktowany w UE jak kanclerz in spe, w związku z tym wszelkie najbliższe plany KE i państw członkowskich będą konsultowane także z nim. Formalnie Bruksela poczeka na sformowanie jego rządu z projektem wieloletniego unijnego budżetu, w którym Niemcy najpewniej ponownie będą największym płatnikiem.

Co to oznacza dla Polski? Przede wszystkim zmianę w relacjach dwustronnych. Dość chłodne i czysto formalne relacje Donalda Tuska z Scholzem nie były żadną tajemnicą, a obaj przywódcy nie szczędzili sobie złośliwości, choć trzeba przyznać, że celował w nich głównie szef polskiego rządu. Tusk w relacjach z Berlinem od początku obecnych rządów był asertywny i aktywny, a na arenie międzynarodowej zdecydowanie wykorzystywał chwiejność Scholza, jego niepewną postawę i słabą pozycję. Prawdopodobnie od marca szef polskiego rządu będzie musiał na nowo wpasować się w europejską układankę, w której kanclerz będzie w zdecydowany sposób próbował odbudować wizerunek i wpływy swojego kraju.

Nawet chłodne relacje Scholza i Tuska nie doprowadziły przy tym do zapaści w relacjach dwustronnych. Polska i Niemcy były, są i pozostaną jednymi z najważniejszych partnerów dla siebie nawzajem, niezależnie od tego, kto pozo stanie na szczytach władzy. Związki naszych gospodarek są zbyt silne, żeby wpływały na nie animozje między politykami. Przez wiele miesięcy Polska jednak korzystała z fatalnej prasy niemieckiego rządu. W obliczu chaosu politycznego w Paryżu i spadku zaufania do Berlina to Warszawa była przedstawiana jako najbardziej stabilna politycznie, gospodarczo i społecznie unijna stolica. Przeformułowanie relacji między przywódcami Polski i Niemiec może odwrócić ten trend. W tym kontekście asertywność Tuska także wobec partnera z chadeckiej rodziny politycznej będzie bardzo ważna. ©℗

Merz jest już jak kanclerz in spe. Wszelkie plany KE będą z nim konsultowane