Władze Wenezueli ogłosiły sukces referendum, które może stać się podstawą do formalnej aneksji dwóch trzecich terytorium sąsiedniego kraju.

Pogróżki ze strony rządu w Caracas doprowadziły do eskalacji liczącego dwa wieki sporu terytorialnego. Jeśli prezydent Wenezueli Nicolás Maduro faktycznie rozkaże armii przekroczenie granicy z Gujaną, będzie to pierwsza wojna o terytorium na kontynencie amerykańskim od 1982 r. i argentyńsko-brytyjskiego konfliktu o Falklandy.

ikona lupy />
Prezydent Wenezueli Nicolás Maduro świętuje sukces plebiscytu / EPA/PAP / fot. Miguel Gutierrez/EFE/EPA/PAP

Urzędnicy podają, że twierdząco na zaproponowane pytania odpowiedziało w niedzielę 95 proc. głosujących. Władze postawiły pięć pytań, ale sam sposób ich sformułowania jasno sugerował, jakiej odpowiedzi oczekują. Pierwsze dotyczyło „odrzucenia przy użyciu wszystkich przewidzianych prawem środków linii granicznej podstępnie narzuconej przez werdykt arbitrażu paryskiego z 1899 r., który miał na celu pozbawienie nas naszej Gua yany Esequiby”. Termin ten jest używany przez Wenezuelczyków na określenie terenów Gujany, do których roszczą sobie prawa. Inne pytania dotyczą odrzucenia jurysdykcji Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości w sprawie sporu, nieuznania granicy na morzu, stworzenia stanu Gua yana Esequiba, przyznania jego mieszkańcom obywatelstwa oraz „inkorporacji stanu na mapach Wenezueli”. Aneksja została zadeklarowana nie wprost, a Maduro pozostawił sobie furtkę do rokowań; jedno z pytań dotyczyło uznania porozumienia z Genewy z 1966 r. jako podstawy do dalszych rozmów z Gujaną.

Układ sprzed 57 lat został zawarty przez Wenezuelę, Wielką Brytanię, do której wówczas należała Gujana, oraz kolonialny rząd Gujany Brytyjskiej, który trzy miesiące później został rządem niepodległego państwa. Porozumienie przewidywało, że strony znajdą rozwiązanie sporu na drodze pokojowej. Władze w Caracas utrzymują, że Genewa unieważniła wynik arbitrażu z 1899 r., który rozstrzygał poprzedni spór brytyjsko-wenezuelski. Tak zwana linia Roberta Schomburgka pozostawiała większość spornych terenów po stronie brytyjskiej. Gdy Gujana ogłosiła niepodległość, oba kraje przedłużały zawieszenie sporu, a w 2004 r. prezydent Hugo Chávez, mentor i poprzednik Madury, dzięki mediacji przywódcy Kuby Fidela Castro, który utrzymywał dobre relacje z obiema stronami, podczas wizyty w Georgetown, stolicy Gujany, ogłosił zakończenie konfliktu na podstawie realnie istniejącej granicy.

Sytuacja zmieniła się przed dekadą. Gdy Gujana odkryła ogromne złoża ropy, obecnie szacowane na 11 mld baryłek, Wenezuela przypomniała sobie o roszczeniach. Od początku lat 20. dochodziło do kolejnych incydentów granicznych. Gujana oddała sprawę do MTS, który w kwietniu tego roku uznał swoją jurysdykcję w tej sprawie. We wrześniu Georgetown wydało sześciu zachodnim spółkom licencję na wydobycie ropy na morzu, do którego pretensje ma Wenezuela. Maduro odpowiedział oskarżeniem Zachodu o neokolonializm i rozbudową infrastruktury wojskowej na gujańskiej granicy. Prezydent Gujany Irfaan Ali odparł, że jego kraj „nie odda ani cala”. Potencjały wojskowe obu krajów są jednak nieporównywalne. Gujana ma pod bronią 3 tys. ludzi, a cały kraj liczy niecałe 800 tys. mieszkańców. Wenezuelczyków jest 30 mln, a ich armia to 115 tys. żołnierzy.

Wenezuelę od 10 lat trawi kryzys gospodarczy i polityczny. Tymczasem Gujana dzięki złożom przeżywa złoty wiek. W 2022 r. PKB wzrósł tam o 58 proc. i był to trzeci rok dwucyfrowego wzrostu z rzędu. Dla Madury spór z sąsiadem to także sposób na odwrócenie uwagi od problemów. Zwłaszcza że opozycja nie może – i nie chce – sobie pozwolić na podważanie linii rządu w sprawie granicy. Koalicja największych partii opozycyjnych wezwała wyborców, by w sprawie plebiscytu zachowali się zgodnie z własnym sumieniem, choć jej kandydatka w przyszłorocznych wyborach prezydenckich María Machado poparła pomysł, by sprawę rozstrzygnął MTS. Inni politycy opozycji bardziej jednoznacznie poparli roszczenia do części Gujany i jedynie episkopat wezwał do pokojowego rozwiązania sporu.

„Referendum było próbą skupienia Wenezuelczyków wokół flagi, co jest najstarszą sztuczką z podręcznika tyranów, wykorzystywaną, gdy sprawy idą źle” – napisała w „Wall Street Journal” specjalizująca się w regionie Mary O’Grady. Jej zdaniem wiele może zależeć od reakcji Brazylii, Chin i Kuby, które utrzymują dobre relacje z oboma rządami i z różnych powodów nie chcą ataku na Gujanę. Rządzący w Brasílii Lula da Silva przedstawia się jako zwolennik pokojowego rozstrzygania sporów, Kuba liczy na wsparcie anglofońskich krajów basenu Morza Karaibskiego w ONZ, a Chiny – na dopuszczenie do eksploatacji gujańskich surowców. „Mimo tak szerokiego potępienia tego, co świat postrzega jako prowokowanie pokojowego sąsiada, byłoby niemądre, by nie doceniać desperacji rodzącej się w Caracas” – zastrzega O’Grady. ©℗