Izrael nie chce się przyznać, czy wydarzenia minionych dni świadczą o rozpoczęciu ofensywy lądowej. Według Iranu przekroczył już czerwone linie. Wątpliwości wobec planów rządu mają rodziny zakładników.

Po trzech tygodniach bombardowań Strefy Gazy wojska Izraela rozpoczynają kolejny etap walk. ‒ To nasza druga wojna o niepodległość ‒ powiedział w sobotnim przemówieniu premier Binjamin Netanjahu, próbując przekonać obywateli do obranej przez rząd strategii.

Przed weekendem Izrael wysłał na jej terytorium kontyngent wojskowy.

Tłumacząc, że odbywa się to w ramach przygotowań do zapowiadanej ofensywy lądowej. Władze kraju nie ujawniły jednak skali prowadzonych działań. Nie poinformowały, ile czołgów i ilu żołnierzy przekroczyło granicę. Wiadomo, że siły lądowe pozostały na terytorium enklawy i w sobotę kontynuowały tam walki z Hamasem. Rząd odmawia odpowiedzi na pytanie, czy posunięcia te oznaczają de facto rozpoczęcie inwazji lądowej. Woli działać po cichu.

Być może przedstawiciele administracji Netanjahu próbują w ten sposób uniknąć krytyki i dalszego rozlewu krwi. Na znak, że konflikt może się rozprzestrzenić na cały Bliski Wschód, prezydent Iranu Ebrahim Ra’isi napisał na portalu X (dawniej Twitter), że „Izrael przekroczył czerwone linie, co może zmusić wszystkich do podjęcia działań”.

Niezadowoleni zdają się być także Izraelczycy. Z opublikowanego w piątek na łamach dziennika „Maariv” sondażu wynika, że zaledwie 29 proc. obywateli popiera plan natychmiastowego przejścia do zakrojonej na szeroką skalę ofensywy lądowej. 49 proc. uznało, że „lepiej byłoby poczekać”. Wyniki te kontrastują z badaniem z 19 października, które wskazywało, że operację lądową popiera 65 proc. mieszkańców kraju. „Z rozkładu odpowiedzi wynika, że w społeczeństwie nie ma żadnego podziału ze względu na demografię czy przynależność do konkretnego obozu politycznego. Jest za to prawie pewne, że na zmianę opinii duży wpływ miała kwestia zakładników” ‒ pisze „Maariv”.

W miarę jak Izrael wkracza w kolejny etap swojej kampanii wojskowej, pojawiają się pytania, w jaki sposób rząd planuje zrównoważyć presję na ograniczenie ofiar wśród ludności cywilnej i uwolnienie zakładników z deklarowanym celem wyeliminowania Hamasu. ‒ Czy władze mają jakiś plan?

Nie wiemy ‒ mówił w sobotę Haim Rubinstein, rzecznik Forum Rodzin Zakładników i Zaginionych.

Netanjahu wskazywał w przemówieniu, że „w dużej mierze to właśnie los zakładników podyktował nasze obecne kroki”. I podkreślał, że rozszerzenie operacji naziemnych „nie koliduje” z możliwością ich odbicia. Bliscy uprowadzonych Izraelczyków pozostają sceptyczni. W ramach porozumienia wynegocjowanego przez Katar Hamas uwolnił dotychczas cztery osoby: matkę i córkę z amerykańskimi paszportami oraz dwie starsze kobiety. Po spotkaniu z Netanjahu przedstawiciele rodzin mówili izraelskim mediom, że wymiana wszystkich Palestyńczyków przetrzymywanych w izraelskich więzieniach w zamian za izraelskich zakładników spotkałaby się z poparciem opinii publicznej. Obawiają się bowiem, że kontynuacja ostrzałów i walk doprowadzi do śmierci więzionych Izraelczyków. ‒ Chcemy również zrozumieć, co wydarzyło się piątkowej nocy ‒ komentował Rubinstein, odnosząc się do wtargnięcia wojsk izraelskich na terytorium Strefy Gazy i zbombardowania 150 podziemnych celów Hamasu. W tym tuneli, w których mogą znajdować się zakładnicy.

Ale w piątek nasiliły się także ataki z powietrza. Na kręconych po stronie izraelskiej nagraniach, które zostały opublikowane w mediach społecznościowych, widać rozświetlające się co chwilę nad Gazą niebo.

Ministerstwo zdrowia w Gazie mówi, że liczba ofiar śmiertelnych przekroczyła już 8 tys. Informacje docierające z wewnątrz enklawy były jednak w ostatnich dniach ograniczone, bo ta została w piątkowy wieczór w dużym stopniu odcięta od sieci. Organizacje humanitarne i media informowały, że straciły kontakt ze współpracownikami na miejscu.

Palestyński Czerwony Półksiężyc wskazywał, że jest „głęboko zaniepokojony” swoją zdolnością do dalszego świadczenia usług medycznych czy możliwością wzywania karetek pogotowia przez mieszkańców.

W sprawę postanowił się zaangażować właściciel platformy X i firmy SpaceX Elon Musk, który ogłosił, że uruchomi w Strefie Gazy system łączności Starlink. Wcześniej na taki ruch zdecydował się w Ukrainie. Wsparciem miałyby zostać objęte wyłącznie „uznane na arenie międzynarodowej organizacje pomocowe”, jak agendy ONZ czy Lekarze bez Granic. To nie spodobało się jednak władzom Izraela. W odpowiedzi na zapowiedź Muska izraelski minister komunikacji Shlomo Karhi oświadczył: „Izrael użyje wszelkich dostępnych środków, by z tym walczyć. Hamas wykorzysta Starlink do działań terrorystycznych. Nie ma co do tego wątpliwości, my to wiemy i Musk to wie. Hamas to ISIS. Być może Musk byłby skłonny uwarunkować to uwolnieniem naszych uprowadzonych dzieci, synów, córek, osób starszych. Wszystkich! Do tego czasu moje biuro zerwie więzi ze Starlink”.

Choć wiele wskazuje na to, że dostęp do internetu został pod koniec weekendu przywrócony, to nie pierwszy raz, kiedy państwo żydowskie angażuje się w konflikt dotyczący wsparcia oferowanego Palestynie. W ubiegłym tygodniu ambasador Izraela przy ONZ Gilad Erdan wezwał do dymisji jej sekretarza generalnego Antonia Guterresa i ogłosił wycofanie wiz dla urzędników organizacji. To odpowiedź na przemowę Guterresa, w której zasugerował, że impulsem do brutalnego ataku Hamasu na Izrael z 7 października była przedłużająca się okupacja Palestyny przez państwo żydowskie. ©℗