– Nie mamy już do czynienia ze zjawiskiem cyklicznym, lecz z uporczywym kryzysem strukturalnym – ocenił dyrektor Niemieckiej Izby Handlowo-Przemysłowej (DIHK) Martin Wansleben. Organizacja ogłosiła wczoraj prognozy dynamiki gospodarczej. Wynika z nich, że w tym roku niemiecki PKB skurczy się o 0,2 proc., a w przyszłym utrzyma się na poziomie zerowym. Złe są też nastroje wśród przedsiębiorców, jak wynika z sondy zrealizowanej przez izbę w 25 tys. firm. Swoją sytuację w czarnych barwach widzi 25 proc. badanych, a co trzeci spodziewa się pogorszenia warunków prowadzenia działalności w najbliższej przyszłości. Najgorzej wygląda sytuacja w przemyśle, gdzie o złej sytuacji mówi 35 proc. ankietowanych firm, a 40 proc. deklaruje zamiar ograniczenia planów inwestycyjnych. – Wygląda na to, że trend dezindustrializacji się utrwala – komentuje Wansleben.

Niemcy bez wzrostu gospodarczego

To nie pierwszy sygnał pogarszających się perspektyw dla niemieckiej gospodarki. W zeszłym tygodniu swoje prognozy dla RFN zrewidował Międzynarodowy Fundusz Walutowy. MFW spodziewa się obecnie redukcji PKB o 0,2 proc. w tym roku (w porównaniu z zakładanym wcześniej wzrostem o 0,2 proc.). Nasz zachodni sąsiad ma być jedynym krajem G7, który nie zanotuje w tym roku wzrostu gospodarczego. W ocenie funduszu dynamikę gospodarki osłabiają ceny energii dla przemysłu, demografia i spadającą produktywność pracy, ale też niski poziom publicznych inwestycji, blokowanych przez zasadę hamulca zadłużenia. Dyrektor Departamentu Europejskiego MFW Alfred Kammer otwarcie sugeruje w rozmowie z „Süddeutsche Zeitung”, że poluzowanie polityki fiskalnej może być pożądane i, co więcej, nie musiałoby oznaczać zwiększenia wskaźnika długu w relacji do PKB.

Respondenci DIHK uznają za główne czynniki biznesowego ryzyka słaby popyt wewnętrzny, dostęp do wykwalifikowanej siły roboczej, ceny energii oraz koszty pracy, ale także niepewność co do kierunku polityki gospodarczej rządu. – Potrzebujemy wspólnego, spójnego i skoordynowanego planu, a nie kolejnych rozbieżnych propozycji partyjnych i kampanii wyborczej – podkreślił przed planowanymi na wtorek wystąpieniami koalicyjnych liderów prezes Związku Rzemiosła Niemieckiego Jörg Dittrich. Tymczasem rozbieżności między wizjami polityki gospodarczej wśród trzech ugrupowań tworzących rząd Olafa Scholza – socjaldemokratów (SPD), Zielonych i liberałów (FDP) – wydają się tylko narastać.

Wczoraj własne propozycje dla przemysłu przedstawili na dwóch konkurencyjnych wydarzeniach kanclerz Scholz i minister finansów, a zarazem lider FDP Christian Lindner. Na koncepcję lidera SPD, obejmującą ulgi podatkowe dla zagranicznych inwestorów, obniżkę wliczanych do cen energii opłat sieciowych dla przemysłu energochłonnego, podniesienie płac minimalnych i obniżenie podatków, odpowiedział już własną wizją programową jeden z liderów Zielonych, szef resortu gospodarki Robert Habeck. Od pomysłów tego ostatniego na wyjście z kryzysu, zakładających stworzenie funduszu wspierającego inwestycje i poluzowanie polityki fiskalnej, stanowczo dystansują się liderzy FDP. Liberałowie opowiadają się równocześnie za utrzymaniem hamulca zadłużenia i obniżkami podatków, są za to przeciwni subsydiom dla przemysłu.

Zniecierpliwienie narasta także po stronie pracowników

Największy niemiecki związek zawodowy IG Metall, który negocjuje poprawę warunków pracy i płacy dla niemal 4 mln zatrudnionych w przemyśle, ogłosił strajk ostrzegawczy. Od pracy wstrzymali się pracownicy z zagrożonej likwidacją fabryki Volkswagena w Dolnej Saksonii. Organizacja domaga się podniesienia wynagrodzeń o 7 proc. w ciągu kolejnego roku oraz podwyżek płac dla stażystów w wysokości 170 euro miesięcznie. Przedsiębiorcy oferują na razie 1,7 proc. w lipcu i kolejne 1,9 proc. rok później. Według IG Metall oferta nie odpowiada powadze sytuacji. Media wprost piszą o rosnącym ryzyku upadku rządu. Według Reutersa między partnerami wyczerpało się zaufanie, a koalicja „wisi na włosku”. Bloomberg ocenia, że koalicja istnieje już tylko formalnie. A powiązana z SPD sieć Redaktionsnetzwerk kwituje, że tylko cud mógłby pozwolić rządowi przetrwać listopad w dotychczasowym kształcie.

Do wzrostu napięć przyczyniły się fatalne dla partnerów Scholza wyniki wrześniowych wyborów regionalnych. Partyjne struktury – szczególnie w liczącej się ze spadkiem pod próg wyborczy FDP – naciskają na liderów, by mocniej akcentowali odrębność. Rozpad jest bardziej prawdopodobny niż kiedykolwiek, tym bardziej że między koalicjantami szykuje się starcie o budżet. Na inicjatora secesji typowany był dotąd Lindner, który w zeszłym tygodniu sygnalizował, że jesień będzie dla koalicji czasem decyzji. Ale spotkanie z biznesem zwołane przez kanclerza bez zaproszenia dla koalicjantów to sygnał, że również Scholz przyjmuje kurs na kampanię wyborczą. Sam Lindner łagodzi nastroje. – Byłoby lepiej, gdyby rząd wypracował wspólny kierunek – przekonywał wczoraj. Kompromis w sprawie budżetu będzie tym trudniejszy w obliczu pesymistycznych prognoz Ministerstwa Finansów w sprawie przyszłorocznych dochodów podatkowych. Według zaktualizowanych danych dziura w przyszłorocznym budżecie zwiększy się o ok. 1,5 mld euro. ©℗