Ile dokładnie było tych rozmów z Rosjanami, nie do końca wiadomo. Ich treść nie jest podawana do wiadomości opinii publicznej. Możemy tylko się domyślać, że raporty z nich trafiły na biurka najważniejszych polityków w USA. To tak zwana dyplomacja drugiej prędkości, czyli wykorzystywanie do celów państwowych osób spoza administracji, dawnych urzędników, przedstawicieli think tanków. Amerykanie są w tym mistrzami, choć trudno mówić w takim przypadku o pełnej niezależności. Za Bidena w kontekście Rosji kanał ten jest wykorzystywany przez Waszyngton tym chętniej, że te oficjalne napotykają często problemy i przestoje. Biały Dom był na przykład poważnie zaniepokojony, że Siergiej Szojgu, jeszcze jako rosyjski minister obrony, od maja do października 2022 r. nie odbierał telefonu od szefa Pentagonu generała Lloyda Austina.
Kupchanowi, który nie ukrywa, że kibicuje Kamali Harris, i który mówi, że rozmawiać z Rosjanami należy z pozycji siły, w głównych postulatach blisko jest do planu generała Keitha Kellogga, czyli jednego z trzech, czterech najważniejszych doradców Trumpa na polu polityki zagranicznej. I jeden i drugi uważa, że Ukraina powinna na ten moment pożegnać się z próbami odbijania okupowanych terytoriów. Kijów – tu także nie ma sporu – powinien być dalej dozbrajany. Kellogg chce to jednak warunkować tym, czy nad Dnieprem jest wola do negocjacji. Jeśli tak, to Ukraina w nagrodę ma dostawać zza oceanu więcej broni. Jeśli Rosja będzie się sprzeciwiać rozmowom, to Ukraińcy także dostaną więcej sprzętu. Nie ma co udawać, że republikanie i demokraci myślą w sprawie Ukrainy tak samo. Nie jest tak. Ale tych punktów stycznych trochę jest, co Zełenskiemu zawęża pole do manewru. Chęć zakończenia wojny tu i teraz jest ogromna.
Jeszcze jeden wniosek z rozmowy z Kupchanem i z książki „Wojna” Boba Woodwarda. Administracja Bidena w gruncie rzeczy jest zadowolona z siebie, z tego, jak rozegrała wojnę w Ukrainie. Amerykanie uważają, że swoje główne cele osiągnęli, bo Kijów jak stał, tak stoi, a więcej po prostu nie dało się zrobić. Nie dało, bo po stronie Rosjan był straszak nuklearny (na jesieni 2022 r. Amerykanie oceniali, że szanse użycia broni to 50 proc.). – Jeśli wyrzucimy Rosjan całkowicie z Ukrainy, to będziemy mieli spore prawdopodobieństwo użycia broni jądrowej, bo Putin nie da się wyrzucić z Ukrainy bez sięgania po broń atomową. Jesteśmy w kropce. Za duży sukces oznacza atomówkę, za mało sukcesu to niepewność – mówił cytowany przez Woodwarda Biden pod koniec 2022 r. Nad Potomakiem nie ma przy tym najmniejszej ochoty sprawdzenia, czy wszystko nie jest blefem Władimira Putina.
Mamy więc teraz wszystko na papierze. Gdy rok temu rozmawiałem z Philipem Gordonem, który, jeśli wygra Kamala Harris, zapewne zastąpi Jake’a Sullivana i obejmie stanowisko prezydenckiego doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego, to aż obruszył się na pytanie, czy Stany Zjednoczone nie są spetryfikowane nuklearnym szantażem. Zaprzeczył, bo nic innego powiedzieć nie wypadało. Woodward, opisując Ukrainę oraz Bliski Wschód, pokazał, że w Waszyngtonie mniejsza prawda to oficjalne i okrągłe komunikaty urzędników. A większa to wszystko, co wrze pod spodem i publikowane jest po czasie. ©℗