Z obawy przed Chinami Amerykanie wzywają do utworzenia gospodarczego NATO, ale przekonanie do tego Niemiec na szczycie G7 w Hiroszimie będzie zadaniem trudnym.

Intensyfikacja sankcji wobec Rosji ma być zgodnie z komunikatem ministrów spraw zagranicznych państw G7 jednym z głównych celów rozpoczynającego się w piątek trzydniowego szczytu tej grupy w Hiroszimie. Chodzi m.in. o trwałe zamknięcie gazociągów, którymi błękitne paliwo docierało do Europy. Decyzja taka musiałaby zostać zaakceptowana w Japonii przez Niemcy i Włochy. Bruksela oficjalnie nie komentuje pomysłów, które mają być dyskutowane w gronie G7, ale nie jest tajemnicą, że jeśli zyskałyby one aprobatę, to prawdopodobnie znalazłyby się w projekcie 12. pakietu unijnych sankcji. Obecnie gaz z Rosji odpowiada za ok. 8 proc. całkowitego importu błękitnego paliwa UE.

Pewnym jest, że prócz dyskusji o wojnie w Ukrainie szczyt G7 zdominują rozmowy na temat rosnącej roli Chin i koordynacja wspólnych działań wobec Pekinu, gdzie między krajami w grupie są różnice zdań. Na przykład rząd Olafa Scholza na koniec czerwca planuje w Berlinie szerokie niemiecko-chińskie konsultacje rządowe, z udziałem premiera Chińskiej Republiki Ludowej Li Qianga. Nie podoba się to Amerykanom, konsekwentnie budującym w Europie oraz Azji szerszą koalicję przeciwko Chinom. Bob Menendez, demokratyczny przewodniczący senackiej komisji spraw zagranicznych, wzywał do utworzenia gospodarczego NATO. Jednym z elementów takiego formatu miałoby być nakładanie sankcji czy wpisywanie na czarne listy chińskich firm. W UE na „jastrzębie” apele USA odpowiada przede wszystkim szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen, która domaga się bardziej restrykcyjnych środków wobec Chin w przypadku łamania przez to państwo unijnych sankcji nałożonych na Rosję.

Hiroszima miała być pierwszym z trzech punktów planowanej od dłuższego czasu szerszej podróży Joego Bidena do Azji i Australii. To ważna część jego rozpoczynającej się kampanii, w której zamierza przedstawiać się jako polityk, który zrealizował swoje wyborcze hasło o „powrocie Ameryki” do spraw światowych. Tymczasem z uwagi na przeciągające się negocjacje z Kongresem dotyczące podniesienia limitu długu publicznego i uniknięcia niewypłacalności gospodarz Białego Domu został zmuszony zmodyfikować swój harmonogram. Hiroszima i G7 pozostają bez zmian (wizyta Bidena w japońskim mieście zbombardowanym przez Amerykanów bronią nuklearną będzie miała spory wymiar symboliczny. Urzędujący prezydent USA pojawi się tu dopiero po raz drugi w historii). Demokrata nie pojedzie jednak do Papui-Nowej Gwinei oraz na szczyt formatu Quad w Australii (USA, Australia, Indie oraz Japonia), co było zapowiadane wcześniej.

Taki obrót spraw stanowi spore rozczarowanie dla amerykańskich dyplomatów. Przy narastającej rywalizacji na linii Pekin–Waszyngton obszar Pacyfiku jest traktowany coraz poważniej przez amerykańską administrację. We wrześniu ub.r. Biden gościł w Białym Domu przywódców kilkunastu państw z Oceanii, ogłaszając przy okazji szerszą strategię pomocy temu regionowi w zakresie przeciwdziałania skutkom zmian klimatycznych. Niedawno Amerykanie otworzyli też swoje ambasady na Wyspach Salomona oraz na Tonga. Podobny krok planują na Kiribati. To odpowiedź na zwiększenie dyplomatycznej aktywności ChRL w regionie. Pekin rok temu podpisał np. umowę bezpieczeństwa z Wyspami Salomona.

Zmiany w prezydenckim kalendarzu będą skutkować też koniecznością rewizji amerykańskich planów dotyczących odciągnięcia Indii od kupowania surowców od Rosji. Biden miał do tego przekonywać premiera największej demokracji świata Narendrę Modiego w Japonii, a następnie i w Papui-Nowej Gwinei oraz Australii, gdzie przywódcy też mieli w planach rozmowy. Bezpośrednie negocjacje Biden–Modi odłożone zostaną jednak prawdopodobnie na 22 czerwca, gdy lider Indyjskiej Partii Ludowej ma odwiedzić Waszyngton w państwowej wizycie.

Wszystko wskazuje na to, że będzie to już po „dacie X”, jak Departament Skarbu określa moment osiągnięcia przez Stany Zjednoczone niewypłacalności. O ile nie dojdzie do porozumienia między republikanami w Kongresie a Białym Domem w sprawie podniesienia limitu długu, to zgodnie z deklaracjami sekretarz skarbu Janet Yellen nastąpi to na początku czerwca. Ekonomistka ostrzega, że może to skutkować nie tylko wzrostem bezrobocia i kryzysem giełdowym, lecz także „podkopaniem światowego gospodarczego przywództwa USA”. Negocjacje trwają, wiele wskazuje na to, że Biały Dom będzie musiał pójść na ustępstwa wobec republikanów, którzy mają większość w Izbie Reprezentantów. Partia Donalda Trumpa w zamian za zgodę na podwyższenie limitu długu publicznego oczekuje cięć wydatków rządowych, spekuluje się, że ograniczenia mogą dotyczyć programu bonów żywnościowych. ©℗

Prezydent USA namawia Indie do rezygnacji z rosyjskiego gazu