Choć po trzech miesiącach walk palestyńska enklawa jest doszczętnie zniszczona, cele Izraela pozostają niezrealizowane.

– Intensywna faza izraelskiej ofensywy lądowej w północnej części Strefy Gazy dobiegła końca. Wkrótce zakończy się ona również w rejonie Chan Junus na południu enklawy – przekonywał w tym tygodniu minister obrony Jo’aw Galant. Amerykanie od dłuższego czasu naciskają na władze Izraela, by ograniczyły bombardowanie strefy na rzecz bardziej ukierunkowanych operacji, mających na celu zniszczenie zbudowanych przez Hamas podziemnych tuneli i uratowanie zakładników.

Presja na Izrael jest coraz większa głównie ze względu na liczbę ofiar śmiertelnych. Według Biura Narodów Zjednoczonych ds. Koordynacji Pomocy Humanitarnej od 7 października 2023 r. do 7 stycznia w Strefie Gazy odnotowano ponad 23 tys. zgonów. To znaczy, że dziennie umiera tam średnio 250 osób. Obsadzone przez Hamas ministerstwo zdrowia enklawy twierdzi, że ok. 70 proc. z nich to kobiety i dzieci. Z kolei z analizy danych satelitarnych Copernicus Sentinel-1, przeprowadzonej przez Coreya Schera z City University of New York i Jamona Van Den Hoeka z Oregon State University, ekspertów w dziedzinie mapowania zniszczeń wojennych, wynika, że izraelska ofensywa prawdopodobnie uszkodziła lub zniszczyła ponad dwie trzecie wszystkich budynków w północnej Gazie i jedną czwartą w południowej części enklawy. Obejmuje to dziesiątki tysięcy domów, a także szkoły, szpitale, meczety i sklepy.

Po trzech miesiącach walk izraelskie wojsko kontroluje większość północnej części enklawy. Tamtejsze bataliony Hamasu zostały rozbite, choć nadal funkcjonują grupy oporu. Inaczej wygląda sytuacja na południu, gdzie przebywają przesiedleni z północy Palestyńczycy. Z szacunków ONZ wynika, że 1,9 mln z 2,2 mln mieszkańców enklawy zostało zmuszonych do opuszczenia domów. Jeśli się weźmie pod uwagę to, że gnieżdżą się oni na coraz mniejszym skrawku ziemi, bojownikom Hamasu łatwiej jest się wśród nich ukryć. Eliminacja Hamasu była tymczasem najważniejszym celem Izraela. Władze twierdzą, że zabiły ok. 7 tys. bojowników z szacowanych 30–40 tys., zniszczyły należące do organizacji obiekty i setki szybów tunelowych.

System zbudowanych przez organizację podziemnych tuneli okazał się jednym z największych wyzwań stojących przed Siłami Obrony Izraela (IDF). „Times of Israel” pisze, że sieć może mieć nawet 725 km długości, znacznie więcej, niż zakładano przed 7 października, gdy Hamas zaatakował Izrael. Źródła dziennika wskazują, że przed wojną IDF często potrzebowały roku na wykrycie pojedynczego tunelu. Teraz są w stanie zrobić to znacznie szybciej ze względu na zasoby danych wywiadowczych zebrane w Strefie Gazy podczas kampanii lądowej. Tyle że Izraelczykom nie udało się na razie osiągnąć podstawowych założeń taktycznych. Wojsko nie schwytało jeszcze przywódców Hamasu, w tym Jahji as-Sinwara, szefa bojówki w enklawie. – Podczas ofensywy izraelscy żołnierze będą się starali w pierwszej kolejności zabić as-Sinwara – mówił jesienią rzecznik IDF Richard Hecht. Z doniesień „Times of Israel” wynika, że poszukiwania as-Sinwara trwają obecnie w tunelach pod Chan Junus.

Problemem jest także kwestia zakładników. Ich uwolnienie było – obok zlikwidowania Hamasu – nadrzędnym celem państwa żydowskiego. 7 października do niewoli bojowników trafiło ok. 250 osób. Z szacunków Izraela wynika, że ok. 132 nadal przebywa w Strefie Gazy. Wśród zakładników są także obywatele Polski, choć trudno oszacować ich liczbę. Choćby dlatego, że bliscy zakładników, którzy mają polskie korzenie, starają się dziś takie obywatelstwo udokumentować. – Takim procesom sprzyja sam Izrael, któremu zależy na umiędzynarodowieniu sprawy. Wychodzi on z założenia, że im więcej wśród zakładników będzie osób z obcymi paszportami, tym lepiej dla sprawy – mówi nam strona rządowa. Zalążek nadziei pojawił się w listopadzie 2023 r., kiedy wynegocjowano tygodniową przerwę humanitarną w Strefie Gazy, w ramach której w zamian za Palestyńczyków przetrzymywanych w izraelskich więzieniach uwolniono 105 cywilów.

Dziś większość Izraelczyków, bo aż 56 proc., uważa jednak, że najlepszym sposobem na ich uwolnienie jest kontynuowanie intensywnych walk – wynika ze styczniowego sondażu Instytutu Izraelskiej Demokracji. Zaledwie 24 proc. wierzy, że należałoby wznowić proces wymiany zakładników. Z dylematem tym mierzą się członkowie utworzonego na czas wojny rządu jedności narodowej. Problem w tym, że jedności w jego szeregach brakuje. Beni Ganc, który przed wojną stał w opozycji do rządu Binjamina Netanjahu, a po ataku Hamasu zgodził się zasiąść w rządzie jedności, naciska na rozpoczęcie rozmów z Hamasem w celu sprowadzenia do domu przetrzymywanych w enklawie Izraelczyków. Ale Netanjahu i Galant twierdzą, że tylko utrzymanie presji militarnej zmusi Hamas do ustępstw.

Członkowie gabinetu prezentują też rozbieżne stanowiska w sprawie przyszłości Strefy Gazy. Galant powiedział w poniedziałek, że utrzymujące się w politycznych kręgach niezdecydowanie co do tego, kto powinien wziąć odpowiedzialność za powojenną odbudowę enklawy i zarządzanie nią, zaszkodzi kampanii wojskowej. W planie, który przedstawił w tym miesiącu, wezwał do utworzenia palestyńskiego samorządu wielonarodowej grupy zadaniowej kierowanej przez Stany Zjednoczone, która miałaby nadzorować odbudowę Strefy. USA chcą, by władzę przejęła z pomocą państw arabskich zrewitalizowana Autonomia Palestyńska, administrująca dziś na Zachodnim Brzegu. Ale Netanjahu, który znajduje się pod presją skrajnie prawicowych partnerów koalicyjnych, sprzeciwiających się rozszerzeniu wpływów Autonomii na Strefę Gazy, jak dotąd nie przedstawił planów na przyszłość. ©℗

W rządzie Izraela nie ma zgody co do tego, co zrobić z Gazą po wojnie