Rząd w Pekinie walczy o powrót zagranicznych inwestorów. A ci uciekają z Państwa Środka ze względu na niepewną sytuację gospodarczą i napięcia w relacjach z Zachodem.

Rząd łagodzi rygorystyczne mechanizmy kontroli kapitału w dwóch kluczowych ośrodkach biznesowych. Zagraniczni inwestorzy w strefie wolnego handlu w Szanghaju – zarówno osoby fizyczne, jak i firmy –mogą teraz wysyłać swoje fundusze do i z Państwa Środka bez żadnych ograniczeń lub opóźnień – wynika z oświadczenia władz miasta opublikowanego pod koniec ubiegłego tygodnia (przepisy weszły w życie na początku września). Strefa wolnego handlu w Szanghaju jest jedną z największych w Chinach. To na jej terytorium mieści się fabryka Tesli i biura AstraZeneki czy HP. Wprowadzenie podobnych przepisów zaproponowały już władze Pekinu, zobowiązując się do ułatwienia transgranicznego przepływu pieniędzy.

Decyzje pojawiają się w czasie niekorzystnym dla chińskiej gospodarki. Ministerstwo handlu podało, że w pierwszych ośmiu miesiącach 2023 r. bezpośrednie inwestycje zagraniczne spadły o 5,1 proc. w ujęciu rocznym do 847,2 mld juanów (117 mld dol.). Resort utrzymuje, że spadek był spowodowany m.in. powolnym ożywieniem światowej gospodarki po pandemii koronawirusa. Ale międzynarodowy biznes obawia się przede wszystkim rosnącego ryzyka w drugiej największej gospodarce świata. Wartość juana oscyluje dziś wokół 7,3 względem dolara. To najgorszy wynik od kilkunastu lat.

Na sytuację wpływ ma m.in. kryzys na tamtejszym rynku nieruchomości.

Mimo że dane makroekonomiczne opublikowane we wrześniu przez Narodowe Biuro Statystyczne Chin wskazują na delikatne odbicie – np. produkcja przemysłowa wzrosła w sierpniu o 4,5 proc. w porównaniu z rokiem poprzednim (w lipcu było to 3,7 proc.) – spadające inwestycje w sektorze nieruchomości grożą dalszą destabilizacją gospodarki. A najwięksi chińscy deweloperzy toną w długach. Na przykład Evergrande ma do spłacenia 340 mld dol. Country Garden – największy deweloper na chińskim rynku nieruchomości – ok. 200 mld dol.

Na nastroje inwestorów wpływają także pogarszające się relacje na linii Chiny–Zachód. Choć i w tym przypadku władze Państwa Środka podejmują kroki zmierzające do deeskalacji napięć. Być może w listopadzie dojdzie do spotkania prezydenta Stanów Zjednoczonych Joego Bidena i chińskiego przywódcy Xi Jinpinga. Miałoby to się odbyć na marginesie szczytu APEC (luźnego układu integracyjnego dotyczącego współpracy gospodarczej krajów Azji i obrzeży Pacyfiku) w San Francisco. W połowie września na Malcie spotkali się zresztą doradca Białego Domu ds. bezpieczeństwa narodowego Jake Sullivan i minister spraw zagranicznych Chin Wang Yi.

Ministerstwo spraw zagranicznych ChRL stwierdziło, że politycy przeprowadzili „szczere, merytoryczne i konstruktywne rozmowy mające na celu ustabilizowanie i poprawę wzajemnych stosunków”.

A jest o co walczyć. Bo tegoroczny raport Europejskiej Izby Handlowej w Chinach wykazał, że 11 proc. ankietowanych europejskich przedsiębiorstw przeniosło już inwestycje z Chin, podczas gdy 22 proc. zdecydowało się lub rozważa taką zmianę. Po raz pierwszy od 2016 r. mniej niż połowa respondentów planowała rozszerzyć swoją działalność w Chinach. Z kolei amerykańska Izba Handlowa w Chinach informowała w tym roku, że 12 proc. ankietowanych przez nią przedsiębiorstw z USA rozważało przeniesienie swojej działalności poza ChRL. Kolejne 12 proc. już to zrobiło. Część korporacji decyduje się również na strategię „Chiny plus”. Na przykład Apple i Intel przyszłe inwestycje zaplanowały w innych miejscach, w tym w Indiach i państwach Azji Południowo-Wschodniej, jednocześnie utrzymując swoje zakłady produkcyjne w Chinach.

W ubiegły poniedziałek Ludowy Bank Chin zorganizował spotkanie z przedstawicielami czołowych zachodnich przedsiębiorstw, w tym JP Morgan i BNP Paribas, zobowiązując się do dalszego otwarcia branży finansowej i „optymalizacji” środowiska operacyjnego dla firm zagranicznych. W marcu o podobnych planach mówił już premier Li Qiang. Obiecywał „niezachwianie trzymać się zasady otwarcia, niezależnie od sytuacji na arenie międzynarodowej”. Z informacji Bloomberga wynika, że władze kraju rozważają m.in. wprowadzenie zmian w prawie w celu zwiększenia zagranicznego udziału w akcjach notowanych w Szanghaju, Shenzhen i Pekinie. Obecnie Chiny ograniczają całkowity udział zagranicznych akcjonariuszy w lokalnie notowanych firmach do 30 proc., a pojedynczy zagraniczny akcjonariusz podlega limitowi 10 proc. Plany te wciąż są jednak na wczesnym etapie. Szczegóły – np. decyzja o nowych limitach – nie zostały jeszcze ustalone. ©℗