Skrajnie prawicowa Austriacka Partia Wolności (FPÖ) ma szansę na objęcie władzy w kraju, ale czekają ją trudne rozmowy o przyszłej koalicji z ustępującą partią rządzącą.

Uważany za jednego z najbardziej kontrowersyjnych austriackich polityków Herbert Kickl w poniedziałek otrzymał misję stworzenia rządu od prezydenta Alexandra van der Bellena. – Nie zrobiłem tego kroku lekkomyślnie – zapewniał prezydent, ogłaszając nominację. Jest ona następstwem nieudanych rozmów koalicyjnych między rządzącą dotychczas Austriacką Partią Ludową (ÖVP) a centrolewicową Partią Socjaldemokratyczną (SPÖ). Impas trwał od końcówki września. Wtedy w wyborach parlamentarnych pierwsze miejsce zajęła skrajnie prawicowa Austriacka Partia Wolności – na ugrupowanie założone przez byłych nazistów oddał głos prawie co trzeci Austriak.

Niewielu chce rządzić ze skrajną prawicą

Mimo zwycięstwa wyborczego FPÖ nie mogła liczyć na kolejkę chętnych do współpracy przy tworzeniu nowego rządu. Partie głównego nurtu, w tym rządząca Austriacka Partia Ludowa pod wodzą ustępującego kanclerza Karla Nehammera, wykluczyły sojusz ze skrajną prawicą. Nie potrafiły się jednak porozumieć wewnętrznie, czego konsekwencjami są rezygnacja Nehammera i desygnowanie na przyszłego kanclerza Kickla. Ten będzie musiał znaleźć koalicjanta. Naturalnym wyborem wydaje się... ustępująca partia rządząca. Jej nowy lider – Christian Stocker – w przeciwieństwie do byłego kanclerza stwierdził, że „nie odmówi rozmów z Austriacką Partią Wolności”. Kiedy na przełomie września i października pisaliśmy w DGP o wynikach austriackich wyborów, jednym z analizowanych rozwiązań było odsunięcie od roli lidera Kickla i mianowanie przez skrajną prawicę innego kandydata na szefa rządu – analogicznie do tego, co miało miejsce w Holandii z Partią Wolności i jej liderem Geertem Wildersem. Dziś wydaje się, że to bardzo mało prawdopodobny scenariusz.

FPÖ i ÖVP mają już doświadczenie wspólnego tworzenia rządu – tego, który upadł w 2019 r. na skutek Ibizagate – skandalu politycznego z udziałem wicekanclerza i ówczesnego lidera skrajnej prawicy Heinza-Christiana Strachego oraz jego zastępcy Johanna Gudenusa, którzy sugerowali pomoc w uzyskaniu zamówień publicznych dla jednego z rosyjskich oligarchów w zamian za wsparcie finansowe partii. Dziś afera nie ma już większego znaczenia w życiu politycznym Austrii, a obecny lider FPÖ mimo licznych kontrowersji doprowadził ugrupowanie do sukcesu wyborczego.

Kickl prezentuje się jako „Volkskanzler” („kanclerz ludowy”). W ten sposób bezpośrednio odwołuje się do określenia hitlerowskiego, wyrugowanego z austriackiej polityki na dziesiątki lat. Centralnym punktem programu jego partii jest polityka migracyjna oznaczająca nie tyle aktywne przeciwdziałanie nielegalnej migracji, jak postulują właściwie wszystkie partie centrowe i prawicowe na Starym Kontynencie, ile wręcz represje wobec przybyszów z innych państw. Prawdopodobny przyszły kanclerz chce budowy „twierdzy Austria”, czyli wydalenia z kraju migrantów, których partia nie uzna za legalnych obywateli (dotyczy to też migrantów w drugim czy trzecim pokoleniu) oraz całkowitego wstrzymania przyjmowania przybyszów do przepełnionych dziś ośrodków tymczasowych.

Prorosyjskie zapędy FPÖ złe dla Polski

Z perspektywy Polski najbardziej problematyczne wydają się jednak prorosyjskie zapędy FPÖ, która uznaje unijne sankcje nałożone na Rosję za środki wymierzone… w państwa członkowskie. Ponadto partia sceptycznie odnosi się do jakiejkolwiek pomocy wojskowej dla Ukrainy, co może powodować kolejne blokady Europejskiego Instrumentu na rzecz Pokoju i uniemożliwić lub znacznie opóźnić dyskusję o nowych inicjatywach obronnych, choć austriacka pomoc dla Kijowa ma dziś wyłącznie niemilitarny charakter.

Austria pod wodzą Nehammera była niekiedy problematycznym dla Polski sojusznikiem, ale jego partia należała do tej samej europejskiej frakcji co PO i PSL. Rządy Kickla mogą natomiast znacznie rozbić jednomyślność Europy Środkowo-Wschodniej wobec wsparcia Kijowa i stosunków z Moskwą. Jak zauważa w swojej analizie Łukasz Ogrodnik z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, zwycięstwo Kickla regionalnie może wzmocnić Viktora Orbána, premiera Węgier, który także przygotowuje się do wyborów. Jeśli wziąć pod uwagę również sojusz Orbána z (co prawda tracącym na popularności i ustępującym w słowackich sondażach liberałom) Robertem Ficą, to najbliższe miesiące w UE mogą oznaczać umocnienie środowisk prorosyjskich i eurosceptycznych. ©℗