W niedzielę Grecy po raz drugi w ciągu miesiąca pójdą do wyborów. Rządząca do maja konserwatywna Nowa Demokracja wciąż jest na czele sondaży i pozostaje niemal pewna zwycięstwa.

Rządzącej w poprzedniej kadencji Nowej Demokracji (ND) nie udało się sformować koalicji po majowych wyborach, więc w niedzielę Grecy zdecydują o kształcie nowego parlamentu po raz drugi, zgodnie z nową ordynacją, która przewiduje premię dla zwycięzcy. Wybory odbywają się w cieniu tragedii statku, który zatonął u greckich wybrzeży wraz z co najmniej 78 migrantami. Ateny są krytykowane przez organizacje pozarządowe, a incydent miał miejsce w samym środku unijnej dyskusji o przyszłej polityce migracyjnej. Jej zręby, zakładające mechanizm solidarnościowego przyjmowania lub finansowania migrantów, zostały już przyjęte. Greccy politycy po tragedii przerwali na kilka dni kampanię wyborczą.

Ministrowie państw członkowskich przyjęli już tzw. ogólne podejście do nowej polityki migracyjnej, zgodnie z którym państwo będące w sytuacji kryzysowej może zwrócić się do innego kraju z oczekiwaniem przejęcia części przybyszów. Różnica w stosunku do poprzedniego mechanizmu jest taka, że relokacja nie będzie obowiązkowa, ale w razie odmowy przyjęcia grupy ludzi dany kraj będzie musiał zapłacić ekwiwalent finansowy. Wobec tej propozycji protestowały Czechy, Polska i Węgry, oceniając, że w istocie jest to wciąż mechanizm przymusowej relokacji, a nie solidarności z państwami najbardziej obciążonymi ruchem migracyjnym, wśród których znajdują się przede wszystkim Grecja i Włochy.

Po tragedii łodzi rybackiej, która zatonęła w okolicach miasta Pylos, Grecja nie ma w Brukseli najlepszej prasy. Według AFP na pokładzie mogło być nawet 750 migrantów, z kolei według Międzynarodowej Organizacji ds. Migracji ONZ – 400 osób. Ponad 100 udało się uratować, ale los większości pozostaje nieznany. Przedstawiciele greckich władz zapewniają, że po dostrzeżeniu łodzi prawie 100 km od wybrzeża zwracali się z pytaniem o pomoc, ale operator statku odmawiał, twierdząc, że płynie do Włoch. Wyjaśnienia te nie przekonały lewicowych aktywistów, którzy pod koniec minionego tygodnia demonstrowali w Atenach i Salonikach przeciwko nowej polityce migracyjnej UE.

Lewicowy premier Grecji w latach 2015–2019 Aleksis Tsipras w trakcie demonstracji w mocnych słowach ocenił, że unijne podejście do migracji „zamienia nasze morza w wodne groby”. Jednak w rozmowach z Brukselą ten incydent może stanowić kolejny argument dla państw południa Europy. Tym bardziej że mimo krytyki Brukseli, płynącej wobec rządzącego do niedawna gabinetu lidera ND Kiriakosa Mitsotakisa za zawracanie migrantów i stosowanie nielegalnych push-backów, grecka strategia budowy murów i wzmacniania granic zewnętrznych jest realizacją najważniejszych założeń powstającego Paktu o migracji i azylu. Taka wizja polityki będzie najpewniej kontynuowana mimo protestów, pod warunkiem że ND uda się wygrać niedzielne wybory.

W maju konserwatystom zabrakło pięciu mandatów do uzyskania większości, którą w greckim parlamencie stanowi 151 posłów. Notowania partii Mitsotakisa, podobnie jak największego ugrupowania opozycyjnego, Koalicji Radykalnej Lewicy, od maja nie drgnęły, choć trzeba zaznaczyć, że ostatnie sondaże zostały przeprowadzone jeszcze przed tragedią statku z migrantami. Politycy nie mieli w ostatnich dniach zbyt dużych szans na dotarcie z programem do wyborców ze względu na powodzie, które przetoczyły się przez kraj, powodując największe zniszczenia na Krecie, a także w kilku popularnych kurortach. W tym tygodniu partie mają jednak wrócić do prowadzenia kampanii, mierząc się nie tylko z oczekiwanym wsparciem dla powodzian, ale przede wszystkim z dyskusją na temat migracji.

Według sondaży ND znów może liczyć na 40–42 proc. poparcia. Tym razem oznacza to jednak niemal pewną samodzielną większość. Wybory odbędą się bowiem według zmienionej jeszcze w minionej kadencji ordynacji, zakładającej solidny bonus dla zwycięskiej partii w postaci 20–50 dodatkowych mandatów (w Grecji zmiany w ordynacji wchodzą w życie dopiero po kolejnym cyklu wyborczym). Tym samym powtórka z sytuacji po majowych wyborach, gdy mimo uzyskania 41 proc. głosów ND nie znalazła koalicjanta, a rząd techniczny utworzył Joanis Sarmas, szef Izby Obrachunkowej, odpowiednika Najwyższej Izby Kontroli, jest praktycznie wykluczona. ©℗