Od decyzji nowej administracji w USA będą zależeć losy wojny, w tym tempo dostaw broni i natężenie presji na rozmowy z Kremlem. Ludzie zbliżeni do ukraińskich władz, których o to pytaliśmy, nie oczekują wiele ani po Kamali Harris, ani po Donaldzie Trumpie. Wysłannicy tego ostatniego przekonywali Ukraińców, że Trump dozbroiłby ich po zęby, gdyby Rosja odrzuciła propozycję poważnych, nastawionych na efekt rozmów o pokoju. Zarazem jednak przyznawali, że sami nie wiedzą, co ich kandydat tak naprawdę planuje.
– W obu ekipach są ludzie, których oceniamy negatywnie, i tacy, z którymi można się dogadać. Prezydenturę Trumpa już przeżyliśmy. My musimy robić swoje i celnie strzelać do Rosjan nie zależnie od tego, kto zasiądzie w Białym Domu – mówi nam doradca jednego z ministrów. – Nie jestem fanem żadnego z kandydatów, choć wydawało mi się, że faworytem będzie Kamala Harris. Zbyt dużo uwagi poświęcamy personaliom, a politykę w USA kreuje zespół – dodaje inny polityk rządzącego Sługi Narodu, utrzymujący kontakty z parlamentarzystami zza oceanu. – Poprzednio Trump najbardziej nam pomagał wtedy, gdy otaczali go doradcy w rodzaju Johna Boltona, Jamesa Mattisa i H.R. McMastera. W otoczeniu Harris takimi ludźmi są dziś Philip Gordon i senator Mark Kelly. Ten ostatni przypomina mi Johna McCaina. Oby trafił do przyszłej administracji – analizuje.
Wysłannicy Kijowa od dawna odbudowywali kontakty z republikanami. W kwietniu w USA gościł poseł SN Ołeh Dunda. W czerwcu na konferencję do Odessy przyjechało kilku analityków związanych z Partią Republikańską, w tym były przedstawiciel Trumpa ds. Ukrainy Kurt Volker. Forum organizował opozycyjny deputowany Ołeksij Honczarenko, co pozwoliło uniknąć pretensji ze strony demokratów. Honczarenko cieszył się jednak wsparciem władz – szef biura prezydenta Andrij Jermak wygłosił słowo wstępne, a goście forum korzystali z pasa dla dyplomatów na granicy z Mołdawią, co bez błogosławieństwa Kijowa byłoby niemożliwe. Nad Dnieprem regularnie goszczą kongresmeni z obu partii. W piątek trzech parlamentarzystów, w tym dwóch trumpistów, zostało przyjętych przez szefa parlamentu Rusłana Stefanczuka i ministra obrony Rustema Umierowa.
Ukraiński prezydent gościł w USA we wrześniu. Wrócił – jak słyszymy – z dobrymi wrażeniami po rozmowie z Trumpem. – W przypadku jego zwycięstwa rządzący spodziewali się brutalnej, ale krótkotrwałej presji na rozmowy z Rosją. Krótkotrwałej, bo powszechne jest przekonanie, że Władimir Putin spróbowałby Trumpa oszukać. Gdyby tak się stało, republikanin szybko zmieniłby nastawienie wobec Ukrainy – mówi nasz rozmówca. – Na Harris nasze władze też nie patrzą przez różowe okulary. Gdy republikanie zablokowali w Kongresie pakiet dla Ukrainy, Joe Biden mógł tę blokadę obejść, ale tego nie zrobił. W najlepszym scenariuszu Biden może między wyborami a odejściem z urzędu zrobić coś z myślą o własnym dziedzictwie. Wołodymyr Zełenski przekonywał go, że czymś takim mogłoby być zaproszenie Ukrainy do NATO albo zgoda na bicie po celach w głębi Rosji – słyszymy.
Obie propozycje znalazły się w pięciopunktowym planie, który Zełenski przedstawił publicznie, a wcześniej bez większych sukcesów reklamował w zachodnich stolicach. Dla Trumpa są zaś przeznaczone dwa inne punkty: zaproszenie amerykańskich spółek do eksploatacji ukraińskich złóż i zastąpienie Ukraińcami stacjonujących w Europie żołnierzy US Army. W zamyśle Kijowa współbrzmią one z transakcyjnym podejściem republikanina. – Stanowiska trumpistów i demokratów wobec Europy różnią się prędkością opuszczania kontynentu. Trump chce to zrobić szybko, demokraci wolniej, ale kierunek jest ten sam. My po wojnie będziemy mieli gigantyczną armię, z którą nie będzie wiadomo, co zrobić. Dyslokowanie jej części w Europie mogłoby ułatwić Amerykanom skupienie się na Dalekim Wschodzie – przekonuje rozmówca związany z władzami.
Relacje Trumpa z Zełenskim nigdy nie były proste. Jako prezydent Trump naciskał, by Zełenski wszczął śledztwo przeciw Hunterowi Bidenowi, synowi Joego, zaangażowanemu w podejrzane interesy w ukraińskiej branży energetycznej. Argumentem było przejściowe zablokowanie pomocy wojskowej dla Kijowa. Postawienie zarzutów Bidenowi Jr. miało dać Trumpowi paliwo w rywalizacji wyborczej z Bidenem w 2020 r. Trump oskarżał też polityka Serhija Łeszczenkę o ingerencję w kampanię w 2016 r. Poseł ujawnił tajną księgowość Partii Regionów, z której wynikało, że ludzie Wiktora Janukowycza płacili miliony dolarów PR-owcowi Paulowi Manafortowi. Dla Ukraińców miało to znaczenie wewnątrzpolityczne, ale dla Trumpa było pomocą dla Hillary Clinton w jej kampanii, bo Manafort był jego szefem sztabu. Trzy lata później Łeszczenko poparł Zełenskiego i został członkiem rady nadzorczej państwowych kolei.
– Sprawa Huntera to przeszłość. Trump do tego nie wraca, zwłaszcza że Joe Biden jest już emerytem – przekonuje rozmówca ze Sługi Narodu. Jednak republikanie do dziś alergicznie reagują na domniemane wsparcie ukraińskich polityków dla ich rywali. Gdy Zełenski we wrześniu odwiedził w towarzystwie demokratycznego senatora Boba Caseya fabrykę broni w Pensylwanii, uznawanej za główne pole bitwy 5 listopada, republikański szef Izby Reprezentantów Mike Johnson oficjalnie zażądał dymisji ukraińskiej ambasadorki Oksany Markarowej. – Po tym wydarzeniu Zełenski zabronił swoim ludziom komentowania amerykańskiej polityki aż do wyborów – słyszymy. To typowa reakcja – tuż przed polskimi wyborami w 2023 r. ukraińscy urzędnicy dostali zakaz wypowiadania się o sporze dotyczącym zboża, dopóki w Warszawie nie powstanie nowy rząd. ©℗