Dołączenie do BRICS ma na celu zastraszenie Amerykanów bardziej niż faktyczne wykorzystanie tego, co sojusz ma do zaoferowania - mówi Sami Hamdi ekspert ds. Bliskiego Wschodu i dyrektor zarządzający w The International Interest.

Na początku stycznia grupa BRICS (Brazylia, Rosja, Indie, Chiny, RPA) rozszerzyła się o pięciu nowych członków. Wśród nich znalazła się Arabia Saudyjska, niegdyś uważana za kluczowego sojusznika Stanów Zjednoczonych na Bliskim Wschodzie. Dlaczego Saudyjczycy zdecydowali się na taki ruch, biorąc pod uwagę, że BRICS pozycjonuje się dziś jako alternatywa dla zdominowanego przez Waszyngton i jego zachodnich partnerów świata?
ikona lupy />
Sami Hamdi ekspert ds. Bliskiego Wschodu i dyrektor zarządzający w The International Interest / Materiały prasowe / fot. mat. prasowe

Ten ruch był Arabii Saudyjskiej potrzebny. Przede wszystkim dlatego, że władze kraju postrzegają członkostwo w BRICS jako część strategii dywersyfikacji swoich sojuszników w świetle utrzymującego się antagonizmu ze strony Stanów Zjednoczonych. Szczególnie że dochodzi do niego w czasie, kiedy królestwo jest coraz bardziej zdesperowane, by uniezależnić swoją gospodarkę od produkcji ropy naftowej i wzmocnić inne gałęzie przemysłu. Pierwotny plan zakładał, że Saudyjczycy otrzymają w tym zakresie duże wsparcie ze strony Amerykanów. Ale stosunek tamtejszej administracji sprawił, że inwestycje się nie pojawiły. Dywersyfikacja sojuszy była więc kuszącą opcją. Członkostwo w BRICS jest więc ważne, bo pokazuje, że jeśli Stany Zjednoczone będą kontynuować swoją politykę wobec Rijadu, ten odsunie się od Waszyngtonu na dobre. Jednocześnie nie jest to posunięcie radykalne. Arabia Saudyjska wciąż ma nadzieję, że stosunki z USA poprawią się. Zwłaszcza jeśli do władzy wróci Donald Trump. Władze kraju wierzą, że Amerykanie będą wtedy głównym źródłem wsparcia dla realizacji Wizji 2030. Wcale nie chcą, żeby była to Rosja czy Chiny. Książę Muhammad ibn Salman, de facto przywódca królestwa, często wspominał, że w Arabii Saudyjskiej chce zbudować Miami, a nie Szanghaj czy Moskwę.

Członkostwo ma czysto amerykański wymiar? Saudyjczycy nie chcą realizować w BRICS również innych celów?

To wiadomość dla Amerykanów. Jeśli Waszyngton będzie kontynuował swoją antagonistyczną politykę wobec księcia ibn Salmana i wykazywał się rezerwą wobec Wizji 2030, utrudniając jednocześnie ściągnięcie do kraju niezbędnych inwestycji, to saudyjski przywódca będzie zmuszony do pełnego przerzucenia się na współpracę z innymi graczami. Myślę, że w tym momencie dołączenie do BRICS ma na celu bardziej zastraszenie Amerykanów niż faktyczne wykorzystanie tego, co BRICS ma do zaoferowania. Jest to kolejny etap eskalacji między Arabią Saudyjską a USA. Saudyjczycy zdążyli zaprosić już przywódcę Chin Xi Jinpinga do Rijadu i ukarać prezydenta Joego Bidena cięciem produkcji ropy przed wyborami śródterminowymi. Teraz wchodzą na kolejny etap.

Czy skutkiem ubocznym nie będzie jednak znaczące zbliżenie na linii Rijad‒Pekin‒Moskwa? Zarówno Chiny, jak i Rosja chcą przecież wzmocnić swoje wpływy na Bliskim Wschodzie.

Tak, ale z perspektywy Rijadu stosunki z Chinami i Rosją są ograniczone pod względem kontraktów, jakie Saudyjczycy oferują tym krajom. Zjednoczone Emiraty Arabskie wycofały się niedawno z niektórych kontraktów z Chinami. Doszło do tego pod naciskiem Amerykanów. Nie jest to więc nic stałego. Dla Saudyjczyków to jest dźwignia, którą wykorzystują do wypracowania korzystnych dla siebie relacji z USA. Zdają sobie sprawę, że jeśli posuną się za daleko w swoich relacjach z Rosją i Chinami, mogą być podatni na odwet ze strony USA. Na przykład sankcje. Widzieliśmy już, że ZEA zostały w zeszłym roku umieszczone przez Waszyngton na szarej liście za pranie brudnych pieniędzy, co ZEA uznały za zemstę ze strony Amerykanów. Jeśli chodzi więc o nawiązanie bliższych stosunków z Chinami czy Rosją, myślę, że będzie to ograniczone do stopnia, w którym Saudyjczycy zbliżą się tylko na tyle, by zaniepokoić Amerykanów, ale nie na tyle blisko, by ich przerazić.

Do BRICS dołączył też Iran. Do niedawna oba państwa pozostawały w konflikcie. Choć zgodziły się załagodzić spór za pośrednictwem Chin na początku ubiegłego roku, to trudno byłoby uznać je za sojuszników.

Oba państwa należą też od dawna do kartelu OPEC. Mimo istniejącego między nimi konfliktu działał on bez przeszkód. Rijad i Teheran udowodniły, że spór nie przekłada się na współpracę w kwestiach tak ważnych jak np. ropa. Jeśli ich relacje się nie poprawią, w BRICS będzie podobnie. ©℗

Rozmawiała Karolina Wójcicka