Prezydent Węgier odwiedziła w minionym tygodniu Ukrainę i była to jej druga wizyta od początku rosyjskiej agresji. Tym razem celem podróży był udział w posiedzeniu Platformy Krymskiej. Prezydent Węgier przywiozła na spotkanie z Wołodymyrem Zełenskim ważną zapowiedź dotyczącą nawiązania relacji na poziomie prezydenckim. Tych od lat bowiem nie było, nie tylko za jej prezydentury, lecz także za czasów prezydenta Jánosa Ádera (nawet wówczas, gdy prezydentem Ukrainy był Petro Poroszenko).

Katalin Novák zadeklarowała również powstanie nowego dokumentu dotyczącego relacji węgiersko-ukraińskich (obecny podpisano w grudniu 1991 r.) i zapowiedziała zaangażowanie Budapesztu w zaproponowaną przez Ukrainę formułę pokojową. Warte odnotowania jest też to, że prezydent Węgier jasno wyartykułowała, że integralność terytorialna Ukrainy zawiera także kontrolę nad Krymem. Jednocześnie nie poinformowała, czy Budapeszt dołączy do państw G7, stając się jednocześnie gwarantem bezpieczeństwa Ukrainy, co uczyniły inne państwa regionu.

Z perspektywy Węgier ważnym zapewnieniem była deklaracja osiągnięcia porozumienia w sprawie mniejszości węgierskiej w obwodzie zakarpackim. Zamieszkuje go węgierska diaspora, która przed wojną była szacowana na 150 tys. osób. Obecnie liczba ta jest prawdopodobnie mniejsza nawet o połowę. W największej mierze to właśnie kwestie związane z prawami mniejszości węgierskiej leżą u podstaw trwającego od lat konfliktu pomiędzy Kijowem a Budapesztem. Strona węgierska uważa, że działania ustawodawcze Ukraińców prowadzą do dyskryminacji zakarpackich Węgrów.

Opozycyjny dziennik „Népszava”, komentując wizytę prezydent w Ukrainie, napisał, że Novák prowadziła „węgierską dyplomację uśmiechu”. Rzecz bowiem w tym, że chociaż prezydent wykonała ważny gest, to w kwestiach oceny wojny jej podejście nie różni się w niczym od rządowego – domaga się natychmiastowego zakończenia wojny, nie godzi na dostawy broni Ukrainie, a nawet jej tranzyt przez Węgry.

Czy zatem wizytę prezydent Węgier w Kijowie można uznać za przełom? Z huraoptymizmem warto zaczekać. Prorządowa prasa bardzo wyraźnie wskazała, że propozycje Węgier dla Ukrainy pochodzą wprost z pałacu prezydenckiego. Żadna zmiana nie nastąpi bowiem tak długo, jak nie zostanie autoryzowana przez premiera oraz szefa węgierskiej dyplomacji. A zarówno Orbán, jak i Szijjártó do propozycji prezydent Novák się nie odnieśli.

Rząd Węgier uzależnia swoje poparcie dla kolejnych pakietów finansowych dla Ukrainy od usunięcia z tzw. listy hańby – podmiotów finansujących wojnę – państwowego banku OTP. Trafił on na listę przygotowywaną przez ukraińskie władze z uwagi na niezakończenie działalności w Rosji. Według strony ukraińskiej bank proponował m.in. preferencyjne warunki spłat kredytów dla żołnierzy rosyjskich oraz ich rodzin.

Węgiersko-ukraińskie pojednanie nie będzie możliwie również do momentu, w którym sympatyzujące z rządem media (zarówno państwowe, jak i prywatne) nie porzucą antyukraińskiej narracji. Tylko w ostatnich dniach można było przeczytać m.in., że prezydent Ukrainy zniszczył demokrację, bowiem podpisał decyzję parlamentu wydłużającą stan wojenny. Tym samym uniemożliwił przeprowadzenie wyborów prezydenckich. Dziennikarz „Magyar Nemzet” pisał także, że Zełenski zdelegalizował część ugrupowań politycznych – przy okazji przemilczał, że chodziło o te prorosyjskie.

Z kolei powiązany z prorządowym think tankiem George Spöttle udał się do Mariupola. W trakcie rozmowy prowadzonej w prorosyjskim, węgierskim portalu „Ultrahang” Spöttle stwierdził, że „nikt nie zajmuje się ofiarami w Doniecku, które ginęły przez ostatnie 9 lat, bowiem żałuje się tylko Ukrainy. Tymczasem wojna nie wybuchła, bo Putin jej chciał, tylko dlatego, że prezydent nie mógł już dalej pozwalać, by ginęli w Doniecku ludzie”. Spöttle do Mariupola udał się w podróży powrotnej z konferencji bezpieczeństwa w Moskwie (organizuje ją rosyjski MSZ).

Podsumowując: gest Katalin Novák pod wieloma względami jest czymś przełomowym. Trzeba jednak pamiętać, że kształtowanie polityki zagranicznej na Węgrzech jest domeną rządu, a nie prezydenta. Do momentu, w którym Orbán nie uzna propozycji swojej byłej najbliższej współpracownik za swoje, o żadnym nowym otwarciu w relacjach węgiersko-ukraińskim nie będzie mowy. ©℗