Spośród wielu epitetów, którymi określany jest Donald Trump od czasu swojego aktywnego zaangażowania w politykę, jeden zasługuje na szczególną uwagę – „transakcyjny”.

Niezależnie od sympatii politycznych wielu komentatorów, ekspertów, ale przede wszystkim i polityków uznaje wspomnianą transakcyjność za znak rozpoznawczy przyszłego prezydenta Stanów Zjednoczonych. O ile w czasie swojej pierwszej kadencji Trump osobiście i własnymi wypowiedziami wywierał presję na poszczególne państwa czy władze, o tyle w tej kadencji wydaje się, że sztandar transakcyjności będzie niosła solidarnie cała administracja.

Elon Musk jako forpoczta Trumpa

Pierwszym i bardzo niepokojącym sygnałem jest rzecz jasna artykuł Elona Muska opublikowany w „Welt am Sonntag”, w którym udzielił wprost poparcia antysystemowej, nacjonalistycznej Alternatywie dla Niemiec. I o ile udzielanie poparcia takim czy innym partnerom politycznym mało kogo dziś bulwersuje, o tyle język i retoryka, którą posłużył się Musk zasługuje już na uwagę. Pochodzący z RPA przedsiębiorca obecnie przygotowujący się do objęcia posady w nowej administracji Trumpa stwierdza bowiem wprost, że do politycznej agitacji (lub jak woli sam Musk „zabierania głosu”) uprawnia go to, że posiada liczne inwestycje w Niemczech. Miliarder płaci, miliarder wymaga – w tym przypadku politycznego posłuszeństwa i wybrania przez naród takiej ekipy, która panu Muskowi nie będzie akurat robić problemów.

Antysystemowcy całego świata, łączcie się

Ekipa Donalda Trumpa stawia właściwie wyłącznie na partie antysystemowe i antymainstreamowe nawet jeśli w swoich szeregach mają byłych członków nawet najbardziej skompromitowanych partii głównego nurtu, ale taka postawa jest chyba bliska samemu Trumpowi. Wydawać by się mogło, że zrobienie z ikony amerykańskiego kapitalizmu ściskającego się z kolejnymi prezydentami – nieważne czy spośród Demokratów czy Republikanów - wyklętego antysystemowca to zadanie karkołomne. Nie jest.

Partie reprezentujące realizm polityczny w rozumieniu przyszłej administracji amerykańskiej to oprócz AfD także partia Reform UK założona przez Nigela Farage’a, węgierski Fidesz, francuskie Zjednoczenie Narodowe, holenderska Partia Wolności czy Bracia Włosi. Trzy spośród tych partii są dziś partiami rządzącymi, które do objęcia władzy również przedstawiały się jako antysystemowe i te, które chcą „wywrócić stolik”. Wszystkie bez wyjątku mogą okazać się bardzo pomocne w wewnętrznym rozgrywaniu Unii Europejskiej. Taktyka ta była widoczna już podczas pierwszej kadencji i jak udowadnia Musk swoim felietonem we flagowym weekendowym wydaniu magazynu wydawanego przez Axel Springer będzie stosowana z żelazną konsekwencją. Trump nie uznaje instytucji europejskich jako partnera do rozmów – będzie najpewniej rozmawiał bezpośrednio z władzami krajowymi pomijając szczebel wspólnotowy, a to zdecydowanie może sprzyjać wewnętrznym podziałom w Unii.

Amerykański protekcjonizm to nie europejska racja stanu

Amerykański paternalizm wobec Europy wchodzi na poziom dominacji czystej siły. Bez żadnego zbędnego sztafażu symboli, transatlantyckiego partnerstwa, strategicznych kierunków współpracy, pamięci o wspólnym kształtowaniu porządku XX wieku. Towar i zapłata za towar – to jedyny jak wydaje się akceptowalny dla ludzi Trumpa język negocjacji. Europa będzie musiała nauczyć się tego języka. Protekcjonizm, który ma być znakiem rozpoznawczym nowej ekipy w Białym Domu jest równie silny jako trend w Europie. O tym, jak Trump traktuje swoich „wiecznych” przyjaciół dość boleśnie przekonała się ekipa Andrzeja Dudy przy okazji nowelizacji ustawy o IPN w 2018 r. Wystarczyło nadepnięcie na odcisk bardzo ważnemu dla Trumpa środowiska, żeby niemal przyjacielskie relacje zostały de facto zamrożone. Musk i inni partnerzy polityczni przyszłego prezydenta będą działać według zasady „America First” i wszystko, co stanie na drodze tej strategii będzie traktowane jako wrogie. Dobrze, żeby pamiętali o tym wyborcy przy urnach, którzy w międzynarodowym chaosie i targani kolejnymi kryzysami często są skłonni zaufać antysytemowcom czy „środowiskom patriotycznym”, które dla doraźnych zysków politycznych próbują nawet amerykański protekcjonizm sprzedać jako europejską rację stanu.