Zmiana polityki wobec Węgier, które de facto siedzą okrakiem między osią satrapii (Chiny, Rosja, Białoruś) a światem Zachodu – może dać Polsce korzyść w relacjach z Kijowem. Tusk w zamian za dociskanie Węgier może zażądać od Ukrainy ustępstw w dziedzinie rolnictwa czy usług.

Dysponowanie KPO i Funduszem Spójności jako zasobem politycznym mówi niemal wszystko o tym, jak Komisja Europejska traktuje kwestię pieniędzy. Węgry mogą liczyć na odmrożenie miliardów euro z UE. Ale nie jest to „nagroda” za przynajmniej częściowy powrót do praworządności czy deoligarchizację państwa. Pieniądze dla Viktora Orbán (gra o 30 mld euro) są elementem transakcji i zapłatą za rozwodnienie weta na forum UE w sprawie funduszy dla Ukrainy i zliberalizowanie stanowiska Budapesztu w kwestii integracji Ukrainy z UE.

Polska z kolei uzyska część pieniędzy z KPO (Donald Tusk z trybuny Sejmu mówił o „miliardach”) za sam fakt zmiany rządu w Warszawie. Niejako akonto. Niezależnie od tego, że Trybunał Konstytucyjny orzekł właśnie o niekonstytucyjności ustawy o Sądzie Najwyższym zaskarżonej przez prezydenta, której wejście w życie miało otworzyć drogę do KPO. Więc formalnie kwestia ustawy o SN, która miała spełnić jeden z kamieni milowych, nie została ruszona. Paradoksalnie dla Tuska ta decyzja może być jednak korzystna. Będzie mógł pokazać w Brukseli, że trybunał zrobił wbrew niemu, więc trzeba zmienić kamienie milowe.

Niemniej, gdy w PiS pojawił się pomysł, by spróbować transakcji: „francuski atom dla Polski w zamian za poparcie przy odblokowywaniu pieniędzy z KPO”, uznano to za tani targ i trumpizm. Gdy Węgry dostają swoje kwoty, handlując Ukrainą, jest to uznawane za część funkcjonowania unijnej gry dyplomatycznej. Zresztą popieranej przez Berlin i Paryż. Skoro tak jest i skoro pieniądze unijne oraz regulacje praworządnościowe są elementem swoistej transakcyjności, należy zadać pytanie: czy i jak nowe władze w Warszawie mogą to wykorzystać? Chodzi tu przede wszystkim o Węgry i zmianę stanowiska w sprawie blokowania np. postępowania w ramach – zapomnianego nieco – art. 7 przeciw Budapesztowi. Do tej pory było jasne, że układ Zjednoczona Prawica w Warszawie i Fidesz w Budapeszcie to podwójna garda przed Komisją Europejską. UE nie miała możliwości skorzystania z zapisów art. 7, bo wymagają one jednomyślności. Czy jednak Donald Tusk będzie chciał ten układ kontynuować? Podczas exposé jednoznacznie mówił o powrocie do mainstreamu unijnego. Jednocześnie, choć to PiS chciał robić Budapeszt w Warszawie, to akurat Tuska łączyły z Orbánem dobre relacje, nawet wtedy, gdy znalazł się na cenzurowanym w EPP.

Na pewno zmiana polityki wobec Węgier, które de facto siedzą okrakiem między osią satrapii (Chiny, Rosja, Białoruś) a światem Zachodu – może dać Polsce korzyść w relacjach z Kijowem. Tusk w zamian za dociskanie Węgier może zażądać od Ukrainy ustępstw w dziedzinie rolnictwa czy usług. Chodzi o utrzymanie embarga na dostęp ukraińskich produktów rolnych do polskiego rynku tylko pod inną nazwą – jako kaucje i pozwolenia – przy zachowaniu tranzytu tych produktów. W kwestii usług chodzi o korzystne przenegocjowanie umowy KE-Kijów w kwestii logistyki i przywrócenie czegoś, co byłoby odpowiednikiem funkcjonujących przed wojną kwotowych pozwoleń na wjazd ukraińskich tirów na teren UE. W ten sposób Polska weszłaby w relacjach z Kijowem na inny poziom. Z uregulowanymi za „prawilność rządu Tuska” relacjami z UE nie jest już łatwym obiektem ataku dla ukraińskiej dyplomacji w Brukseli. Również zmiana retoryki Tuska nie pozwala wrzucić Polski (Polski, a nie PiS) do jednego worka z Rosją, jak zrobił to Wołodymyr Zełenski w ONZ jesienią ub.r. (ten argument zresztą już nie działa, czego dowodem jest stanowisko republikanów w USA wobec Kijowa). Z narzędziem w postaci prawa głosu przy decydowaniu o art. 7 wobec Węgier Warszawa zyskuje z kolei w oczach Kijowa sprawczość.

Jest przy tym pewne ryzyko. Nowym wspomagającym Orbána może się stać słowacki populista Robert Fico. Ale tu kwestie nie są tak oczywiste. Słowacja ma swoje zaszłości z myślącym o Węgrzech w kategoriach państwa sprzed Trianon premierem.

Komisja Europejska, traktując KPO i fundusze strukturalne przedmiotowo, dała Polsce do ręki kilka istotnych argumentów. Zdjęcie z pojęcia transakcyjności pewnych irytujących poprawności politycznych Warszawie może przynieść realne korzyści. Jeśli rząd nie będzie uprawiał dyplomacji dla zdjęcia z bohaterem wojennym Wołodymyrem „Mahatmą” Zełenskim, tylko wprowadzi do dyskusji pojęcie różnic w interesach gospodarczych między Polską a Ukrainą i zacznie o te interesy sprawnie zabiegać, jest szansa na ukształtowanie relacji z Kijowem na realnych podstawach. Może to być nawet polityka niegasnącej miłości, którą nowy premier zna przecież doskonale. Oby tylko na końcu zgadzał się polski bilans zysków i strat. ©℗

Zobacz też: Minister obiecuje podwyżki i apeluje ws. prac domowych. Jest odpowiedź ZNP