Andrzejowi Dudzie nie udało się przekonać liderów ważnych państw zachodnioeuropejskich do wspólnej wizyty nad Dnieprem.

Prezydenci Polski i Litwy Andrzej Duda i Gitanas Nausėda odbyli wczoraj niezapowiedzianą wizytę w Kijowie. – Przyjechałem z jednym przekazem: miejsce Ukrainy jest w NATO – mówił Nausėda. Oprócz zbliżającego się szczytu Sojuszu w Wilnie politycy rozmawiali z prezydentem Wołodymyrem Zełenskim o trwającej kontrofensywie. Władze w Kijowie przyznają, że działania zaczepne nie idą tak szybko, jak planowano, choć zapewniają też, że nie wszystkie przygotowane w tym celu rezerwy zostały już rzucone na front.

Pierwotny pomysł był znacznie bardziej ambitny. Duda i Nausėda mieli się udać do Kijowa m.in. z premierami Wielkiej Brytanii Rishim Sunakiem i Włoch Giorgią Meloni oraz prezydentem Francji Emmanuelem Macronem, gromadząc w ten sposób zwolenników podjęcia na szczycie 11–12 lipca ambitnych decyzji związanych z otwarciem przed Ukrainą drzwi do przyszłego członkostwa w NATO. Jak wynika z ustaleń DGP, starania Warszawy o zorganizowanie wyjazdu w tak szerokim formacie zakończyły się niepowodzeniem. W podobnych okolicznościach nie wypalił niedawny pomysł zaproszenia Zełenskiego na czerwcowy szczyt trójkąta weimarskiego z udziałem Dudy, Macrona i kanclerza Niemiec Olafa Scholza. Tamtą koncepcję utrącił Berlin. Wyjazd nad Dniepr odbył się więc w sprawdzonym lubelskim formacie. Duda i Nausėda byli razem w Kijowie 23 lutego 2022 r., w przeddzień rosyjskiej inwazji. Jako pierwsi byli również w Buczy, tuż po jej wyzwoleniu w kwietniu ub.r., a w styczniu tego roku odwiedzili Lwów. Tym razem pretekstem do wizyty była rocznica przyjęcia ukraińskiej konstytucji.

Delegacje Litwy i Polski wracały z Hagi z poniedziałkowych konsultacji przedszczytowych, w których wzięli udział także sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg, prezydent Rumunii Klaus Iohannis oraz premierzy Albanii Edi Rama, Belgii Alexander De Croo, Holandii Mark Rutte oraz Norwegii Jonas Gahr Støre. Kolejną okazją do rozmów w gronie głów państw i rządów będzie rozpoczynający się dzisiaj szczyt Unii Europejskiej. „W chwili, gdy ruszyła ukraińska kontrofensywa, prezydenci Polski i Litwy chcą właśnie z Kijowa wysłać jasny sygnał solidarności i niezachwianego wsparcia” – zapowiadała Kancelaria Prezydenta. Przez kolejne dwa tygodnie będą się ważyć losy perspektywy członkostwa Ukrainy. Polska i kraje bałtyckie chciałyby, by Kijów stał się członkiem Sojuszu od razu po zakończeniu wojny. Władze Ukrainy także zgłaszają oczekiwanie, że w Wilnie otrzymają formalne zaproszenie do Sojuszu, choć z biegiem dni szanse na taki rozwój sytuacji maleją.

– NATO to jedyne działające gwarancje bezpieczeństwa – mówił w opublikowanej w poniedziałek rozmowie z DGP szef estońskiej dyplomacji Margus Tsahkna. – Pracujemy z sojusznikami nad znalezieniem przed szczytem odpowiednich sformułowań, które pozwolą wysłać Ukrainie jasny sygnał, co z jej członkostwem i jakie będą kolejne kroki do jego uzyskania. Problem polega na tym, że poczekalnia przed wejściem do NATO jest najniebezpieczniejszym miejscem dla sąsiadów Rosji – dodawał. W gronie państw Sojuszu rośnie poparcie dla zaproszenia Kijowa do NATO – nawet wśród tradycyjnie sceptycznych Francuzów czy Niemców – ale wciąż brakuje wymaganego konsensusu. Nastroje studzą nawet Amerykanie; prezydent Joe Biden zapowiedział, że nie da Ukrainie przyspieszonej ścieżki do akcesji. Ale w Wilnie może zapaść decyzja o innym ułatwieniu: rezygnacji z konieczności zrealizowania planu działań na rzecz członkostwa, czyli potencjalnego powtórzenia drogi Finlandii i Szwecji. – Czasem lepiej zrobić przynajmniej mały krok, niż nie zrobić nic – mówiła DGP Greta Tučkutė, wiceminister obrony Litwy.

Szczyt odbędzie się w warunkach rozpoczętej już kontrofensywy. Choć Ukraińcy stopniowo wypierają Rosjan z zajętych terenów na pograniczu obwodów donieckiego i zaporoskiego, Zełenski przyznał w rozmowie z BBC, że postępy są „wolniejsze, niż by się chciało”. – Niektórzy sądzą, że to hollywoodzki film, i oczekują natychmiastowych rezultatów. A to nie tak. Czego by nie oczekiwano, próbując nawet wywierać na nas presję, z całym szacunkiem, ale będziemy działać na polu walki tak, jak uważamy za potrzebne – mówił prezydent. Rosyjscy prokremlowscy eksperci triumfują, że kontrofensywa nie okazała się tak skuteczna, jak obawiała się Moskwa. Ale z Ukrainy płyną sygnały, że główne uderzenie dopiero przed nami. – Gdy się zacznie, wszyscy to zobaczycie – powiedział wczorajszemu „Financial Timesowi” minister obrony Ołeksij Reznikow. I dodał, że większość brygad sformowanych w tym celu nie została jeszcze rzucona na front i nie wszystkie sukcesy są na bieżąco ogłaszane. Potwierdzałyby to wtorkowe słowa brytyjskiego ministra obrony Bena Wallace’a, według którego od początku kontrofensywy Ukraińcy odbili 300 km kw., czyli dwa razy więcej, niż podaje Kijów.

Na Zachodzie pojawiają się głosy, że po kontrofensywie należałoby wrócić do rozmów pokojowych. Ich poprzednie rundy, zorganizowane w lutym i marcu 2022 r. na Białorusi i w Turcji, zakończyły się fiaskiem po odkryciu masowych zbrodni w obwodzie kijowskim. Władze Ukrainy i Rosji publicznie odrzucają podobne pomysły, mając nadzieję na sukces na polu bitwy. Kijów dowodzi, że zawieszenie broni da Moskwie czas na zebranie sił i ponowne uderzenie. Tymczasem w kwietniowym wydaniu „Foreign Affairs” Richard Haass i Charles Kupchan z amerykańskiego Council on Foreign Relations dowodzili, że czas na rokowania nastanie po obecnej kontrofensywie. Rozejm miałby być gwarantowany także przez wpływowe kraje spoza Zachodu, jak Chiny czy Indie. W sobotę w Kopenhadze odbyło się nieformalne spotkanie przedstawicieli ważnych państw świata. Doradca prezydenta Brazylii Celso Amorim mówił potem, że rozmawiano o „próbie rozpoczęcia rozmów pokojowych”. Z punktu widzenia Kijowa miał to być krok do zorganizowania szczytu opartego na formule Zełenskiego, przewidującej wycofanie Rosjan z terenów okupowanych. Ukraina odrzuca jakiekolwiek pomysły, które prowadziłyby do zamrożenia konfliktu. ©℗